Rozdział 10

645 24 9
                                    


Prosto z uczelni poszłam pod bramę przy stadionie, którą miałam wejść na camp nou. Umówiłam się, że Pedri będzie na mnie tam czekał i tak jak powiedział, dotrzymał słowa. Przywitałam się z chłopakiem i weszliśmy w ten długi korytarz. Chyba nigdy nie spamiętam, jak tu się wchodzi i nie mam pojęcia jakim cudem chłopaki to pamiętają.

-Idę się przebrać, poradzisz sobie?- powiedział Pedri przed szatnią.

-Tak- kiwnęłam głową nie do końca przekonana.

Mój kolega zniknął za drzwiami szatni, a ja tak na dobrą sprawę nie wiedziałam, gdzie mam iść. Zaczęłam się rozglądać widząc mnóstwo takich samych drzwi. Wydawało mi się, że to wejście jest bardziej oznakowane. Zdecydowanie powinni przypiąć do tych drzwi tabliczki, co za nimi się znajduje, albo zrobić drogowskazy do murawy. Przeszłam przez szklane drzwi, swoją drogą jedyne, które zapamiętałam. Ile ja bym dała, żeby nie zapominać wszystkiego.

Szłam powoli rozglądając się na wszystkie strony.

-A ty czego tu szukasz?- zapytał głos za mną

-Wejścia- odpowiedziałam.

-Okej- odpowiedział Gavi i zaczął iść w drugą stronę

-To może mi pokażesz, gdzie ono jest

-A co z tego będę miał?

-Nie trzeba z wszystkiego czerpać korzyści. Jest coś takiego, co nazywa się bezinteresowna pomoc.

-Nie bawię się w takie rzeczy.- odpowiedział chłopak

-No tak, jak tak bardzo zadufany w sobie chłopak może zrobić coś bez zysków.

-Po cholerę się spotykasz z Pedrim?- zapytał. Nie ukrywam, że to mnie zdziwiło

-O to ci chodzi? Że nie spędza teraz całego swojego czasu z tobą, tylko ze mną. Ze swoją KOLEŻANKĄ.- podkreśliłam to słowo, gdyby ten głąb nie zrozumiał, że nigdy nie byłam i nigdy nie będę kimś więcej dla Pedriego

-Było świetnie to musiałaś to popsuć

-Fajnie, że jego najlepszy przyjaciel widział jego problemy. Fajnie, że widziałeś jak skrywa się przed całym światem i jak bardzo jest samotny.

-Coś ci się, lala, przewidziało. Dla twojego dobra, zostaw Pedriego w spokoju. To się nie skończy dobrze ani dla niego, a dla ciebie już w ogóle. Jeszcze będziesz płakać i mi dziękować. Nie wiesz niunia, w co się pakujesz.- powiedział spokojnie- A wejście jest na prawo.

Skierowałam się w prawą stronę. Zastanawiałam się nawet czy nie powinnam iść w lewo, bo nie wiadomo czy ten gamoń nie podał mi odwrotnego kierunku. Weszłam na murawę i zajęłam miejsce obok Xaviego. Patrzyłam na trening i co jakiś czas rozmawiałam z trenerem. 

-No co on robi do cholery. Na prawo! Cofnąć się do obrony!- krzyczał Xavi do chłopaków

-Jak do ściany- westchnął do mnie trener chłopaków

-Tak to już z chłopami bywa...- powiedziałam, na co mężczyzna się uśmiechnął

-Wypraszam sobie, młoda panno

-Ale nie widzi pan tego. Krzyczy pan, produkuje się, a ci idioci i tak po swojemu.

-Taka praca i masz rację, szkoda strzępić głos.

-I tak sobie poradzą.- odpowiedziałam

-Mam nadzieję. Młode to wszystko i jeszcze nie doświadczone. Myślą, że wszystko już widzieli, że przewidzą każdą sytuację na boisku. Ale piłki nie da się przewidzieć. Brakuje im jeszcze sporo by dorównać prawdziwym talentom.

how to forget ~ Pedri (Pedro González) *fanfiction *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz