|°~Zmiany~°|

17 1 0
                                    

Obudził mnie Ksawier bijący mnie poduszką. Przez kilka minut tylko mówił o zrobieniu coś na śniadanie. Przetarłam oczy i wstałam z łóżka, aby się przebrać w luźną koszulkę oraz niebieskie krótkie spodenki.

Gdy wyszłam z mojego pokoju wpadłam na nasze bagaże lekko obijając prawą nogę. Auć! Mam nadzieję że nie będę miała siniaka...

Poszłam do kuchni i zauważyłam Ksawera czekającego na śniadanie, które miałam zrobić. Zaczełam szykować płatki na mleku dla mnie i dla mojego brata abyśmy nie byli głodni do przyjazdu babci Adele. Szybko zjedliśmy śniadanie, Ksawier poszedł do swojego pokoju wybrać jedną z sowich ulubionych zabawek, a ja czeszę się w długi warkocz. Za niedługo przyjdzie babcia, aby zabrać nas do Florencji, czyli to ostatni raz przebywania w moim najukochańszym domu? Takie pytania przez chwilę zajmowały mi głową do czasu gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wołam Ksawera i wychodzimy z naszego domu na zawsze.

Babcia gestem pokazuje żaby usiąść na tylnych siedzeniach. Przed usiądzeniem pomagam Ksawerowi włożyć nasze bagaże do bagażnika samochodu. Siadam na siedzeniu a mój brat wyjmuję telefon i zaczyna grać w ROBLOX.
- Come ti senti dopo ieri, Ashley? - babcia próbowałam rozluźnić atmosferę, ale jakoś jej to nie wychodziło. Zaskoczyło mnie, że się o to zapytała, przeciesz nigdy nami się nie interesowała, ale byłoby niegrzecznie gdybym nie odpowiedziała.
- Trochę lepiej, ale... dziwnie się czuję opuszczając nasz dom... - uśmiechnęłam się do babci nie pewnie.
- Che cazzo stai facendo?! - przerwał mi Ksawier. Zabrałam mu telefon i chowałam go do mojej torby z lalkami i z innymi zabawkami. Taki mały, ale klnie jak jakiś pijak spod sklepu...
- Pamiętaj Ksawier, nawet jeśli będziesz przeklinał po włosku to i tak wszyscy to zrozumieją - powiedziałam pewnie, przemyślając każde słowo. Poczułam wzrok Ksaweria na mnie. Ja wygrałam a nie on to pewne. Dwójka niebieskich oczu mojego brata zaczął padać deszcz łez.
- To ty przeklinasz a nie ja- uśmiechnęłam się złośliwie i wiedzę jak Ksawier myśli o swoich poprzednich słowach.

Po kilku godzinach jechania do Florencji w końcu jesteśmy. Oglądałam z zaciekawieniem wszystkie piękne zabytki takie jak Katedra Santa Maria del Fiore.
-Dzieci już jesteśmy! - wykrzykuje babcia gasząc silnik. Chwilę idziemy przez małą dróżkę i jesteśmy już przy naszym nowym domu.

Ściany budynku były koloru białego a dach być czarny. Wokół domu rosły duże tuje, które mogły mieć nawet z trzydzieści lat. Drzwi od głównego wejścia były czarne a tylne szklane. Obok budynku znajdował się duży ogród z najróżniejszymi kwiatami i krzewami.

Widzę jakieś dziwne ogrodzenie które nic chyba nie oddziela.
- Babciu, do czego służy tamte ogrodzenie jeśli do niczego nie oddziela?
- zapytałam wskazując ręką na płot. Wiedzę że moja babcia się zastanawia jak ma odpowiedzieć więc nic dalej nie mówię.
- Kiedyś ci opowiem gdy będziesz starsza. Tylko obiecuj mi że nigdy bez mojej zgody tam nie wejdziesz, vero? - odpowiedziała babcia grzebiąc w swojej torbie poszukując kluczyków od domu.
-vero - odpowiedzi zamyślona czując że ktoś mnie za rękę szarpie. Patrzę a tu...
- Ashley chodźmy do ogrodu babci. Zobaczymy co się w nim kryje! - powiedział Ksawier z bardzo podekscytowanym uśmiecham na twarzy. Widzę, że on nie może się doczekać.
- Możemy iść - zrobiłam na chwilę przerwę wskazując na babcię - Tylko zapytajmy się babci czy możemy.
- Możecie iść. W miedzę czasie zrobię obiad, miłej zabawy - powiedziała babcia wskazując na furtkę, która była wejściem do ogrodu.

Idziemy w stronę ogrodu i widzimy tarczę do strzelania z łuku z wbitymi strzałami. Obok niego leży łuk, którego właśnie podniosłam.
- Ashley po co ci to? - zapytał zaciekawiony Ksawier biorąc do ręki pobliski kołczan do strzał. Nie odpowiadam i strzelam w prosto środek tarczy.
- Wow... Jak to zrobiłaś jeśli pierwszy raz miałaś łuk w rękach? - pyta zainteresowany Ksawier przyglądając się wbitej strzale.
- Sama nie wiem... Jakiś cud lub coś w tym stylu - odpowiadam wyciągając strzałę i ponownie strzelając w środek tablicy.
  - Ash! - nagle wykrzyknął mój brat szarpiąc mnie za ramię - błagam cię naucz mnie strzelać z łuku... PROSZĘ, PROSZĘ. PROSZĘ!
- Jesteś na to za mały możesz się skrzywdzić lub kogoś... - mówię to odkładając łuk i strzały na miejsce gdzie na początku leżały.
- Nie lubię cię!
- A ja cię lubię i co mam na to poradzić - odpowiadam z zatroskaną miną. Wyjmuję jego telefon i mu oddaje do ręki.
- Czemu mi go oddajesz...? - pyta Ksawier przyglądając się swojemu telefonowi.
- A do czego on mi był potrzebny? - zachichotałam - zabrałam ci go, ponieważ zachowywałeś się niegrzecznie w samochodzie, ale teraz nie będziesz przeklinał. Prawda?
- T-tak, będę grzeczny! - powiedział Ksawier wyrywając mi z ręki jego telefon.

Jak zawsze tylko telefon najważniejszy.

Gdy on sprawdza czy coś przypadkiem mu usunęłam z telefonu, ja szłam w stronę ogrodu.

- Ashley...? Czekaj, gdzie idziesz?!- Krzyczy Ksawier gdy się zorientował ,że jestem przy furtce od ogrodu.
-Chodź za mną! Będzie fajnie. Obiecuję! - odpowiedziałam na chwilę zatrzymując się przed furtką. Szybko Ksawier do mnie dołącza i otwieramy furtkę...


Mała SierotkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz