Rozdział 4

326 56 6
                                    

Camryn

Gdy obudziłam się rano, pękała mi głowa. Od płaczu, z niewyspania... Pewnie z obu powodów po trochu. Po powrocie z nocnego spaceru zdjęłam tylko buty i skuliłam się pod kołdrą. Zasnęłam w poprzek łóżka, przytulona do pluszowej foki.

Wzięłam szybki, letni prysznic, żeby zmyć z siebie emocje minionej nocy, po czym po cichu zeszłam na dół. Na blacie czekała kartka od taty. Dostał pilne wezwanie do szpitala. Jakiś wypadek drogowy. Był ortopedą w miejscowym szpitalu, więc zawsze miał ręce pełne roboty. Gdy wróciłam do domu, jeszcze spał, więc musiał wyjść stosunkowo niedawno.

Wydusiłam na ekspresie przycisk z podwójnym espresso, zabieliłam je odrobiną mleka, dosypałam cukru. Uzbrojona w kubek kawy wróciłam do swojego pokoju, żeby wyszykować się do szkoły. Udało mi się zatuszować większość oznak niewyspania makijażem, ale wciąż miałam przekrwione oczy. Trudno, lepiej nie będzie.

– Cammie, za kwadrans wychodzimy! – zawołała mama, gdy próbowałam ujarzmić swoje niesforne włosy.

– Dobrze! – odkrzyknęłam i w końcu się poddałam.

Zajrzałam do szuflady stolika nocnego. Sięgnęłam po pomarańczową fiolkę z moim nazwiskiem. Pusta, cholera. Usiadłam ciężko na łóżku i zatopiłam palce we włosach. Ból towarzyszył mi niezmiennie od dwóch lat. Ból, przez który nie spałam po nocach.

Wygrzebałam z plecaka dwie tabletki advilu. Lepsze to niż nic. Popiłam leki resztką kawy, spakowałam pracę domową z literatury, po czym zeszłam na dół. Wmusiłam w siebie niewielką porcję owsianki, czując już skutki brania przeciwbólowych na pusty żołądek. Mdliło mnie, jednak to nic takiego, jeśli ból zaczął słabnąć. Wyprostowałam prawą nogę, po czym zgięłam. Lepiej.

– Znowu cię boli? – zapytał Elliot, marszcząc brwi znad swojej góry omletów. Ten to miał spust...

– Trochę – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Nie musiał wiedzieć wszystkiego. Był pewien, że rehabilitacja wszystko naprawi, jednak moja noga potrzebowałaby raczej cudu. Chociaż nie... Cud już się wydarzył. Chodziłam, normalnie funkcjonowałam. Jeśli nie liczyć chronicznego bólu, który powracał częściej, niż bym tego chciała. – To nic takiego, za dużo wczoraj chodziłam.

To akurat był fakt. Noga trochę mnie bolała jeszcze zanim poszłam na spacer z Rileyem. Dlatego nie spałam.

Elliot przypatrywał mi się podejrzliwie jeszcze dłuższą chwilę, ale zaraz wrócił do jedzenia. Ja w tym czasie napisałam krótką wiadomość do taty. Potrzebowałam nowej recepty na vicodin. Zdążyłam nacisnąć „wyślij", gdy rozległo się trąbienie.

– To Julian, muszę lecieć. – Wstawiłam do zlewu pustą miseczkę po owsiance i wyszłam z domu, żegnając się z Elliotem i mamą głośnym „pa!".

Zamarłam z ręką na klamce drzwi od strony pasażera. Na tylnej kanapie siedział Riley. Westchnęłam w duchu, ale nie miałam wyjścia. Julian był moją podwózką, odkąd dostał samochód na szesnaste urodziny, poza popołudniami, kiedy miał trening hokeja w trakcie sezonu.

– Hej! – Przywitał mnie Julian, nieco radośniej niż zazwyczaj. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Kiwnął w stronę Rileya, który niepewnie uniósł rękę w geście powitania. Jeden kącik ust drgnął mu w uśmiechu, kiedy dostrzegł moją z pewnością nieco skrzywioną minę.

– To twój samochód. – Wzruszyłam ramionami. – Cześć, Ry – burknęłam pod nosem, zajmując miejsce pasażera.

– Cześć, Skrzacie – odpowiedział, teraz już jawnie szczerząc zęby.

Warte wybaczenia WYDANA 22.09.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz