Rozdział 2

4 1 1
                                    

Katie

Z rozbawieniem obserwowałam jak Scott próbuje podkraść Megan frytki. Niestety jego próby nie były skuteczne, nawet gdy Megan była widocznie rozproszona. Nagle się pochyliła w moją stronę.
- Czy ty to widzisz? - zapytała oburzona. - To już trzecia laska, do której zarywa!
- Z marnym skutkiem - stwierdziłam, widząc  jak kobieta odchodzi od Xavier'a.
- Czy ja wiem? - wtrącił Scott, zjadając jedyną frytkę, którą udało mu się podkraść. -  Ta druga dała mu numer.
- Ma rozmach skubany - zaśmiała się Charlotte. - A gdzie reszta? Linda miała przyjść, tak samo James. Oscar nic nie mówił, jego nie będzie?
-  Lepiej ,żeby go nie było - prychnął Scott. - Atmosfera będzie lepsza.
- Atmosfera by była dobra, gdybyście się oboje ogarnęli - dogryzła mu Megan. - Skoro nie zamierzacie powiedzieć nikomu o co wam poszło to chociaż spróbujcie to rozwiązać między sobą. Linda i James jakoś dają radę się przez większość czasu tolerować.
- Nie ma co rozwiązywać - stwierdził zirytowany. - I przecież się tolerujemy w pracy, nie? 
Megan już miała coś odpowiedzieć, gdy przy stole pojawił się Oscar. Charlotte trochę się przesunęła, robiąc dla niego miejsce, na które szybko usiadł.
- Sorki za spóźnienie, samochód mi padł - wyjaśnił. - Coś mnie ominęło?
- Znowu? - zapytałam zaskoczona. - Może powinieneś kupić nowy.
- Wiem - skrzywił się. - Ale to był samochód mojego dziadka. Ciężko mi się z nim pożegnać.
- Kiedyś będziesz musiał - stwierdziła Megan. - Wątpię, żeby Wright nadal ci wierzył jak powiesz mu 3 raz w tym miesiącu, że masz auto w naprawie.
-  Nie wspominaj mi - jęknął. - Ominęło mnie coś czy nie?
- Tylko Xavier i jego podbojowe podrywy - odpowiedziała mu Charlotte. - Ej, już chyba czwartą dorwał.
- Xavier ma lepsze powodzenia u panienek niż ty Oscar - rzucił jakby od niechcenia Scott. - Pamiętasz jak się uganiałeś za tamtą dziunią jak dopiero zacząłeś pracować w naszym departamencie? 
- Pamiętam - odpowiedział z kwaśną miną. - Nie musisz mi wypominać.
- Hej, co to za napięta atmosfera? - zapytał Xavier, w końcu wracając do stołu. - Chwilę mnie nie było!
- Raczej 20 minut - prychnęła Megan. - Zamówiłeś coś chociaż?
- Może i tak, liczysz na darmowego drinka?
- Dobra, wszyscy spokój, jesteśmy tu ,żeby się zintegrować - odezwała się Charlotte. - Jeśli chcecie się pokłócić to na zewnątrz, bo się do was nie przyznam jak was będą chcieli wyrzucić.
- I tak byśmy cię z nami wzięli - zaśmiałam się. - Nie pozbędziesz się nas tak łatwo.
Z wielkim uśmiechem rzuciłam Charlotte  rozbawione spojrzenie. Ta tylko przewróciła oczami i teatralnie wzdychnęła. Dźwięki wiadomości zburzył chwilową ciszę. Zarówno Oscar jak i Charlotte spojrzeli na swoje telefony.
- Lindy nie będzie, jej siostra potrzebowała jej pomocy - poinformowała grupę.  
- James'a też nie będzie, idzie do dentysty.
- Tak nagle? - zdziwił się Xavier. - Może po prostu nas wystawił.
-Nie, miesiąc temu się umawiał i całkowicie o tym zapomniał - odpowiedział Oscar coś pisząc na telefonie. - Gdyby nie zadzwonili by potwierdzić wizytę to by nie poszedł.
- No cóż, musimy się dobrze bawić bez nich - wzruszył ramionami Xavier.
Widząc nieprzekonaną minę Megan, uśmiechnęłam się szerzej. Linda i James będą żałować, że ich nie ma.

Następnego dnia, Stacja Departamentu Policji Detroit, 07:36

 Kac morderca nie ma serca, co mnie podkusiło, żeby tyle wypić? Ah no tak. Scott i jego "ze mną się nie napijesz?". Podniosłam głowę z biurka i rzuciłam gniewne spojrzenie na mojego partnera, który siedział z zadowolonym uśmiechem. Bo oczywiście on kaca nie ma. Wypił więcej ode mnie, a kto cierpi? Ja.
- Ugh, mam nadzieję, że nie będziemy mieli żadnej sprawy dzisiaj...
- Price preferująca papierkową robotę? - zaśmiał się sprawca moich boleści. - Piekło chyba zamarzło.
- Katie nadal kacuje? - zapytała Megan, przechodząc.
- Niestety..- jęknęłam.
- Nie dziwne, w życiu nie widziałem, żeby ktoś taką kolejkę strzelił jak ona - rzucił Xavier. - Niestety my na razie znikamy.
- Jedziecie gdzieś? - zapytał Scott.
- Taa. Na interwencję. Sąsiedzi się pokłócili - powiedziała znudzonym tonem Megan. - Więcej będzie papierów niż tej interwencji. 
Chwilę jeszcze obserwowałam wychodzącą Megan, po czym z powrotem oparłam czoło o biurko. Gdy tylko zaczęłam się relaksować a pulsujący ból głowy znikać, poczułam kopniecie w łydkę. Wright idzie. Szybko się wyprostowałam, wręcz idealnie na czas, bo szef akurat teraz miał idealny na mnie widok.
- Wszystko dobrze? - zapytał, przyglądając się papierom na biurku.
- Tak - opowiedziałam w tym samym czasie co Scott.
Wright pokiwał tylko głową na znak aprobraty, po czym spojrzał na zegarek.
- Muszę pojechać zawieźć coś mojej żonie, w tym czasie Diane tutaj rządzi - poinformował nas. - Nie spalcie departamentu w tym czasie.
- My? Nigdy - zaprzeczył Scott.
Wright tylko się uśmiechnął i wyszedł. Już miałam wrócić do swojej pozycji, kiedy dobrze znany nam odgłos obcasów zaczął się do nas zbliżać. Z błagającymi oczami wpatrywałam się w Diane, która podniosła jedynie brew.
- Macie sprawę do rozwiązania - powiedziała ku mojemu rozczarowaniu. - Zbierajcie Lindę i Oscar'a.
- A coś o tej sprawie? - dopytałam, już żegnając spokojne przeżycie dzisiejszego kaca.
- Niejaka Ivy Adams zadzwoniła i powiedziała, że znalazła nieżywą dziewczynę w swoim domu. Podała adres i poprosiła, żeby ktoś szybko przyjechał. Nic więcej nie chciała powiedzieć przez telefon.
Scott i jego pieprzone  "ze mną się nie napijesz?". Ciekawe czy też by tak cieszył japę, gdyby miał takiego kaca jak ja.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kruki DetroitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz