Ból pleców rozrósł się jak korzenie drzewa. Siedziałem zaklinowany na skraju kanapy. Robaki-myśli wyjadały mnie od środka, a jedyny ruch na jaki było mnie stać to spojrzenie w stronę zegara. 5:20.
Dopiero po kilku minutach zdrętwiałej bezczynności rozejrzałem się po pomieszczeniu. W odróżnieniu od mojego stanu psychicznego, pokój pozostał w takim samym stanie co zeszłego wieczoru. Plecak z maturalnymi notatkami, butelka z pozostałościami wody, marynarka i kubek z resztką zielonej herbaty na ławie. Przez ostatni tydzień byłem święcie przekonany, że wypiłem całą podczas powtórek z matematyki. Torebka unosiła się jednak na ciemnej cieczy. Obok leżał telefon, cudem jeszcze na 1% baterii, pokazując nieistotne powiadomienie z Instagrama. Moją uwagę przykuła raczej seria nieodebranych połączeń z jego nazwą kontaktu powyżej. Wiedziałem, że już dawno miał mnie tylko zapisanego imieniem, a ja dalej łudziłem się, że był "moim księciem". Po chwili i ikonki, i godzina, i nazwa rozmazała mi się przed oczami, a łzy plamiły mi błękitną bluzę.
Jeśli został mi jedynie ból, to czemu powodujesz go akurat ty?
Pomimo opornego uciśnięcia w klatce, wyciągnąłem rękę w stronę kubka. Na raz opróżniłem jego zawartość jakby gorycz napoju miała ugasić tą w sercu. Z niesmakiem patrzyłem to na naczynie, to na odbicie w szklanych drzwiczkach segmentu. Herbata, jeśli dalej można było to tak nazwać, pomogła na tyle, żeby się przestać mazać.
Oparłem się o kanapę i, najciszej jak potrafiłem, zacząłem walczyć z binderem. Ciotka wstawała dopiero o 7:30, aby udać się na bazarek. Miała tak w zwyczaju w sobotnie poranki. Nie przejęła się pewnie faktem, że nie wracałem i raczej nie chciała zobaczyć swojego siostrzeńca w tym marazmie kiślowym do jakiego sam się doprowadził.
Gdy wyszła z mieszkania, potuptałem po skrzypiącym parkiecie do łazienki. Kiedyś w tym mieszkaniu bawiłem się z kuzynami, uciekałem z rogalikami przed rodzicami lub otwierałem prezenty świąteczne. Teraz wypełniła go cisza i wydawał się jedynym bezpiecznym miejscem na świecie, którego nie chciałem opuścić.
W wannie zebrałem w sobie trochę spokoju. Roztapiałem w ciepłej wodzie ciało, a ona poruszała się wraz z moim oddechem.
Wiedziałem, że tamten dzień musiał kiedyś nastąpić. Przestraszyłem się własnej nienawiści. Każdy korzystał z mojego dobra, a ja oplułem jadem najbliższą mi osobę. Wziąłem głęboki wdech, żeby kolejne łzy nie poparzyły mi skóry pod oczami. Skupiłem wzrok na maszynkach do golenia. Mimowolnie przypomniały mi się ręce Michała, które opłukiwałem w szkolnej łazience.
"Zginąłbym bez ciebie" padło wtedy w męskiej toalecie i przypieczętowało mój pakt przywiązania.
Zamknąłem oczy jakbym chciał uniknąć ciosu spowodowanego tym wspomnieniem. To już koniec... żadnych szkolnych łazienek, obietnic i jego zapachu na dłuższej przerwie kiedy całe 20 minut mogłem się leżeć wtulony.
Słysząc kroki na klatce zebrałem swoje smutki i rzeczy do prania z podłogi.
-Wyglądasz marnie- komentuje ciotka, sprawdzając mi głowę przez co płatki czekoladowe spadły z powrotem do mleka. Nie byłem nawet w stanie jej odpowiedzieć tylko siedziałem skulony jak pies.
Skończyłem równie marne śniadanie i drżącymi rękoma odkręciłem kran.
-O której ty w ogóle wróciłeś do domu?
-Nie ważne.
Spojrzałem na jej oczy, ale pomimo powracającego gniewu, nie byłem w stanie wymyśleć więcej słów. Szczęka zacisnęła się tak, że żadne by nie wyleciało. Jestem potworem. Jestem potworem. Jestem potworem. Ciotka patrzyła ze zdziwieniem jak moje oczy napełniały się łzami. Oczekiwałem, że sama przebije ciszę. "Usiądź" odbiło się o ściany małej kuchni.
CZYTASZ
Przetrwaliśmy tylko my
Roman pour AdolescentsFilip kończy liceum i staje przed wyborem: odciąć się kompletnie od rodziców, którzy nie przekazują mu tyle miar miłości ile młodszej siostrze i zostać w mieście czy przenieść się na wieś, żeby nawiązać kontakt z jedynym sąsiadem w jego wieku - Konr...