Jego ręka była owinięta wokół mojej talii. Mocno przyciskał mnie do siebie, tak jakby usilnie próbował utrzymać moją nienaganną postawę. Kołysaliśmy się w rytm muzyki.
Zirytowana po raz kolejny poprawiłam futro, które spadało z mojego ramienia.
— Czy ty możesz, choć przez chwilę, zachowywać się normalnie? — jego wzrok był skupiony na jakimś punkcie w oddali.
— Co jest nienormalnego w poprawianiu głupiego futra, które spada przy każdym moim ruchu?— Mimowolnie spojrzałam na zegar. Wskazywał dochodzącą godzinę dwudziestą trzecią. Nagle na swoim ramieniu poczułam zimną, lepką dłoń.
— Król raczy pozwolić? — Otworzyłam usta, żeby już zaprzeczyć, ale mnie ubiegł.
— Oczywiście. — Wykrzywiłam usta w grymasie. Niski, tęgi mężczyzna ukłonił się przed Williamem i pochwycił mnie za dłoń. Jego przeciętny wygląd maskowały drogie szaty i fikuśny zdobiony kamieniami kapelusz na czubku jego głowy. Ledwo powstrzymywałam uśmiech, który próbował wkroczyć na moją twarz. Chwycił mnie mocno, a nawet za mocno i pociągnął mnie prawie aż na sam środek parkietu. Mężczyzna był znacznie żywszym partnerem do tańca niż sam król William. Choć brakowało mu ogłady i wyczucia którą on posiadał. Dookoła nas wirowały damy zarówno z bardziej zamożnych jak i mniej domów, ich piękne suknie unosiły się i opadały przy każdym obrocie. Szybko poprawiłam spadające futro, gdy dostrzegłam spoczywający, lubieżny wzrok mojego partnera na moim odsłoniętym, nagim ramieniu. Na jego czole zaczęły pojawiać się kropelki potu, a na jego twarzy wykwit czerwony rumieniec. Stłumiłam w sobie obrzydzenia i wymusiłam blady uśmiech. Gdy drugi utwór zakończył się podziękowałam jemu za taniec pod pretekstem zmęczenia i chęci napicia się wody. On sam ukłonił się równie nisko co królowi a podnosząc głowę oblizał swoje wąskie, jasne usta i ucałował moją dłoń wyrażając głębokie chęci na kolejną możliwość wspólnego tańca. Podeszłam do stołu tuż obok muzyków, który zastawiony był różnymi rodzajami wypieków, alkoholi, ale przede wszystkim z dzbanami wody, której tak bardzo teraz potrzebowałam. Miałam wrażenie jakby od co najmniej kilku dni nie wypiła nawet kropli - suche gardło niemiło zakuło mnie. Przyłożyłam dłoń do mojego gardła delikatnie zaciskając na nim palce jakby miało mi to pomóc w zwalczeniu nieprzyjemnego uczucia. Nagle czyjaś duża ciężka dłoń spoczęła niespodziewanie nisko na moich plecach, wzdrygnęłam się i szybko spojrzałam na towarzysza. Twarz Wiliama nie zdradzała żadnych emocji. sięgnął po dzban wykonany ze szkła w kolorze morskiej bryzy i nalał sobie do pełna kielich wina. Uniosłam wysoko brwi i obserwowałam, jak przystawia kryształowy kielich do ust upijając spory łyk.
— Nie wypada chyba królowi tak ostentacyjnie sięgać po takie ilość alkoholu. — Ponownie uniosłam szklane naczynie z wodą do moich ust.
Spoglądał na mnie kątem oka i nie wzruszony moją kąśliwą uwagą ponownie przyłożył kielich do ust.
— Jak myślisz kto dostrzeże, że właśnie nalałem sobie trzecią lampkę wina? Damy, które wręcz prężą się, aby ktoś wziął je do tańca czy zamożni lordowie szukający potencjalnych żon? A może skrzypkowie, którzy choć na sekundę nie przerywają grania swojej muzyki bo boją się o utrate swojego życia, jeśli goście nie będą się bawić wystarczająco? Czy jeszcze może siedząca przy ostatnim stole biedota, która czuje się jakby złapała samych bogów za stopy i nie śmiałaby nawet pisnąć słowa na ten temat? — jego ostry wzrok przenikł mnie na wskroś. — Nikogo nie obchodzi co robię i jak to robię a nawet jeśli, to strach nie pozwala im się odezwać. A wszystko wiesz, dlaczego? — nie dał nawet czasu na odpowiedź. — Bo to ja jestem królem i to ja, decyduje co wypada a co nie na moim dworze. Po ostatnim zdaniu nie zaszczycił mnie nawet wzrokiem, odwrócił się i odszedł znikając pomiędzy wirującymi parami, a ja poczułam jak mróz przeszywa mnie do szpiku kości.
--------------------
Na blade policzki Grace wpłynął mocny czerwony rumieniec. Dotarło do niej, że nie powinna odzywać się tak do osoby jaką był król. Odłożyła pucharek z wodą i powolnym krokiem oddaliła się w kierunku stołu biesiadnego.
Zajmując swoje miejsce spostrzegła, że nigdzie nie może dostrzec dużego ciała Mortona. Poczuła jak jej żołądek się skręca, nie chciała wywołać w nim tak silnych emocji, które przyczyniłyby się do jego ucieczki z jego własnego przyjęcia weselnego. Zagryzła wargę i obserwowała ludzi z oddali siedząc samej - dzień, na który czeka każda mała dziewczynka, dzień związania się z miłością swojego życia, dzień przetańczony do godzin porannych, dzień... Grace parsknęła głośno i przetarła swoją twarz rękoma. Jej wzrok rozmył się a ona sama zamyśliła się.
Ten dzień nie był taki na jaki czeka każda mała dziewczynka. Jej mąż uciekł a jedyne co może robić do późnych godzin porannych to być kukłą na pokaz. Huk wyrwał ją z transu. Przed nią stała piękna, dojrzała kobieta, wbiła ona mały, dyskretny sztylecik ze srebrną rączką w pieczeń z dzika. Obie spojrzały sobie głęboko w oczy.
— Lady Charmain Mckee. — powiedziała i wyciągnęła sztylet, na który nabity został kawałek mięsa. Włożyła go do ust i lekko się skrzywiła — Moja służka Leokadia robi o niebo lepszą pieczeń. — puściła oczko do Grace, przetarła ostrze i schowała je pod grubym gorsetem. — Mam nadzieję, że będziemy miały przyjemność jeszcze się spotkać. — Nim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć czarnowłosa piękność odeszła. W połowie parkietu pochwyciła jakiegoś mężczyznę za ramię, prawdopodobnie lorda Mckee i oboje zniknęli w tłumie. To co się stało było tak zaskakujące dla niej, że nie była do końca pewna czy to nie jej mózg płata jej figle ze zmęczenia.
-----------------------
Zegar wybił drugą w nocy a z nią ubyło kolejne grono gości. Stałam tuż obok króla, który niespodziewanie pojawił się przed samym zakończeniem. Razem dziękowaliśmy za przybycie każdemu z osobna przez co czas upływał niemiłosiernie wolno. Niektórzy z kupców przystawali na dłuższą pogawędkę zachwycając się przyjęciem a damy chichotały do króla, gdy ten uśmiechał się do nich szeroko. Ostatnią z wychodzących par ku mojemu zaskoczeniu okazali się lord i lady Mckee, oboje z szerokimi uśmiechami na twarzy dumnie kroczyli w naszą stronę. Lord odziany był w naprawdę dobrze skrojone spodnie i koszulę, o płaszczu ciężko było cokolwiek powiedzieć, gdyż trzymał go pod ramieniem. Ewidentnie większość wieczoru znajdował się przy stole z trunkami.
— Przyjacielu! — lord zaśmiał się i podszedł z rozłożonymi rękoma do króla. — No gratulacje, nie sądziłem, że skończysz z tak piękną żoną, w prawdzie mówiąc, że skończysz w ogóle z żoną. — podrapał się w czubek głowy po tym jak jego żona pacnęła go wierzchem swojej dłoni w jego żebra.
— Nie słuchaj go Williamie... — przewróciła oczami i zerknęła szybko na mnie. — Gratulujemy wam obojgu.
Morton zaśmiał się i pochylił głowę w geście podziękowania.
— Cieszę się, że udało wam się tu przybyc. — Spojrzał na czarnowłosą. — Char, wyjątkowo dziś pasuje ci ta suknia. — kobieta parsknęła i poklepała króla po ramieniu, chwyciła mocniej swojego męża i wyszli jako ostatnia para tego wieczoru. Za zamykającymi się drzwiami dostrzegłam uniesioną w górze kobiecą dłoń, która machała nam na pożegnanie.
—Cóż, osobliwa para...— pokiwałam głową i lekko uśmiechnęłam się do męża.
Wypierałam myśli, że nadszedł czas na faktyczną finalizacje małżeństwa.
Chciałam odłożyć to na nigdy.
CZYTASZ
Martwy punkt
RandomMłoda Grace Hathaway zostaje wydana za mąż za króla jednego z dwóch zwaśnionych królestw. Starając się dopasować do nowego dworskiego życia pośród szlachty - dostrzega coraz to mroczniejsze tajemnice... Czy uda się jej ustrzec przed intrygami i poku...