Rozdział 4

19 1 0
                                    

Gdy się obudziłam, leżałam na trawie w jakimś zupełnie obcym miejscu, nie istniało żadne logiczne wytłumaczenie na to, dlaczego się tu znalazłam. Próbowałam wstać, ale jak tylko się podniosłam, natychmiast zakręciło mi się w głowie, do tego stopnia, że z powrotem upadłam. Po kilku minutach leżenia spróbowałam ponownie, powoli oparłam się na łokciach i dźwignęłam na nogi - udało się! - pomyślałam. Miałam wiele pytań, ale w tamtej chwili najważniejszym było, co teraz zrobić? Rozejrzałam się, wokół mnie rozciągała się niewielka polana, którą opasał gęsty las. Zauważyłam jakąś małą postać idącą pomiędzy drzewami, postanowiłam, że pójdę za nią...
Bardzo ostrożnie stawiałam kroki na liściastym podłożu, tak żeby nie zwracać na siebie uwagi, w tamtym momencie zauważyłam, że mam bose stopy, a jedyne w co jestem ubrana to jedwabna koszula nocna, ku mojemu zdziwieniu nie czułam chłodu, może była to zasługa adrenaliny, a może po prostu w tym miejscu panował taki klimat.
Nagle w krzakach usłyszałam jakieś zwierzę, warczało groźnie, starałam się nie krzyczeć, ale wymagało to ode mnie ogromnej ilości samokontroli. Nagle z pomiędzy liści wyskoczyła ogromna pantera, nie wyglądała jak jedna z tych które widywałam w ZOO, jej sierść, mimo, że czarna, mieniła się wszystkimi kolorami, miejsce zwykłego czarnego ogona zajął taki jak u jaszczura albo smoka, a jej przepełnione wściekłością oczy były błękitno - zielone. Drapieżnik był jednocześnie groźny i piękny i skoczył prosto na mnie... Gdy zwierzę znalazło się na tyle blisko, że mogłoby rozorać pazurami moją twarz, odskoczyłam, zrobiłam fikołka i stanęłam z powrotem na nogi gotowa do następnego uniku. W tym momencie usłyszałam dźwięk, o wiele głośniejszy od warczenia pumopodobnego stwora, rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że postać, za którą szłam trzyma w smukłych dłoniach ogromny mieniący się w słońcu róg i dmie w niego. Zwierzę, które jeszcze chwilę temu szykowało się do skoku, siedziało teraz niczym Golden Retriever, czekający na wydanie mu polecenia.

.....

Postać, podeszła do mnie, dopiero teraz mogłam dokładnie się jej przyjrzeć, miała długie lekko falowane włosy, w kolorze ciemnej, wiśniowej czerwieni, niebieskie oczy, identyczne co ja i spiczaste uszy, przypominała mi kogoś, zajęło mi to chwilę, ale zauważyłam, że pomijając włosy i uszy, wyglądała dokładnie jak ja!
Ona także patrzyła na mnie z niedowierzaniem, w końcu otrząsnęłyśmy się z szoku i przemówiła:
- Kim jesteś? - spytała zaciekawiona, a ja wytłumaczyłam jej całą tę historię o księdze, opowiedziałam o moim świecie i o tym, że nie wiem jakim cudem znalazłam się w tym.
- aaa... Chyba rozumiem, rysunek który wypadł z księgi to musiała być brama, która przeniosła cię do naszej krainy. Nie do końca znam się na tym wszystkim, ale wiem kto się zna, zaprowadzę cię. Jestem Zoe...
- A ja Chloe - odpowiedziałam i ruszyłam za nią w głąb puszczy...

.....

Po kilkunastu minutach marszu powiedziała:
- To jest przejście do naszej wioski - wskazała dłonią na ogromną, misternie zaplecioną, mieniącą się na srebrno pajęczynę, rozpiętą pomiędzy dwoma drzewami. Gdy w nią weszła myślałam, że to niemal dzieło sztuki, zostanie doszczętnie zniszczone, ale ku mojemu zdziwieniu pajęczyna została nietknięta, a Zoe zniknęła. Ruszyłam za nią i gdy tylko znalazłam się po drugiej stronie uderzył mnie blask słońca górującego nad wioską. Było tam pełno malutkich, kolorowych domków z ogródkami, ścieżki były wyłożone kolorowymi kamyczkami, wszędzie wyczuwalna była jakaś dziwna, ale przyjemna aura magii.
Zoe witała się z każdym kogo napotkała, a oni się jej kłaniali, może była tam kimś ważnym - pomyślałam.
Na końcu ścieżki pojawiła się niewysoka wieżyczka z dachem w kształcie kopuły, weszłyśmy do środka przez ciężkie drewniane wrota z ozdobami w postaci złotych róż. Zaczęłyśmy wspinać się po rzeźbionych schodach, po drodze mijałyśmy małe okienka, przez które widać było niesamowity krajobraz zaczarowanej krainy.
Gdy pokonałyśmy ostatni schodek , przed nami ukazało się wejście do pokoju, pełnego najróżniejszych staroci.
- Gerardzie, jesteś tutaj? - krzyknęła Zoe
- Jestem jestem, wasza wysokość - starszy prawie łysy pan z długą siwą brodą i spiczastymi uszami, wyłonił się zza regału z księgami i skłonił głowę ku mojej "sobowtórce„ a ja uniosłam lewą brew i posłałam jej pytające spojrzenie
- Wasza wysokość? Zoe, czy o czymś mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam się tak z tym obnosić, ale jestem córką króla tej krainy... A to jest Gerard, człowiek, który ci pomoże i odpowie na nurtujące cię pytania - starszy pan, z uśmiechem, podał mi dłoń.
- Może usiądziemy i opowiesz mi o całej sytuacji - wskazał dłonią na bordowe fotele stające na środku pokoju.
Tak też zrobiliśmy, opowiedziałam o wszystkim co miało związek z tym, że się tu znalazłam, Gerard słuchał uważnie, a gdy skończyłam swój wywód powiedział:
- A więc tak, znalazłaś na strychu księgę, w której ktoś ukrył rysunek, będący jednocześnie bramą, przenoszącą istoty do naszej krainy. Rozumiesz co to znaczy?
- Nie do końca - odparowałam
- To znaczy, że osoba, która ukryła szkic w księdze miała do czynienia z czarami, bądź sama była częścią świata magii i wróżek. Czy wśród twojej rodziny był ktoś, kto interesował się tymi tematami?
- Chyba nie, chociaż... Gdy byłam młodsza, zauważyłam, że moja mama po kryjomu czyta książkę pod tytułem "Bramy do innych wymiarów i jak je tworzyć - poradnik dla początkujących wróżek„ czy jakoś tak, w swojej kolekcji miała jeszcze kilka podobnych książek - wróciłam myślami do tamtej chwili, weszłam do biblioteki mamy, a ona czytała właśnie tę książkę, gdy zauważyła mnie w progu, szybko odłożyła książkę i przykryła ja kocem, tak żebym jej nie zauważyła, wydało mi się to dość podejrzane.
- To może być to! - wykrzyczała Zoe, zauważyłam, że naprawdę często krzyczy...
- Możesz z nią o tym porozmawiać? - spytał Gerard
- Nie, wyjechała z tatą na kilka miesięcy dlatego mieszkam u dziadka...
- To może porozmawiaj z dziadkiem, jest szansa, że on wie coś na ten temat
- Spróbuję, ale będę w stanie to zrobić dopiero jak wrócę do mojego świata
- Ah no tak, zapomniałem, te ziółka na poprawę pamięci, które codziennie piję, chyba nie do końca działają... Dobrze w takim razie odeślemy cię zaraz do domu, niech ja tylko znajdę składniki, żeby stworzyć bramę - powiedział Gerard i zaczął gmerać pomiędzy regałami.
- Zoe, opowiedz mi coś o swojej rodzinie, ty wiesz o mojej sporo - zaproponowałam
- A więc, jak już wiesz moim ojcem jest potężny król elfów, matki nie znam, porzuciła mnie i tatę i uciekła z naszej krainy tuż po moich narodzinach, przez wiele lat zajmowała się mną babcia Charlotte, mama mojej mamy... - w tym momencie jej przerwałam
- twoja babcia nazywała się Charlotte, tak samo jak moja, twoja mama uciekła ze świata wróżek i zamieszkała w innym, a ty wyglądasz prawie tak samo jak ja... To nie może być przypadek!
- To znaczy, że możemy być...
- siostrami - powiedziałyśmy w tym samym momencie...

Po Drugiej Stronie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz