Rozdział 2

20 0 3
                                    

Sala była przepełniona ludźmi, zarówno z wyższych jak i z niższych sfer. Na ogół panował gwar ludzi pochłoniętych rozmową, chociaż zdążyłam wyłapać kilka pogardliwych spojrzeń rzuconych przez ramię arystokracji na służbę lub ludzi z klasy niżej. Miałam ochotę za każdym razem teatralnie przewrócić oczami. Śmieszne było dla mnie to jak w tym środowisku (ludzi wychowanych i oczytanych na ogół) powstaje ciche przyzwolenie na takie czyny. Często odnosiłam wrażenie, że to właśnie w kręgu najbiedniejszych ludzi i w ciemnych zaułkach swe miejsce znajduje odraza i pogarda do innych. Jednak to właśnie tutaj - w świetle kryształowego żyrandola i pozłacanych ram obrazów wiła się jak ciemna cuchnąca mgła.

I po raz kolejny życie udowadnia mi jak bardzo się mylę.

Zaprosiłam gości do stołu, niestety jedyne wolne miejsca były na samym jego końcu. Pewnej hierarchii ustalonej od setek lat nie da się zmienić - chyba, że szybka i nagła rewolucja, ale do tego doprowadził by chyba jedynie samobójca.

Uniosłam głowę i oglądnęłam się za siebie. Wysoki, postawny brunet podczas rozmowy zerkał na mnie raz po raz. Nic dziwnego, w końcu zostałam jego żoną, a on nawet nie był pewny brzmienia mojego głosu. Ja jego też nie.

Jego rozmówcy nisko się ukłonili, gdy ten przeprosił i podziękował za rozmowę nieprzerwanie utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Podeszłam do niego jak tylko zrozumiałam, że to ja jestem jego następnym celem.

— Rodzina? — Spytałam.

— Handlarze. Mają nowe futra przywiezione z dalekich krain, zima nadchodzi długa i sroga, zapewne przydadzą się jako dodatkowe okrycia do łoża, niestety nie każdą rodzinę stać na ogrzanie swych chat. — Jego wzrok stał się zamglony, jakby chociaż na chwilę (nawet w tak ważnym i uroczystym dniu jak ten) nie mógł przestać myśleć co jest dobre, a co nie dla królestwa. Ten ślub też został zawarty z myślą o jego dobru.

— To bardzo...— mężczyzna podniósł brew — szlachetne. — Wykrztusiłam.

Z kuchni wyszedł ubrany w dostojny strój starszy mężczyzna, zastukał on w kieliszek, czym zwrócił uwagę każdego.

— Zapraszam szanownych gości i parę młodą do stołu, kolacja zostanie za chwilę podana. — Szybko usunął się w cień i zaczął pośpieszać kucharki oraz obsługę.

Mój mąż wskazał dłonią w kierunku naszego miejsca, razem tam podeszliśmy. Odsunął mi moje krzesło, a sam usiadł na znacznie większym i szerszym miejscu, moje było takie samo jak innych.

Obsługa biegała z najrozmaitszymi daniami. Różne rodzaje mięs, obłędnie pachnące sosy, góry słodkich wypieków oraz co oczywiste, najdroższe gatunki alkoholi.

Tuż obok króla znalazł się pełen wina puchar, które niemal od razu skosztował.

Podczas, gdy patrzyłam jak ludzie wesoło ze sobą biesiadują dostrzegłam, jak ubogo zostały zastawione ostatnie stoły. Zawrzało we mnie, spokój, który zazwyczaj pozostaje nienaruszony teraz został zburzony. Złapałam do rąk tace z mięsem i odsunęłam krzesło tak, że nieprzyjemnie zaszurało o kamienną posadzkę. Wzrok każdego skupił się na mnie. Goście zamilkli, a muzycy przestali grać. Słychać było jedynie stukot moich obcasów o marmurową posadzkę. Położyłam talerz na środku stołu, gdzie głodni goście wpatrywali się we mnie dużymi, zdziwionymi oczami.

— Ten stół ma zostać tak samo obficie zastawiony jak pozostałe.— W mgnieniu oka obsługa zaczęła bogato wypełniać puste miejsca na stole. Parsknęłam. — W moim domu nie ma miejsca na parszywość i ludzką głupotę. Nie ważne kim jesteś, zawsze zostaniesz napojony i nakarmiony. Niech nikt nie zamierza tego zmieniać, bo pożałuje. — Moja klatka ciężko opadała, zauważyłam też wzrok samego króla. Choć wolałam go chyba nie widzieć. Był zły. Zrobiłam widowisko, o którym ludzie w całym królestwie będą plotkować. Jednak nie ukorzyłam się, popatrzyłam każdemu w oczy i wróciłam na swoje miejsce.

—Wiem, że tobie się to nie spodobało, ale tak nie można... — tłumaczyłam cicho nachylając się ku niemu, co było trudne przez różnicę pomiędzy rozmiarami krzeseł i "tronów". Nagle duża męska dłoń się uniosła uciszając mnie tym.

— Później o tym porozmawiamy. — Uciął temat i nachylił się do handlarzy czyhających, aby dobić dobry utarg. Przewróciłam oczami i naciągnęłam na siebie jeszcze bardziej grube futro. W zamku było okrutnie zimno, pomyśleć, że to dopiero początek zimy.

Kątem oka zaczęłam przyglądać się mojemu mężowi. Nagle naszła mnie myśl czy, aby na pewno mojemu. Czy może czynienie obowiązków i powinności stanęło na drodze pomiędzy nim, a inną kobietą? Broń Boże nie chciałabym mu ich utrudniać - jesteśmy dorośli, połączeni z wyboru przez innych ludzi. Na pewno miał kochankę. Jego ciemny zarost, szczęka i szeroka postawa mówiła o tym, że jest już dorosłym, dojrzałym mężczyzną - tego nie udało się niezauważyć i nie wyczuć, nawet jego zapach przenikał świeżym, mocnym i męskim zapachem. Jednak niewiele można dostrzec, kiedy resztę przykrywają drogie futra i dzianiny.

Orkiestra zaczęła wygrywać szybszą i znacznie bardziej skoczną muzykę. Pary pojawiały się na zielonej marmurowej podłodze śmiejąc się, kręcąc i bawiąc. Zaśmiałam się, kiedy zauważyłam jak jedna z kobiet się potyka.

— Przestań to nie powód do głupiego śmiania. — warknął na mnie, po czym przeprosił swoich towarzyszy rozmowy i wstał. — Pokaż to co ty potrafisz. — otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nic, żadna docinka nie wpadła do mojej głowy. Złapałam jego dużą i ciepłą dłoń kierując się za nim na środek parkietu.

Był dziwny, a może po prostu był władcą. Wiedział jakie panują tu zasady, nowa osoba nie była mu na rękę. Każdy jego ruch, gest był wyuczony, zaprogramowany przez dzięsiątki nauczycieli, którzy go strofowali pewnie za każdą młodzieńczą głupotę. A teraz pojawił się ktoś obok na równi, może trochę poniżej...i musi on teraz nauczyć ją tego wszystkiego co uczyli go za młodu.   

Martwy punktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz