Kolorowa Wiedźma i Bałagan

22 2 0
                                    

Raz na dwa tygodnie Inżynier Marzeń Dziecięcych przychodził opowiadać bajkę na świetlicę dla dzieci z najuboższych rodzin. W takich miejscach dzieciaki znajdują chwilę na to, by odrobić lekcje, zjeść ciepły posiłek, porozmawiać z dorosłymi o swoich problemach. W takich miejscach jak to czasami bajki ożywiały szarość dnia codziennego. Inżynier zawsze pamiętał, by mieć ze sobą garść cukierków, niekiedy pomagał też nauczycielom    przy trudniejszych indywidualistach, na przykład tych, którzy chodzili po kocich śladach na wagary albo którzy bali się wracać do domu, bo tam nie zawsze czekało dobro. Dzisiejsza opowieść będzie o tym, co w duszy gra.
– Witajcie, kochane dzieci – powiedział Inżynier Marzeń Dziecięcych, siadając na swoim fotelu przy parapecie. Pyknął kilka baniek mydlanych ze swojej Fajki Niezapominajki i zadumał się srogosrodze. Mała, pyzowata dziewczynka pociągnęła go za nogawkę, zwracając na siebie jego uwagę i zapytała:
– O czym będzie dzisiejsza bajka? Nie wiem, czy zostanę na całej.? Bo wiesz, miałam dziś sprzątać u babci, bo się przeprowadzam i będę mieć swój pokój! Wiesz, jak będzie super??
– O bałaganie, pomieszaniu z poplątaniem, o chaosie i o tym, co drzemie w ciemnych miejscach, czyli o strachachy zza szafy.
– Ooo, czy ciocia Wiedźma sobie z tym poradziła?
– To dość osobliwe pytanie, ale zaraz poznacie odpowiedź. Jjesteście gotowi? Okej, więc zaczynam swoją historię.
„Był upalny wieczór, kiedy to Margot wraz ze mną siedziała w kuchni i popijała herbatę malinową. Ja czytałem jakiś bajkowy przewodnik biur podróży, gdzie opisywana była praca animatora czasu wolnego w nadmorskim kurorcie. Nagle Wiedźma poderwała się i zawołała:
– Inżynierze!
– Ile razy mam ci powtarzać?! Mam na imię Kuba!! 
– Dobrze, dobrze. Słuchaj, pora na porządki w mojej pracowni, bo tam się zrobił bałagan!
– Sam się zrobił?
– A, no sam, sam! No dobra, może trochę mu pomogłam, tak czy inaczej, musisz iść tam ze mną.
– Ale że teraz? W tej chwili? Co cię, do jasnej pogody, ugryzło?
Wiecie, czasami dorośli tak mają, że zagmatwają sobie w życiu, zrobią bałagan, a później nie umieją go sami posprzątać. Dlatego ja – wierny uczeń i przyjaciel Wiedźmy – ze zrezygnowaniem pokiwałem tylko głową i słuchałem dalej jej wywodu.
– Nic, po prostu nie ma jak się ruszyć w pracowni. Nawet na hamaku, gdzie czasami śpię, są graty.
– Ehh, no dobra. To co, idziemy? Skoczę po jakieś miksturki, szczotki, zmiotki i ściereczki… Ehh czuję się, jak twoja służąca, ewentualnie sprzątaczka na etacie – sarknąłem, gdyż sytuacja mnie zupełnie zaskoczyła.
– Przepraszam, jutro zrobię ci obiad, jaki tylko sobie zamarzysz – powiedziała skruszona Wiedźma.
– To chcę pyry i schabowego!
– Okej – odparła Wiedźma i zniknęła w schowku na miotły.
Moi drodzy, ja nie wiem, co to za czasów dzieciństwa Wiedzmy był za ustrój, ale to, co zastaliśmy w jej gabinecie-pracowni, to był istny koszmar. Nigdy nie rozmawialiśmy o naszych rodzinach, bo nie każdy chce się dzielić tym, co w duszy gra, ale obawiam się, że niestety nikt naszej Wwiedźmy nie nauczył dbania o porządek. Niektórzy mówią, że wygląd kobiecej pracowni odzwierciedla jej charakter lub też – jak kto woli – umysł… Wiecie, zacząłem się poważnie zastanawiać nad zmianą mentora, jak zobaczyłem TO! Mówię wam. Na podłodze sterty naczyń, szmatek, bublowników, gadżecików, notatek, książek”.
– Wszedłem tam na palcach, przeskakując niczym Piotruś Pan pomiędzy stertą materiałów a pudłem ze śrubkami. Po co jej to było? Nie wiem, mnie nie pytajcie. – Inżynier mówił dość konspiracyjnym szeptem, podniósłszy gdy podniósł się z fotela, by lepiej dzieciakom zobrazować ten bałagan. Chodził po pokoju na palcach i rysował na niby to, co było w pracowni Wiedźmy.
– Panie Inżynierze! To jest straszne, ale z niej bałaganiara!
– Nie nazwałbym jej bałaganiarą, ale artystką z chaotycznym umysłem. – Mężczyzna poprawił jedną z dziewczynek, która z niesmakiem mlaskała i kręciła głową. – Skoro już macie jakieś wyobrażenie o tym i owym, i o tamtym i siamtym, to ja wrócę do mojej opowieści.
Dzieci pokiwały głowami i nasłuchiwały z zaciekawieniem dalszej części historii o bałaganie.
„– No więc, kiedy Wiedźma przebrana w strój roboczy, z gumowymi rękawiczkami, wiadrem na śmieci i torbami na zbędne rzeczy, wkroczyła do gabinetu, krzyknęła przeraźliwie. Pozwólcie, że nie przytoczę jej słów, bo wstyd mi tych epitetów. Gdy rozejrzała się do pokoju, zobaczyłem w jej oczach chęć rezygnacji, no ale trzeba było to ogarnąć, więc nic nie mówiąc, zacząłem wynosić do przedpokoju wszystkie graty z podłogi. Słuchajcie, co tam było. Pięć walizek – z czego każda z czymś innym lub pusta, bo to coś było gdzieś indziej, a Margot nie wiedziała gdzie. Za nimi były stosy ksiąg z zaklęciami, z rachunkami i jeszcze jakichś innych. Jak podłoga była już pusta, zaczęliśmy ją czyścić. Wodę do mycia zmieniała trzy razy! Ii tak zeszło nam się do około pierwszej w nocy.
Kiedy uprzątnęliśmy podłogę, przyszedł czas na stół projektowy oraz blat sekretarzyka, gdzie trzymała „ważne notatki”. Zrezygnowany osunąłem się po futrynie na podłogę, miałem dość. Nieśmiało stwierdziłem, że dokończymy jutro. Margot przytaknęła zafrasowana. Wiedziałem, że miejsca to sobie nie znajdzie przez pół nocy, jak się później okazało – przez całą noc.
*
Łaziła po parterze, nie mogła zasnąć. Padła około siódmej rano tylko po to, bym mógł ją obudzić o dziewiątej i zagonić do sprzątania. Niewyspana Wiedźma, to marudna Wiedźma, tak więc najpierw kawa. Wiadomo, trzeba było jej dać tę kawę, bo zrzędziła jak stara ropucha! No i śniadanie – nawet ktoś taki jak Kolorowa Wiedźma nie może nie jeść śniadania.
Kiedy już się dobudziła na tyle, by funkcjonować, poszliśmy do gabinetu. Na początek wzięliśmy się za segregację na stole projektowym. A jak to w rzeczywistości wyglądało? No cóż, Wiedźma wzięła i zrzuciła wszystko na ziemię. Ja w tym czasie układałem papierki na jednej kupce, ołówki i przybory do malowania, pędzle i farby na drugiej kupce, bibeloty, takie jak biżuteria, książki i figurki na trzeciej kupce, a to, co nie nadawało się na żadną z nich, trafiało do kosza.
Czwarta kupka to były rzeczy do prania, ale nie, nie brudne majciochy czy skarpeciochy, bo to zawsze jest odświeżane co tydzień (ja co czwartek robię pranie co czwartek, a Margot co piątek). To były specjalne ubrania dla szczudlarzy, kostiumy teatralne, stroje dla gimnastyków, maski weneckie i czego jeszcze dusza zapragnie. Wiedźma w tym momencie usiadła i się rozpłakała, dosłownie jak mała dziewczynka. Każdy od czasu do czasu musi sobie popłakać, ja nie wnikam. Zrobiłem w tym czasie obiad i pranie, a kiedy się już uspokoiła, weszła do kuchni i zaparzyła sobie kolejną kawę.
– Rany julek, jaka ze mnie gadżeciara! Ja nie wiem, skąd to się wszystko tam tak nagromadziło.
– To zaledwie początek, nie zapominaj o skrzyni projektowej oraz o kąciku warsztatowym. Tam dopiero zalęgło się chochlików.
– Ty mi nic nie mów, bo w przedpokoju nie ma jak się ruszyć, tyle tam przenieśliśmy gratów.
– A to moja wina? Gdybyś po każdym zleceniu robiła porządek, nie byłoby problemu, a tak to masz ci los. Ile tam tak gruntownie nie sprzątałaś?
– A cicho byćbydź! Chodź, wracamy, półki już wyschły.
– Czemu nie użyjesz magii do sprzątania?
– Ponieważ ona tylko zamiecie kurz pod dywan i ukryje niedoróbki, by nie kłuły w oko.
– Tak robisz za każdym razem, gdy twoja mama nas odwiedza?
– Tak, mój uczniu, niestety tak. I chociaż masz te swoje szesnaścienie masz jeszcze czternastu lat, to już dobrze kombinujesz.
Wróciliśmy do gabinetu. Niestety samo nic się nie zrobiło, więc trzeba było poukładać na półkach książki, pudełeczka, albumy projektowe i wszystko to, co Wiedźma zawsze chciała mieć pod ręką.
Na stole warsztatowym rozsypały się balony… W liczbie trzech tysięcy sztuk. Możecie sobie wyobrazić, ile to jest? Wiedźma poszła po walizkę, a ja zacząłem je segregować. To była dla mnie chwila odprężenia, odpaliłem radio i słuchałem jakiejś melancholijnej nuty. Najpierw z jednej strony poszły girlandy pięciocalowe i zwykłe pięciocalówki, później dziesięciocalówki i serca, następnie na tapecie miałem trzysta sześćdziesiątki oraz sto sześćdziesiątki, później spiralki, a na końcu dwieście sześćdziesiątki. Później okazało się, że w komodzie są jeszcze w komodzie balony zapakowanew opakowaniach, więc tam je też zostawiłem, dokładając do nich te odpakowane. Akurat tę część pracy lubię, więc jak Wiedźma krzątała się po kuchni, szykując obiad, zmajstrowałem z nich statek, syrenkę i samochodzik”.
Tu Inżynier zrobił przerwę w opowieści, wyciągnął balony do modelowania i stworzył dzieciakom statek. Zrobił to, by się przed nimi pochwalić. Pomimo tego, że był już dorosły, a przynajmniej tak mu się wydawało, lubił czasem dokuczać zadziwić swoim swoich małym małych przyjaciołomprzyjaciół. Kochał tę chwilę, kiedy robił z balonów coś, co nie wyglądało jak statek, ale jak coś bliżej nieokreślonego, i nagle szast-prast wychodziła żaglówka. Uwielbiał te pełne podziwu oczywidok pełnych podziwu oczu dzieci.
–Ale jak pan to zrobił? – To pytanie go zastanowiło, bo przecież dzieci widziały jak.
– Och, to moja słodka tajemnica. To co, wrócimy do bajki? – zapytał Inżynier i sięgnął po swoją bajkową fajkę.
– Taaak – odparły gromkim głosem dzieci i rozsiadły się wygodniej na pufach.
„Kiedy Margot wróciła, zaczęliśmy sprzątać parapet, na nim było akurat mało bibelotów, wiecie – świeczki, dwie książki, trochę kwiatów. No ale to trzeba było to wziąć i zdjąć, umyć okna i ramy okienne, zmienić firanki i zasłony, poprzyczepiać motyle i muszelki, odkurzyć łapacz snów i dzwoneczki. I tak zeszło nam do obiadu. Byłem głodny jak wilk, więc zjadłem te moje ukochane schabowe i poprosiłem o dokładkę.
W tym czasie skończyło się pranie, Wiedźma poszła wywiesić na podwórku to wszystko, co było w pralce. Ja natomiast zabrałem się za ścieranie kurzu i segregację pudełek z bibelotami. Tak więc pod stołem, czyli w kąciku gospodarczym, znajdowały się dwa pudła: jedno z narzędziami, śrubkami, łańcuchami, igłami i wszystkim tym, co było potrzebne do pracy, drugie zaś z materiałami. Poukładałem je kolorami. Zastanawiało mnie, po co tyle falbanek i koronek, ale później się okazało, że pomyliłem materiały z firankami… No bo to oczywiste jest, że my, czternastoletni faceci, się na tym nie znamy. Zwłaszcza jeżeli nikt nas tego nie nauczy, nie pokaże za młodu, to później bywa ciężko. Gdyby nie Wiedźma, nadal bym pewnie nie rozróżniał tiulu od firanki.
Wiedźma wróciła z pralni, gdzie prały się następne fatałaszki, i zaczęła się śmiać, gdy zobaczyła moją pomyłkę. Przynajmniej udało mi się rozluźnić sytuację, widziałem, że ona sama nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nie wiedziała, od czego zacząć, aż mi się jej żal robiło.
Nastał wieczór, a my byliśmy w połowie. Oczywiście zniknęło wiele bubli, dużo rzeczy wylądowało w koszu, a inne w piwnicy, ale nadal zostały do posprzątania sofa i komoda z papierami i sofa, gdzie czaiły się strachy zza szafy, stare projekty, niedokończone myśli. Opadła na hamak i nie miała siły się podnieść, w sumie tak naprawdę i mnie się już nie chciało. Dlatego odpuściłem ruszanie strachów zza szafy, na nie czas miał przyjść innego dnia…
*
Ale nie następnego, bo wtedy Wiedźma spała do południa i była tak poirytowana, że schodziłem jej z drogi. Tak minął jeden dzień, później drugi. Dopiero trzeciego dnia weszła sama do swojego gabinetu i zaczęła odkurzać i przebierać książkiw papierzyskach. Ogólnie doszła do wniosku, że do pewnych decyzji, takich jak właśnie sprzątanie, trzeba dorosnąć. Dorosnąć do tego, by pozbyć się starych projektów, starych fotografii i wielu wspomnień. Podziwiam ją za to, bo zamknęła się w tym swoim kolorowym świecie i stanęła twarzą w twarz ze strachami zza szafy”.
– A kim czym są te strachy zza szafy? – zapytał najmniejszy z chłopców.
– To już opowieść na inną bajkę.
– No proszę, proszę, powiedz nam.
– To marzenia, przed którymi się ucieka lub które obrastają w kurz, czasami to są niedokończone historie lub zbędne rzeczy. Czasami sentymentalne notatki i wielkie plany. My, dorośli, czasami bałaganimy w swoim własnym życiu tak, jak dzieci w pokoju. Dlatego musimy dorosnąć do pewnych decyzji oraz czynów. Samo sprzątanie było zarówno dosłowne, jak i metaforyczne, zresztą z nami nigdy nic nie wiadomo. – Inżynier zadumał się strasznie i myślami powędrował do swojej przyjaciółki, która czekała na niego z obiadem. Być może znowu były to schabowe z ziemniakami?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 17, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kolorowa Wiedźma I Bałagan Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz