Rozdział 2

6 4 0
                                    

Obudziłam się o szóstej rano, promienie słoneczne wpadały do mojego pokoju przez okno, rażąc przy tym moje oczy. Wstałam trochę za szybko dziś ale trudno, wspomogę się kawą z rana. Przed zejściem do kuchni przebrałam się w mundurek i ogarnęłam swoje włosy jak i również makijaż. Kiedy uznałam, że jest wszystko dobrze, zeszłam na dół. W kuchni spotkałam panią Florence przygotowującą śniadanie, podeszłam bliżej witając się. Z szafki nade mną wyciągnęłam biały kubek w czarne kreski, były to pieski w różnych pozach. Dostałam go od Noah'a na urodziny, od tamtej pory pije ciągle w nim. Włączyłam czajnik z wodą i wsypałam do kupka dwie łyżeczki kawy.

- Rosie, nie miałam okazji spytać ale jak minął tobie wczoraj pierwszy dzień w szkole po wakacjach?

Odwróciłam się w stronę naszej kucharki z uśmiechem na twarzy. Zawszę po szkole rozmawiałyśmy co się wydarzyło, mogłyśmy tak do wieczora rozmawiać bo buzie nam się nie zamykały. Nalałam gotową wodę do kubka i teraz trzymając go w ręce odwracam się w jej stronę by lepiej ją widzieć.

Kurde, nie powiem jej przecież o tym incydencie bo jeszcze zacznie się martwić jak moi znajomi. Więc muszę i ją okłamać w tym pomimo, że nie chce ale muszę.

- No było całkiem dobrze, z matmy facet zadał zadanie.

Skinęła głową, wycierając w tym momencie ścierką talerz.

- Jak będziemy miały czas nawzajem to zrobimy sobie babski wieczór - Położyła talerz na blacie i poprawiła wiązania swojego fartucha.- Kupię nam te ciasto co uwielbiasz.

Dziękowałam, że zesłano mi właśnie Florence do tego domu w, którym bez niej nie dałabym rady. Kobieta zawsze kiedy rodziców nie było, szła do cukierni po moje ulubione ciasto. Ta biała masa na wierzchu z tym smakiem jagód w środku, było cudowne. Pierwszy raz kupiła mi je jak byłyśmy na zakupach, miałam w tedy chyba osiem lat, postanowiła zajrzeć do środka bo pracowała tam jej przyjaciółka. Wiedziała, że chwilą jej rozmowy nie można nazwać więc wzięła mi kawałek ciasta i soku.

Posmakował mi od razu ten smak ciasta, po dzisiaj go uwielbiam więc kobieta dała mi z rana świetną wiadomość.

Posiedziałam jeszcze z jakieś piętnaście minut z nią rozmawiając o sąsiadce, którą praktycznie nikt nie lubi za węszenie w sprawy innych. Później przyszedł brunet, który wziął ode mnie łyka kawy i pośpieszając bo nie będzie czekał na mnie. Dziś za to nie jechał tak szybko, najwidoczniej posłuchał się i nie będzie zapieprzać jadąc ze mną nie wiadomo ile.

Jesteśmy na parkingu ale niebieskie tęczówki mojego brata znalazły inne miejsce do zaparkowania. Pomimo, że zaklepane przez niego miejsce parkingowe jest wolne to on jedzie dalej. Parkujemy obok czarnego Mustanga, musiałam słuchać kiedyś o samochodach z tej marki bo Noah chciał kiedyś taki. I z tego co dobrze pamiętam to jest Mustang z 1970, pierwszy raz widzę taki samochód tutaj na parkingu.

Brunet wyszedł z samochodu witając z kimś kogo nie widziałam zabardzo, ale miał rozpięte dwa guziki koszuli od mundurka i źle zawiązany krawat. Zarzuciłam na ramię torbę wychodząc z samochodu. Kurde, kojarzę tego chłopaka skądś ale nie wiem jeszcze skąd.

- O właśnie Rosie, poznaj się z moim znajomym.

Znajomym? Znam każdego jego znajomego bo miałam okazję poznać nie jeden raz. Ale tego to kompletnie nie znam chyba, że któryś zmienił styl swój ale to mało prawdopodobne.

Podeszłam bliżej nich, chłopak odwrócił się w moją stronę. Jezu niech to będzie jakiś żart bo nie uwierzę, we własnej osobie stał na przeciwko mnie brunet poznany wczoraj. Ten z, którym nie chciała żadnego kontaktu.

Hope dies lastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz