rozdział pierwszy

9.1K 194 150
                                    

no witam 😁
#neverenoughwatt
tiktok: zvzqbook
instagram: zvzqbook
x: zvzqbook

༺✽༻

- Madison! - usłyszałam donośny krzyk matki z dołu. - Zbieraj się, jedziemy do cioci Margot.

- Nie ma opcji, nigdzie nie jadę. Nie będę przebywać z nim w jednym domu. - zeszłam po schodach i popatrzyłam na mamę. - Tam będzie Olivier, a doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że za sobą, delikatnie mówiąc, nie przepadamy. - usiadłam z naburmuszoną miną na stopniu, opierając brodę o kolana. Ciotka i jej syn, to nie była tak naprawdę rodzina. Ale moja mama znała się z nią od podstawówki i przyjaźnią się do tej pory. Uważają się za rodzinę, i gdyby nie ten idiota, pewnie czułabym się u niej, tak jak u siebie w domu.

- Dziecko, muszę tam jechać, żeby załatwić sprawy związane z pracą, a nie zostawię cię tutaj samej po ostatnim razie. - popatrzyła się na mnie karcącym wzrokiem i zwróciła w stronę lusterka, nakładając na usta bordową szminkę. Jak zwykle, Beatrice, musiała postawić na swoim i już po chwili znajdowałam się w samochodzie, zastanawiając się, jak uniknąć konfrontacji z Wood'em.

Fakt, że ostatnim razem troszeczkę zabalowałam podczas nieobecności rodziców w naszym domu, ale to nie było planowane! Jestem wzorową uczennicą i co roku walczyłam o stypendium, nie to co mój starszy brat Oscar. Był w ostatniej klasie i nigdy w życiu nie miał chociażby pozytywnej oceny na świadectwie.

Miała przyjść tylko Allison i Jake, moi najlepsi przyjaciele, jednocześnie jedne z niewielu osób, które w tej szkole mnie lubiły. Jednak sytuacja wymknęła się z pod kontroli. Oscara nie było w domu, co za tym idzie, nikt nie mówił mi co mam robić, bo zazwyczaj to on dyktował mi warunki, kiedy rodziców nie było w domu.

Tak się złożyło, że Allie zaprosiła chłopaka, w którym się podkochiwała, a on przyszedł ze swoimi znajomymi. Wyszłabym na kretynkę, gdybym ich wyprosiła. Rówieśnicy i tak mnie za nią uważali, ale miałam nadzieję, że po tej imprezie zmienią o mnie zdanie.

Po dziesięciu minutach jechałyśmy w czarnym Peugeocie. Wyglądałam za okno, obserwując otaczającą mnie przyrodę, bo to mnie wyciszało i pomagało nie myśleć niepotrzebnie. Zawsze kiedy coś mnie przytłaczało, lub po prostu się nudziłam, wychodziłam na dach, żeby pooglądać gwiazdy.

- Mogłabyś się dogadać z Olivierem, przynajmniej na czas, kiedy będę współpracować z jego mamą? Nie chcę, żebyś od razu wpadała mu w ramiona, tylko litości, nie kłóćcie się o pierdoły. - z zamyślenia wyrwała mnie moja mama.

- Mogłabym, jednak to nie do mnie powinnaś z tym przychodzić. Uwierz, że gdybym mogła, to wcale bym z nim nie rozmawiała, ale ja nie będę siedzieć cicho, podczas gdy on wyzywa mnie jakbym co najmniej zabiła mu kota. - popatrzyłam na kobietę, która z westchnieniem przekręciła oczami i powróciła wzrokiem na jezdnię.

Kiedy dojechałyśmy, niechętnie wyszłam z samochodu i powolnym krokiem podeszłam do drzwi. W duchu modliłam się, żeby Oliviera nie było w domu. Niestety moje prośby poszły na marne, bo drzwi otworzył nam chłopak. Jego lśniące brązowe włosy były lekko roztrzepane, ubrał czarny t-shirt z małym napisie na klatce i szare dresy. Uśmiech od razu zszedł mu z twarzy, kiedy mnie zobaczył. Pewnie ciotka mu nie powiedziała, że ja również przyjadę.

Mama delikatnie pchnęła mnie do środka, przez co potknęłam się o wycieraczkę, a Wood parsknął śmiechem. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Ominęłam go bez słowa i weszłam do salonu, przywitać się z resztą. Margot na wstępie wzięła mnie w ciasny uścisk, przez co ledwo mogłam złapać oddech.

- Cześć, skarbie. Dawno się nie widziałyśmy! Opowiadaj, co słychać, jak w szkole? - uśmiechnęła się ciepło, czekając na odpowiedź.

- Jest w porządku, dziękuję, że pytasz. - kolejna maska, którą na siebie założyłam, nikt tak naprawdę nie wie, jak się czuję w środku, wszystko mnie wyniszcza po kolei. Przed nikim, nigdy się nie otworzyłam. Nie ufam ludziom. Kiedy ktoś by się dowiedział, nie patrzyłby na mnie tak samo jak wcześniej.

- To wspaniale! Olivier poszedł na górę, idź do niego. Wiesz, gdzie jest jego pokój. - odwróciła się i wyszła z pomieszczenia, zanim zdążyłam zaprotestować, więc jedyne co mi zostało, to iść do pokoju tego potwora.

Zapukałam delikatnie do jego drzwi i nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka. Wolałam go ostrzec, bo jeszcze zobaczyłabym coś, po czym miałabym dożywotnią traumę. Chłopak miał niewielki pokój, na ścianach były przyklejone zdjęcia, przez co wydawał się bardzo przytulny. Odnalazłam wzrokiem bruneta, który siedział na łóżku. Oglądał coś na telefonie, jednak gdy mnie zobaczył, wstał i szybkim krokiem do mnie podszedł.

- Co ty tu robisz, gówniaro? Czy ktoś cię, kurwa, tutaj zapraszał? - spojrzał na mnie z góry, wymachują rękami na lewo i prawo jakby miał jakieś, pieprzone, wstrząsy. - Nie nauczyli cię pukać w tej twojej, pożal się Boże, cudownej rodzince?

Wiedział, że nienawidzę, gdy ktoś wspomina o moich stosunkach z rodzicami. Dla nich liczyła się tylko praca i pieniądze. Nie byliśmy dla nich ważni. Potrzebowali nas tylko na jakieś durne bankiety, na których znów, główną rolę odgrywały maski, sekrety i ukrywanie swojej prawdziwej osobowości. Graliśmy idealną rodzinę. Prawda była taka, że ten ideał gnił od środka. Kiedy któremuś z nich coś się nie spodoba, jestem zwyzywana jak najgorsza szmata. Wystarczy, że krzywo się uśmiechnę, to dostaję dwugodzinny wykład po powrocie, dlaczego jestem tak zepsuta i bezwartościowa.

- Po pierwsze, kretynie, umyj uszy, bo pukałam. - przybliżyłam się do niego i spojrzałam w górę, by dostrzec jego zielone oczy, które z boku miały dwie perfekcyjnie symetryczne plamki. Były hipnotyzujące, niestety w dobrym sensie. Chłopak przewyższał mnie prawie o głowę. Olivier Wood nie był brzydki, wręcz przeciwnie. Był przystojny.
Bardzo przystojny.

- A po drugie, jeszcze raz wypowiesz się na temat mojej rodziny, to przysięgam, że inaczej pogadamy. - chłopak parsknął na te słowa i podszedł o krok bliżej. Nasze klatki piersiowe prawie się stykały i czułam jak szybko oddycha z zdenerwowania.

- Co ty mi możesz zrobić, słoneczko? - uniósł kącik ust ku górze i poczochrał mi włosy. Zapewne zrobiłam się cała czerwona ze złości, jednak Olivier nie zdążył tego dostrzec, bo szybko wybiegłam z pokoju. Nie patrząc na kobiety siedzące przy stole w jadalni, trzasnęłam drzwiami wyjściowymi i wsiadłam do samochodu, który stał na podjeździe.

Nienawidzę Oliviera Wood'a i zrobię wszystko, żeby spierdolić mu to, cholerne, życie.

Never enough [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz