1

2.3K 48 4
                                    

Sport i ja to odwieczni wrogowie. Już od momentu, jak zaczęłam chodzić do gimnazjum, ani razu nie ćwiczyłam na wychowaniu fizycznym. Nie lubiłam swojej sylwetki i wiedziałam, że jak założę jakieś krótsze spodenki, to usłyszę śmiech. Jednak nic z tym nie robiłam, żeby dążyć do postawionego przed sobą ideału. Nie byłam też jakoś przy kości, po prostu uważałam się za normalną. Jednak dzieciaki w szkole, potrafią zrobić wszystko, żeby ktoś nie mógł na siebie spojrzeć i tak też było w moim przypadku. Może i to okrutne z ich strony, ale z biegiem czasu nie zwracałam już na to uwagi. Skupiłam się całkowicie na nauce, aby mieć jak najlepsze stopnie, które w tamtym czasie były dla mnie naprawdę ważne. 

Na całe szczęście, udało mi się przeżyć lata gimnazjalne, oraz całe liceum, które samo w sobie było męką. Teraz mam 19 lat i szykuję się na studia, związane z architekturą, którą uwielbiałam. Na całe szczęście mam jeszcze, dokładnie, dwa miesiące, żeby nastawić się psychicznie. Co oczywiście, nie zmienia faktu, że się stresuję, ale to chyba normalne prawda? W końcu nowa szkoła, nowe miasto, nowe otoczenie... Nie lubię poznawać nowych osób, dlatego też mam tylko jedną przyjaciółkę. Znamy się od początku podstawówki, z tym, że ona kocha sport, co tutaj nas totalnie różni, ale wydaje mi się, że w innych sprawach jesteśmy zgodne. Dlatego dziewczyna też wybiera się na studia z tą tematyką, a ja jak zawsze mocno jej kibicuję.

- Maja proszę Cię! - wyjęczała Wiktoria, gdy w spokoju, próbowałam przeczytać książkę, ale oczywiście wybrała sobie idealny moment na nękanie mojej osoby. 

- Dobrze wiesz, że będę się tam tylko nudzić - wytłumaczyłam i spojrzałam na nią z rozdrażnieniem wypisanym na twarzy. 

Dziewczyna chciała mnie wyciągnąć, dzisiaj wieczorem na mecz siatkówki. Nawet nie wiem kto, z kim i po co, miał grać. Jednak ona, bez żadnego zastanowienia, zakupiła też bilet dla mnie, przez co głupio mi było odmawiać. Wiem, że uwielbia ten sport i wiem, że długo nie będzie musiała mnie namawiać, żebym się zgodziła. Jednak to nie zmienia faktu, że zachowała się lekkomyślnie! Dobrze wie, że nawet nie lubię oglądać żadnego sportu w telewizji, a ta nagle kupuje mi bilet na mecz. Czasem naprawdę mam wrażenie, że urwała się z całkowicie innej planety. 

- Oj no weź, nie możesz spędzić całych wakacji w książkach - przewróciłam na to oczami i zamknęłam swoją powieść, wcześniej odpowiednio zaznaczając moment, na którym skończyłam.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już godzinę piętnastą. Do meczu, zostały raptem trzy godziny. Nie będę się długo szykować, więc może to nie taki zły pomysł, żeby tam iść. Przeanalizowałam dokładnie wszystko w myślach i gdy już wiedziałam co powiem, zacisnęłam usta w wąską linię i przewróciłam oczami. Może Wika ma rację. Przecież jak tak dalej pójdzie, to wakacje przelecą mi szybciej, niż bym chciała. Ale przecież to żaden wstyd? To chyba nie takie złe, że całe lato zamierzam spędzić z moimi ukochanymi książkami prawda? 

- Niech Ci będzie - powiedziałam, a ta pisnęła zadowolona, przez co moje uszy ucierpiały - Ale jak mi się nie spodoba, to więcej, tam nie pójdę - wskazałam na nią palcem, na co ta pokiwała ochoczo głową, choć dobrze wiedziałam, że jeszcze nie raz będzie mnie błagała w takich sprawach. 

Czas do meczu, minął tak szybko, że nim się obejrzałam, już zajmowałyśmy swoje miejsca na trybunach. Oczywiście musiał być to drugi rząd, żeby Wika wszystko, dokładnie widziała. Swoje długie, blond włosy związała, w dwa luźne warkocze, przez co wyglądała mega uroczo. Natomiast ja, swoje brązowe, pozostawiłam takie jakie były, czyli rozpuszczone z lekkimi falami. Rozejrzałam się po całej hali, doszukując się czegoś co mogłoby wzbudzić moje zainteresowanie. Architektura stadionu była przeciętna, przez co nawet na tym nie mogłam się skupić. 

Ten moment/ Tomasz FornalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz