Rozdział 1

23 1 1
                                    

Megan

Biorę duży łyk kawy i spoglądam na Katie, która niezwykle się dzisiaj śpieszy. Nie miałabym z tym większego problemu, gdybym nie siedziała z nią w aucie. Rzucam spojrzenie na licznik a następnie na drogę przed nami. Oby żaden przechodzień nie zechciał teraz przechodzić. Mimowolnie sprawdzam godzinę i marszczę brwi.
- Katie? - czekam aż da znak, że mnie usłyszała.
- Hm? 
- Katie, jest 06:23. Zaczynamy pracę o 07:00 - stwierdzam z beznamiętnością. - Czemu wparowałaś mi do domu jakbym była spóźniona dwie godziny?
- Megan - zaczyna zakłopotana. - Ja tylko wykonuje polecenie szefa, dobra? Nie bądź na mnie zła.
Obracam głowę w stronę kierowcy i mrużę oczy przyglądając się Katie. Ta jednak wpatrzona jest w drogę. Nagle zatrzymujemy się na czerwonym świetle a Price zaczyna grać palcami na kierownicy, co zdradza jej niepokój.
- Czemu Wright chce mnie wcześniej w pracy? - pytam, próbując zrozumieć sytuację.
- Smith, proszę cię - jęknęła Katie żałośnie. - Wszystkiego się dowiesz od szefa. 
- Nie rozumiem czemu nie chcesz mi powiedzieć - mówię. - Mam się obawiać?
- Nie - odpowiada stanowczo, ruszając z piskiem opon.
Czekam na kontynuację jej wypowiedzi, ale ta jej nie dodaje nic więcej. Z westchnięciem sprawdzam godzinę, 06:28, będziemy pół godziny przed czasem. Wjeżdżając na parking zauważam Scott'a opierającego się o swoje auto. Kiedy Katie gasi samochód, wychodzę i kieruję się w stronę mężczyzny.
- Hej, Anderson! - macham do niego. - Dzisiaj zaczynamy wcześniej, że już jesteś?
- Nie -  Scott podchodzi bliżej z rozbawionym uśmiechem. - Po prostu chcę zobaczyć jak bardzo się wkurwisz.
- Co? 
- Radziłbym ci iść do szefa - odpowiada omijająco. - Co złego to nie my, pamiętaj.
- Jak coś to próbowaliśmy go odwieść od tego pomysłu - dodaje Katie, gdy w końcu do nas dołączyła. - Ale jesteśmy tu i teraz i musimy się dostosowywać do takich zmian, prawda?
Kompletnie ignorując Katie ruszam do wejścia. Wchodząc rozglądam się a Diane wskazuje mi na biuro szefa. Szybkim krokiem docieram do celu. Przelotnie spoglądam na srebrną plakietkę " Szef wydziału - Derek Wright ", po czym pukam i nie czekając na odpowiedź, wchodzę. Mężczyzna zza biurka, wskazał na fotel naprzeciwko, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów. 
- Postoję.
- Siadaj to będzie dłuższa rozmowa - odparł szef.
Dosyć niechętnie usiadłam i dopiero wtedy Wright podniósł wzrok. Wzdychnął i przetarł ręką twarz, po czym oparł się na fotelu. 
- Smith, wiem, że po śmierci McCall'a ciężko ci zaakceptować nowego partnera, ale w tej linii pracy nie możesz działać sama. To co się stało z McCall'em to nie twoja wina, nikt nie wiedział, że napastników jest 6, a nie 5 jak wszystko wcześniej wskazywało - Wright przesunął papiery w moją stronę, wciąż mówiąc. - To dlatego działacie w parach. Nie mogę pozwolić, żebyś dalej sama pracowała. To za duże ryzyko. Z tego powodu przydzielam ci partnera i radzę ci być dla niego miła.
- Nie będę z nikim pracować! Sama radzę sobie bardzo dobrze! - oburzyłam się.
- Megan Smith albo akceptujesz moją decyzję albo zostajesz przeniesiona na papierkową robotę, permanentnie - powiedział hardo. - Moja decyzja jest finalna. To jest dla twojego dobra. 
Wzięłam kilka głębokich oddechów, zdając sobie sprawę, że nerwy nie wiele mi dadzą a szef nie jest osobą, która robiłaby sobie żarty. Przypominając sobie o papierach, podniosłam je i przeczytałam pierwszą stronę.
- Xavier  Wood jest jednym z najlepszych detektywów z Los Angeles. Rozwiązał całkiem sporo spraw - mówi. - Nie wątpię, że będzie dobrze sobie radził w naszym zespole.
- Los Angeles? Z dalsza się nie dało? - burknęłam niezadowolona z całej sytuacji.
- Los Angeles ma wiele młodych aspirujących detektywów, a szkoły policyjne tam są pełne. Jednego detektywa nie będzie im brak. Xavier sam dokonał decyzję o przeniesieniu się tutaj, co przyznam trochę mnie zaskoczyło.
- Może coś ukrywa? Przed czymś ucieka? 
Szef rzucił mi piorunujące spojrzenie, a ja zaczynałam zdawać sobie sprawę, że nie wywinę się tak łatwo, jak wcześniej. Przyznam, byłam przekonana, że po tym jak odstraszyłam poprzedniego przydzielonego mi partnera, Wright się podda i da mi pracować samej. Najwidoczniej czekał tylko aż będzie mógł postawić mi ultimatum. 
- Albo z nim pracuje albo ląduje na papierkach? - dopytuje zrezygnowana.
- Ewentualnie szukasz nowej pracy jak tak bardzo ci nie pasuje ten układ - rzuca od niechcenia dobrze wiedząc, że ta praca to moje marzenie ,na które ciężko pracowałam.
- Kiedy tu będzie?
- Już jest, wczoraj zapoznał się z resztą zespołu.
- Kiedy? - pytam zszokowana. - Przecież zauważyłabym kogoś nowego!
- Po godzinach - odparł , podnosząc rękę i patrząc na zegarek - powinien tu być za minutę lub dwie.
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Po otrzymaniu pozwolenia do gabinetu wszedł wysoki, całkiem przystojny mężczyzna. Witając starszego mężczyznę posłał mi szarmancki uśmiech, po czym usiadł na drugim krześle.
- Megan, to jest Xavier Wood. Xavier, to jest Megan Smith. Od dzisiaj będziecie pracować ze sobą, mam nadzieję, że będziecie się dogadywać - mówiąc ostatnie zdanie szef skierował swój wzrok na mnie. - Jeżeli nie macie żadnych pytań, możecie zacząć służbę.
- Myślę, że wszystko jest jasne - stwierdził Xavier.
Szybko wstając i kierując się do drzwi , kiwnęłam jedynie grzecznościowo na pożegnanie. Jak ja tylko dopadnę Katie! Jak mogła mi nie powiedzieć? Ruszyłam w stronę stołówki pracowniczej, gdzie wiedziałam, że Price robi sobie kawę. Całkowicie zignorowałam spojrzenia  Oscara i James'a, którzy widocznie próbowali wyłapać moją reakcję na sytuację. Ponieważ NIKT z całego zespołu nie raczył mnie uprzedzić.
- A gdzie się  ta piękna pani tak śpieszy? - usłyszałam głos tuż za mną. - Nie zasługuję na przywitanie?
- Nie obchodzi mnie, że zostałeś ze mną przydzielony. Ja pracuję sama i dobrze mi idzie - powiedziałam nie zatrzymując się. - Będę na tyle z tobą współpracować , aby nie mieć Wright'a patrzącego mi przez ramię.
- Widzę, że kotek ma pazurki - puścił mi oczko.
- Słuchaj, powiesz jeszcze raz coś do mnie w tym stylu a się natychmiastowo bardzo nie polubimy - warknęłam poddenerwowana. -  Zrozumiano?
- Dobra, dobra - przewrócił oczami. - Wystarczyło powiedzieć, że nie zainteresowana.
- Jestem tutaj, aby pracować a nie romansować.
Niezwykle wkurzona rozmową, weszłam na stołówkę od razu zauważając Katie i Scott'a siedzących w rogu. Katie widząc mój wyraz twarzy zsunęła się trochę niżej na krześle. Scott jedynie się uśmiechnął i poklepał ją po ramieniu. Siadając naprzeciwko niej skrzyżowałam ręcę i wbiłam w nią wzrok.
- Naprawdę? Nie mogłaś nawet nic przebąknąć o tym wszystkim?
- A czy to coś by zmieniło? - zalamentowała. - Wright i tak by ci przypisał partnera i tak. A tak to to chociaż się wyspałaś, bo o tym nie myślałaś.
Wzdychnęłam wiedząc, że Katie ma rację. Decyzja i tak już była podjęta.  Odwróciłam głowę w lewo kiedy zauważyłam, że dosiada się do nas Linda.
- I jak odczucia po pierwszym spotkaniu z nowym partnerem? - zapytała z czystą ciekawością.
- Odpowiem ci po naszej pierwszej sprawie, bo póki co nie mam wiele do powiedzenia, a to co bym powiedziała nie jest miłe.
- Oj nie bądź już taka - zaśmiał się Scott. - On wcale nie jest taki zły.
- Może i trochę zdaje się być kobieciarzem, ale nie sądzę, żeby to był jakiś problem - stwierdziła Linda. - Ważne, żeby wiedział czym się zajmuje i robił to dobrze.
- Z tego co słyszałam to próbowali go zatrzymać w Los Angeles - dorzuciła nagle Katie. - Woleli wysłać kogoś innego, ale się uparł i przepchnął dalej papiery na przeniesienie tutaj.
- Czyli i tak i tak bym wylądowała z kulą u nogi - mruknęłam.
- Powinnaś się cieszyć, że to ktoś z doświadczeniem a nie żółtodziób - zganiła Linda. - Pomyśl co to by było, gdyby ci kogoś prosto z akademii wysłali.
- Szybciej by uciekał, niż zajęłoby mu tu dojechać - zaczął się śmiać Scott. - Biedaczek musiałby się przebranżowić po traumie jaką dałaby mu Megan.
Dalszą rozmowę przerwała Charlotte, która wpadła do pomieszczenia jak burza. Kobieta jakby zmaterializowała się przy stole grupy. Opierając się jedną ręką o kolano a drugą o stół wydyszała.
- Jak bardzo jestem spóźniona?
- Jesteś.... idealnie na czas - odpowiedziałam, widząc jak 06:59 zmienia się na 07:00 na ekranie telefonu. 
- Nie możliwe, zaspałam przecież - mówiła z niedowierzaniem. - Jeszcze kot mi uciekł z mieszkania, musiałam go złapać!
- Takk się złożyło, że wczoraj podkradłem ci telefon i zmieniłem godzinę, o której budzik ci dzwoni - przyznał się James, który podszedł do grupy po pojawieniu się Charlotte. - Na moją obronę masz za łatwe hasło. Ale ucieczka kota to już nie moja wina!
- Nawet nie wiesz jak cię teraz nienawidzę - Charlotte rzuciła mu gniewne spojrzenie. - Zmieniam o tobie zdanie, Linda ma rację. 
- Oj no Lottie. Linda przecież nie widzi jak bardzo mój zawód jest przydatniejszy niż wasz - machnął ręką James. - W tych czasach wszystko jest komputerowo, każdy jest online.
- Ale gdyby nie my to nie było by przynajmniej połowy poszlak - oburzyła się Linda. - Jak chcesz wskazać sprawcę jeżeli nie wiesz co jest przyczyną?
- Dobra. Cicho bądźcie - przerwała Katie. - Oba wasze zawody są niezwykle ważne w rozwiązaniu sprawy, nikt nie jest lepszy ani gorszy.
Rywalizacja między James'em a Lindą była od kiedy pamiętam i nawet nie jestem w stanie powiedzieć co dokładnie ją zaczęło. Jest to fakt - James i Linda się nie lubią i każdy moment jest dla nich idealny na sprzeczkę. Wszyscy przyzwyczaili się do tego na tyle, że nikt nie zwraca na nich zbytnio uwagi jak zaczynają się kłócić. Nawet szef po stwierdzeniu, że nie wpływ to na jakość ich pracy, dał sobie spokój ze zwracaniem im uwagi. Kątem oka zaważyłam jak Xavier zbliża się do stolika z kubkiem kawy.
- Można dołączyć?
Charlotte, która wciąż była w pozycji pół zgiętej, tak szybko podniosła głowę, że aż usłyszałam jak jej coś strzyknęło.  Widząc jej kompletne zagubienie i zdziwienie zmrużyłam oczy. Czy zespół nie poznał wczoraj Xavier'a? Czemu Charlotte jest zdziwiona? 
- Przepraszam bardzo, ale kim ty jesteś? 
- Xavier Wood, nowy partner Megan. Wczoraj przybyłem do Detroit - wyjaśnił z uśmiechem. - A kim olśniewająca pani jest? Nie zdaje mi się, żebyśmy wczoraj się spotkali.
- Hm. Charlotte Wilson, pracuję w laboratorium z Lindą - odpowiedziała po chwili ciszy. - Wczoraj nie kojarzę, żebym cię widziała tutaj.
- Xavier przybył po godzinach - powiedział James. - Żeby Megan nie miała czasu na marudzenie.
- Ah, ja wyszłam 15 minut wcześniej, a nikt mi nic nie powiedział.
- Nie tylko tobie - burknęłam. - Mnie obudzili wcześniej, nic nie powiedzieli i dowiedziałam się jakieś 1o minut temu. Chociaż miło wiedzieć, że nie jako ostatnia.
Nagle można było usłyszeć odgłos obcasów kierujących się w stronę stołówki a zza drzwi wyłoniła się Diane trzymająca dwie kartki.
- Kochaniutcy, czas na pogaduszki się skończył, czas wziąć się do roboty - powiedziała - Katie, Scott, Linda i Oscar tutaj macie adres. Musicie sprawdzić wypadek samochodowy, karetka jest już w drodze. Świadek zeznał, że zanim kierowca stracił panowanie, słychać było strzał. Prawdopodobnie nie żyje. W samochodzie jest ktoś jeszcze. Jeźdźcie to sprawdzić. 
- A coś dla nas jest? - zapytał Xavier, po czym wziął łyk kawy.
- Kobieta znalazła nieboszczyka w basenie - odpowiedziała Diane ze spokojem, którzy posiadają ludzie z wieloletnim doświadczeniem w tym zawodzie. - Radzę pośpieszyć się ciutkę, brzmiała jakby była na skraju załamania. Ledwo adres wyciągnęłam!
Spojrzałam na Xavier'a. Najwidoczniej nie tylko ja miałam nadzieję na spokojny pierwszy dzień współpracy. 

Kruki DetroitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz