Tuż nad głową Philippa Strassera przeleciała hałaśliwie mewa. Ptaszysko zaskrzeczało tak głośno, że miało się wrażenie, że zaraz z tych emocji spuści na niego cuchnącą niespodziankę. Co prawda nie przypominał sobie szczegółów ostatniej nocy, ale nie wydawało mu się, że wyjechał nad morze. Tymczasem w jego butach przesypywał się piasek, wokół unosiła się woń ryb, a do jego uszu dochodził plusk spienionych fal, niestrudzenie uderzających o brzeg. Zaklął siarczyście pod nosem, gdy kolejne próby stanięcia na własnych nogach spełzły na niczym. W dodatku omal nie wdepnął w szklaną butelkę turlającą się tuż pod jego stopami.
Co to wszystko miało znaczyć? To prawda, libacja była sroga! Ale żeby aż tak? Gdzie podziała się Lola, która swym towarzystwem umilała mu wczorajszy wieczór? Gdzie burbon, amerykańska whiskey, którą jeszcze niedawno sączył w przybytku Píi? Gdzie Burbon, jego ukochany piesek? Czy właśnie spełnił się jego najgorszy koszmar, w którym Amadeus zabrał mu tego pociesznego futrzaka i przerobił go na dywan?
Gdyby tylko wiedział, że już za chwilę w jego życiu pojawi się jeszcze inny Burbon, o jakim nawet mu się nie śniło.
W oddali zamajaczyła pewna wiotka sylwetka. Jej długie, ułożone na złotym piasku w gęste fale włosy, rozwiewał wiatr. Och, w końcu pojął wszystko! Znajdował się w Wenecji. Kilka metrów od niego musiała zatem leżeć Rossi. Nie zastanawiając się już dłużej nad nieistotnymi szczegółami, przysunął się do utęsknionej kobiety. Natychmiast zabrał się do całowania ukochanej, nie zważając na to, że morska bryza przylepiła do jej twarzy kilka pukli ciemnych, jedwabistych włosów. Postać westchnęła cicho zaskakująco niskim głosem, trzymając pod pachą butelkę bimbru.
Nagle odstąpił od jej ust. Poczuwszy na swoim policzku kłujące igiełki kilkudniowego zarostu, odskoczył niczym oparzony. Momentalnie otrzeźwiał, jakby wrzucono go do balii z zimną wodą. Stanął mocno na nogach i obserwował, jak męska postać odgarnia kaskadę kruczoczarnych kosmyków ze swojego bladego oblicza.
— Dlaczego przestałeś? Czyżbym miał nieświeży oddech? Jeszcze tydzień temu żułem goździki...
Ubrany w dość ekstrawagancki sposób dwudziestokilkulatek spojrzał z wyrzutem na mężczyznę, który jeszcze przed chwilą z wyjątkową namiętnością wpijał się w jego wargi. Jakże śmiał przestać? Za kogo on się uważał, żeby obudzić pożądanie w księciu Orleanu, a potem tak bezczelnie pozostawić go nienasyconym?
— Do ciebie się zwracam! Rozkazuję ci całować dalej. Czekaj, czekaj... A może ty nie mówisz po francusku? Znasz hiszpański? Angielski?
Philipp nie odrzekł ani słowa. Splunął na piasek pod swymi stopami, po czym rzucił się do morza. Łapczywie nabrał w usta słonej cieczy, by pozbyć się śliny tego przedziwnego jegomościa, który najwyraźniej oczekiwał, że będzie kontynuował czułości.
Wziął głęboki wdech i zanurzył się po czubek głowy w ciepłym morzu. Książę Philippe uniósł brwi w zdziwieniu. Zauważywszy, że jego zdobione koronkami rękawy były nieestetycznie wygniecione, zląkł się, że jego niedoszły kochanek postanowił targnąć się z tego powodu na swoje życie. Nie dziwił mu się, on też zareagowałby pewnie podobnie, gdyby miał pod ręką swoje ulubione, srebrne lusterko i ujrzałby kolejne oznaki jawnego fizycznego zaniedbania, w tym kilkudniowy zarost, do którego nigdy nie dopuszczał. Przez krótki moment rozważał nawet pospieszenie mu na pomoc, ale powstrzymał się, uświadomiwszy sobie, że tak radykalne działanie zniszczyłoby doszczętnie jego uczesanie.
Na szczęście nieznajomy nie planował popełnić samobójstwa. Wynurzył się niczym bogini Wenus, która według Rzymian narodziła się z morskiej piany. Jego biała koszula całkowicie przywarła do jego umięśnionego ciała. Spod przemoczonego materiału kusiła go jego dobrze zbudowana sylwetka. Ach, wyglądał zupełnie jak Chevalier de Lorraine, z którym spędził wczorajszą noc, pijąc przy tym hektolitry wina, szampana i innych trunków podejrzanego pochodzenia. Może to dlatego nie był w stanie przypomnieć sobie, w jaki sposób znalazł się na tej plaży?
CZYTASZ
Dzieli nas dwieście lat, łączy nas coś więcej
HumorXVIII wiek, gdzieś na wybrzeżu Francji. Książę Philippe d'Orléans i Philipp Strasser ledwo co pamiętają wczorajszą noc, która minęła im na srogiej libacji przy butelce podejrzanego bimbru. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby imprezowali razem. I gd...