Sophia
Czy wy też kiedyś zastanawialiście się, co gdybyście nie istnieli? Co gdybyście się wcale nie urodzili? Czy komukolwiek zrobiłoby to dużą różnicę? Czy wasze marne życie ma jakiekolwiek znaczenie dla chociaż jednego człowieka z tych ośmiu miliardów, żyjących na tym bezdusznym świecie? Bo moje nie. Dla ojca byłam tylko problemem. Z siostrą mijałyśmy się szerokim łukiem i nawet mogłam śmiało stwierdzić, że byłyśmy dla siebie dwiema obcymi osobami. Nic o sobie nie wiedziałyśmy poza podstawowymi informacjami takimi jak imię, czy wiek. Paru znajomych ze szkoły jakich miałam przed przeprowadzką, pewnie już dawno zapomniało o moim istnieniu. To by było na tyle osób z którymi jako tako byłam w jakiś sposób powiązana. Dla nikogo z nich nie byłam chociaż trochę ważna, chociaż tak bardzo tego bym chciała.
Nie byłam idealna, ale przecież nikt taki nie był, nie jest i nie będzie. Niektórzy posiadają mniejsze, inni większe wady, ale po mimo tego wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. To właśnie te dwa zdania powtarzałam sobie od małego. To właśnie te dwa zdania powiedziała mi mama godzinę przed swoją śmiercią, i gdybym tylko wiedziała że to będą ostatnie słowa jakie od niej usłyszę, z pewnością zareagowałabym na nie inaczej. Zupełnie inaczej! To... nawet trochę zabawne, jak bardzo każdy z nas nie jest świadomy tego, jak łatwo stracić ukochaną osobę. Tak bardzo żałowałam że nie pożegnałam się z nią, chociaż to był ostatni raz kiedy mogłam to zrobić. Tak bardzo żałowałam że nie powiedziałam jej że ją kocham, tak jak na to zasługiwała. Jedno było pewne...
Clarise Hall Corti była wspaniałą matką i zasługiwała na wszystko co najlepsze.
Ojciec już od samego rana mierzył mnie krytycznym wzrokiem, tak jakby co najmniej przyłapał mnie na paleniu trawki albo czymś jeszcze gorszym. Do cholery! Ja tylko przyszłam nieco później niż miałam, do domu!
Podkrążone oczy odznaczały się na tle całej twarzy. Sińce pod nimi świadczyły o tym że spałam zdecydowanie zbyt krótko i tak właśnie było. Wczorajszej nocy nie mogłam zasnąć.
Przemyłam twarz wodą która dała mi przyjemny chłód i można powiedzieć że trochę rozbudziła mnie do życia. Wyszłam z łazienki i zeszłam schodami do kuchni gdzie zastałam kobietę w młodym wieku. Kobieta miała na sobie fartuszek. Jej czarne, falowane włosy układały się w sprężynki a lekko opalona skóra i brązowe oczy ładnie do nich pasowały. Jej twarz pokrywała cała masa piegów. Kobieta miała cienkie brwi i zakrzywiony nos. Małe usta obrysowane konturówką dodawały jej charakteru.
- Dzień dobry, panienko.
- Uhm, kim jesteś? - odchrząknęłam. Nie miałam kompletnego pojęcia co obca kobieta robi w moim domu.
- Och, przepraszam. Zapomniałam się przedstawić. Jestem Dally Jones. Pański ojciec zatrudnił mnie jako pomoc domową - kobieta nerwowo poprawiła związane w kucyka włosy zaczesując niesforne kosmyki za ucho.
- Jestem Sophia, miło mi cię poznać.
- Wzajemnie. Co sobie panienka życzy na obiad?
- Możesz mówić do mnie po imieniu.
- W porządku - odchrząknęła - więc co sobie życzysz na obiad Sophia?
- Może... - przerwałam bo nie za bardzo wiedziałam o co poprosić.
- W takim razie zrobię coś, co na pewno ci posmakuje - tak jak powiedziała, tak zrobiła i już po kilkunastu minutach stały przede mną pysznie wyglądające naleśniki polane czekoladą i wyłożone owcami. Uwielbiałam wszelkiego rodzaju słodkości i tego typu rzeczy, więc naleśniki były strzałem w dziesiątkę.
CZYTASZ
Plunged Into The Darkness
Romance„Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić." - Antoine'a de Saint-Exupéry (1943). ,,Mały Książę". *** To moja pierwsza książka więc może zawierać dużo błędów, nieścisłości i cringe'u. Czytasz na własną odpowiedzialność!!!