- Nie, Kris. Nie pojedziemy oglądać meneli w centrum Lublany, to już nudne. - westchnął Bojan patrząc na przyjaciela.
- Jak to? Przecież to się nikomu nigdy nie znudzi. Prawda, Vero? - popatrzył na mnie, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.
- Wy ogólnie jesteście jacyś tiru riru, kto normalny idzie do centrum by oglądać meneli?
- My. - uśmiechnął się Kris.
- Pytam się kto n o r m a l n y.
Uniósł brwi, po czym zmarszczył czoło.
Siedzieliśmy obecnie w trójkę w mieszkaniu Krisa. Dzisiaj miała być próba chłopaków, gdyż za 3 dni grają koncert we właśnie Lublanie.
Nace oraz Jan pojechali ogarnąć wszystkie potrzebne kable do gitar, a Jure ogarnia coś w naszym mieszkaniu.
- Tak czy siak i tak za jakieś... - popatrzył na „zegarek", czyli po prostu na swój p u s t y nadgarstek - Coś około 30 minut jedziemy tam, to po drodze...
- Jesteś pojebany. - zaśmiał się Bojan - Ogarnij dupę i lepiej szukaj kabli do gitary. Nace i Jan to ogarniają. Dostaniesz opierdol, że też tego nie robisz mate.
Kris przez chwile się nie odezwał po czym schylił się pod biurko chwytając losowy kabel.
- O, proszę bardzo! Mam. - uśmiechnął się zwycięsko, na co podniosłam brwi.
- Tak, masz racje. Kablem do telefonu napewno podłączysz gitarę do piecyka. - zaśmiałam się. Kris nic nie mówiąc odrzucił kabel za siebie.
- Ta... lepiej pójdę do nich zadzwonić by mi też coś ogarnęli. - odparł, wyciągając telefon z kieszeni spodni. - Panie Boże miej mnie w opiece by to nie Nace odebrał.
- Sugerujesz coś? - Bojan popatrzył na niego, a ten tylko szybko pokręcił głową. Ale po chwili chyba zmienił zdanie, bo pokiwał twierdząco.
- Nace mnie zabije, Jan tylko pokiereszuje.
Nie powiedział nic więcej tylko wyszedł z pokoju, wybierając numer. Wnioskując jego słowa do najpewniej Jana.
- Jakieś plany na dzisiaj? - zapytałam by przerwać niezręczną ciszę, na co chłopak się uśmiechnął.
- To głupie pytanie, Vero. Mamy próbę przecież. Mówimy o tym już od jakiejś godziny.
- No tak. - odparłam, jakbym kompletnie zapomniała. - A po próbie?
- W sumie to nie mam. - wzruszył ramionami, jednak po chwili dodał - Jednak mam, muszę pojechać na lotnisko.
- Po co?
Nie powinnam być ciekawska, bo to pierwszy stopień do piekła.
Dla tego chłopaka już jestem w piekle.
- Muszę odebrał Lucky z lotniska. O 19:00
Kim jest do cholery ta cała L u c k y? Czy on o czymś mi nie powiedział? Czy on coś ukrywa? No napewno. Ale dlaczego miałby ukrywać przede mną... nie wiem... znajomą?
- Och, to fajnie. - uśmiechnęłam się, starając by wyglądał na szczery uśmiech.
- Oj zazdrośniku. - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Po czym schylając się do mojego ucha, szeptem dodał. - To moja kuzynka.
Ulżyło. Ulżyło jak cholera.
- No przecież tak myślałam. - przewróciłam oczami. - Nie osądzam cię o nic.
- Czyżby? - podniósł brwi.
- Tak.
- Więc nie miałabyś nic przeciwko gdyby Lucky okazała się moją dziewczyną?
CZYTASZ
Barve Oceana || Bojan Cvjetićanin
JugendliteraturBojan w przyszłości bardzo zranił Veronicę, przez co oboje działali na siebie jak bieguny jednoimienne magnesów. Jednak byli tym samym biegunem. Oni to wiedzieli. Ale bali się, co ich spotka gdy to wyznają. Wiedzieli, że przyszłość nie wróci. Nie c...