Rozdział 1

9 2 0
                                    

Nowy dzień, nowe możliwości. Wpajałam sobie to zdanie odkąd zadzwonił mi budzik. Wskazywał 6:30. Zdecydowanie nie była to moja pora.
Wstałam leniwie z łóżka, głośno ziewając. Ruszyłam do łazienki, by zobaczyć, jak bardzo źle wyglądam. I ku mojemu zaskoczeniu, nie było tak źle.
Umyłam zęby, pomalowałam się delikatnie, bo w tuż przed wyjazdem stwierdziłam, że tak jest mi lepiej i
ułożyłam włosy. Miały kolor blondu i się kręciły. Musiały się kręcić, bo w salonie wydałam większość swojej wypłaty. Taka duża metamorfoza w najlepszym salonie w Nowym Jorku nie mogła skończyć się inaczej.
Wyjrzałam za okno, mając cichą nadzieję, że Amsterdam podaruje mi w prezencie powitalnym słońce, ale nic z tego. Lało jak nie wiem co. Przeklnęłam pod nosem, założyłam czarne, garniturowe spodnie, biały sweterek, który opinał się na moim ciele, szpilki tego samego koloru co dół mojego outiftu i porwałam parasolkę z kanapy. Byłam gotowa, by zmierzyć się z nowym miejscem.
Wyrobiłam się w pół godziny, z czego byłam zadowolona, bo miałam czas iść na śniadanie.

                                            ~*~

Wpadłam do kawiarenki jak poparzona, bo głód dawał już we znaki. Usiadłam przy stoliku, na miękkim, beżowym krześle i przejrzałam menu. Oczywiście, było tam moje ulubione Cappuccino, więc picie miałam z głowy.
Przerzuciłam stronę na następną i zastanowiłam się, na co mam ochotę. W końcu wybrałam naleśniki z musem truskawkowym. Wyglądało cudownie, a smakowało jeszcze lepiej.
Oprócz samego wstawania, poniedziałek okazał się miły. A przynajmniej jego początek.
Nie chwal dnia przed zachodem słońca pomyślałam.
Podczas jedzenia zadzwonił do mnie telefon.
Victora.
Imię mojej matki ukazane było na ekranie.
Szybko zapłaciłam i wyszłam.
— Halo? — powiedziałam ostro.
— Oszalałaś? Jesteś poważna? Biedna Valerie, coś jej się stało i musiała porzucić rodzinę! — Była wściekła.
— Matko.. — Łzy napłynęły mi do oczu.
— Zamknij się, teraz ja do ciebie mówię. Nie tak cię z ojcem wychowaliśmy. Myślisz, że jesteś dorosła, a tak naprawdę jesteś zwykłą gówniarą! Nic nie znaczysz, rozumiesz? Spróbuj mi się tylko pokazać w domu... — Chwila ciszy. Łzy kapały mi już z policzków bez opamiętania. — Jesteś naszą porażką, Valerie Peters. — Rozłączyła się.
Zacisnęłam rękę na telefonie. Nienawidziłam jej. To ona zniszczyła mi życie najbardziej. Uwielbiała mieć nad wszystkim kontrole. Zawsze musiało być tak, jak ona chciała. Cała mama - idealna kobieta, z dobrą pracą, ale z diabłem w środku. Jej charakter był okropny, a ona niszczyła ludzi, jakby byli przeszkodami. A kiedy próbowałam się choć trochę od niej uwolnić, ona wymierzyła mi karę.
Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie codziennie. Wieczorem, przed spaniem. I rano,
po wstaniu. Były jak kubeł zimnej wody.
A jej ręce? Dalej czułam je na policzkach. Na nadgarstkach. Na ramionach.
Potraktowała mnie jak laleczkę. Ja byłam tą z porcelany, dlatego tak łatwo się rozbiłam.
Miałam wrażenie, że tonę, że zapadam się coraz głębiej w dół.
Ciemność pochłaniała wszystkie moje zmysły.
Zero radości. Zero smutku. Zero złości. Powtarzałam sobie w głowie codziennie.
Ale nawet na to byłam za słaba. Słabość była moją najgorszą cechą. Byłam słaba, jestem słaba i będę słaba, w każdym tego słowa znaczeniu.
Odetchnęłam. Brałam głębokie wdechy i próbowałam zapanować nad drżeniem rąk.
Nie mogę im pokazać jak zniszczona jestem.

~*~

— Dzień dobry. — Powitała mnie radośnie kobieta w recepcji.
Kiwnęłam głową i podeszłam do windy. Gdy wsiadłam, kliknęłam przycisk z cyferką „8". To właśnie tam znajdował się wydział dziennikarski. Ta kancelaria była ogromna i wpływowa. Wszyscy wygrywali sprawy. Na swoim koncie nie mają żadnej przegranej. A szefem tego wszystkiego był nikt inny, jak najpotężniejszy prawnik i prokurator w całej Europie - Bastien Roylas.
Przejechałam ręką po twarzy, próbując nie uciec.
Przechodząc przez długi korytarz, zastanawiałam, czy gdybym wyskoczyła przez okno, to bym przeżyła. Intrygujące..
— Prędko stąd pani nie ucieknie. — Męski głos przywrócił mnie do rzeczywistości.
Cholera.
Stał przede mną król. Bastien. Król tego miejsca, oczywiście..
Był ubrany w czarną koszulę i tego samego koloru spodnie. Jego górna od garnituru leżała porzucona na fotelu w gabinecie. Jego ciemne włosy delikatnie wpadały mu w oczy, które również były ciemne. Miały kolor gorzkiej czekolady. Ale nie jakiejś byle jakiej, tylko takiej.. hm.. coś około 80%. Tak.. były naprawdę ciemne. Wpatrywały się we mnie z cieniem zaciekawienia. Miał ładny nos i duże usta. Widać było też, że lubi ćwiczyć. Jego mięśnie odznaczały się pod ubraniem. Nie był bardzo napakowany, wyglądał... idealnie. Nic dziwnego, że ludzie bili się o miejsce w pracy. To nie był byle kto, a w dodatku był powalający. Całe szczęście, nie przyszłam tu szukać miłości, tylko pracy.
— Dzień dobry, Panie Royals. — Uśmiechnęłam się łagodnie.
Odpowiedział mi tym samym, po czym wskazał pomieszczenie za sobą, tym samym zapraszając mnie do niego. Stukot moich butów słyszał pewnie cały budynek, bo panowała tu nieskazitelna cisza.
Zajęłam miejsce naprzeciwko mojego przyszłego szefa.
— Bardzo się cieszę, że wysłała Pani do nas swoje zgłoszenie. Przejrzałem wcześniejsze prace i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. — Wziął łyka kawy. — Chciałbym się tylko upewnić, że pisanie o trupach, morderstwach przyjdzie Pani tak łatwo, jak pisanie o wygranych rozprawach. W Ameryce takimi sprawami zajmuje się zapewne telewizja, ale tutaj, w Amsterdamie, w tym budynku to do Pani będzie należał ten obowiązek.
— Ależ oczywiście, proszę się nie martwić. — Kolejny łyk kawy.
Była czarna, jak jego serce.
— Świetnie. W takim razie zaczyna Pani od jutra. Proszę zjawić się o 7. O końcu pracy zdecyduje ja, bo nigdy nie wiemy, kiedy Pani się przyda.
Pokiwałam głową.
Rozkosznie.. Przestań. Taki był plan. Miałaś
zająć głowę pracą.
— W recepcji dadzą pani kartę dostępu do wszystkich pomieszczeń. Pani biuro znajduje się obok mojego.
— Jasne. — Przygryzłam wargę. — I może Pan do mnie mówić po imieniu.
Uniósł kącik ust do góry.
— Do widzenia.
— Do widzenia. — Wstałam z krzesła, poprawiłam włosy i wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
Pani z recepcji okazała się bardzo miła. Już wcześniej zdobyła moją sympatię, ale teraz to dosłownie ją uwielbiałam.
Opowiedziała mi o wszystkim co istotne, nie zaśmiecając mi głowy niepotrzebnymi rzeczami. Zabrała mnie na kawę, oraz dała rzeczy, o których wcześniej wspomniał mi szef.

~*~

To był całkiem dobry dzień. Nie licząc rozmowy telefonicznej z rana, było dobrze. Dostałam pracę. Byłam szczęśliwa. W końcu.
Usiadłam przez laptopem, bo dostałam powiadomienie z Maila. Otworzyłam wiadomość.

Od: graceace@mail.am.com
Do: valeriepeters@work.com

Dobry wieczór.
Jestem Grace Hill, asystentka Pana Royals'a.
Przesyłam Pani troszkę materiału.
Ma Pani tyle samo lat co ja, prawda?
W takim razie, Valerie, musisz przyzwyczaić się do takich tematów. W załączniku czekają na ciebie zdjęcia, oraz opis sprawy, która zdarzyła się tydzień temu. Nie była to jakaś bardzo poważna sytuacja, ale zdjęcia mogą być drastyczne.
Pamiętaj, by dać ostrzeżenie.
Wyślij to proszę do tego ponuraka, maksymalnie do środy, godziny 12:00. Najlepiej by było, gdybyś wysłała to jutro, ale jesteś nowa, więc dostaniesz fory.
Zostawiam ci kontakt to Bastien'a:
bastienroylas@mail.com

Oraz do mnie, taki bardziej prywatny.
Gdybyś chciała poplotkować, lub ponarzekać... napisz na Messenger. Na profilowym jestem ja. Mam czerwone włosy i czarną sukienkę.
Powodzenia,
Hill.

Od razu zapisałam sobie oba kontakty i otworzyłam załączniki.
Morderstwo w środku lasu, gwałt, rany zadane nożem...
A zdjęcia były straszne. Musiała minąć chwila, zanim przyzwyczaiłam się do tych obrazów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 01, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PrzeciwnikWhere stories live. Discover now