Beth obudziła się w nieznanym jej otoczeniu. Nie była już w ciemnej, nie przyjemnej uliczce, a zamiast tego siedziała w skórzanym siedzeniu w aucie. Rozejrzała się wpół przytomna. Obok niej siedział pan Connels, który ze skupieniem penetrował drogę znajdującą się przed nim.
Dopiero teraz była w stanie się mu lepiej przyjrzeć. Był starszym mężczyzną, na oko około 50. Miał kasztanowe włosy i takie same oczy. Wyglądał na zadbanego i poważnego. Coś czuła, że lepiej z nim nie wchodzić w dyskusje.
Nagle facet odwrócił się wzrok z ulicy na nią. Jego spojrzenie było chłodne, ale działało uspokajająco.
- O, jak widzę mała wampirka wstała. Jak się spało Beth? - zapytał się. Jego głos był ciepły i pogodny, totalnie nie pasował do jego wyglądu.
- T-tak proszę pana - powiedziała, jednocześnie delikatnie zaciskając dłonie na swoich kolanach. Nie była pewna, czego się może po nim spodziewać.
- Nie musisz się mnie bać, chce ci pomóc. Nie mogę pozwolić na to, by drobna dziewczynka kręciła się po bocznych uliczkach i głodowała - oznajmił szybko.
Po głowie Annabeth zaczęły się przechadzać różnego typu myśli: A co, jeśli on kłamie? Co jeśli chce jej zrobić krzywdę? Może chce ją sprzedać? Albo zabić i zakopać w lesie?...
Nie mogła mu w pełni ufać, w końcu go nie znała. Ale z drugiej strony... Nic jej nie zaszkodzi. Jej mama zasnęła na zawsze, już nigdy nie usłyszy jej głosu, już nigdy nie zobaczy płomyczków w jej czerwonych oczach.W tym momencie chciała po prostu się rozpłakać, ale tego nie zrobiła. Musi być twarda.
Pan Connels nie zwracał w tej chwili na nią uwagi. Skupił się bardziej na prowadzeniu pojazdu.
Po dłuższej chwili ciszy postanowił, że zacznie rozmowę - Pewnie się zastanawiasz, gdzie cię zabieram malutka, co nie? - zapytał spokojnie.
- Umm... Tak panie Connels - odpowiedziała, odrywając wzrok od drzew, które mijali.
- Zabieram cię do mojego domu. Jest dosyć spory, więc na spokojnie znajdziesz tam miejsce dla siebie. Mieszkam tam z dwójką moich dzieci: Kate i Marco. Są mniej więcej w twoim wieku. Na pewno się dogadacie. W domu mieszka też gosposia Vi. Jest ona pupilkiem jak ty. Będzie się tobą opiekować na codzień. Jak podrośniesz to będziesz pewnie jej pomagać.
To było dosyć sporo informacji podanych naraz. Ma dwójkę dzieci, więc na pewno nie jest żadnym porywaczem, więc co za tym idzie - nie zrobi jej krzywdy... Chyba. Plus, będzie tam inne stworzenie. Więc może nie będzie samotna.
Annabeth wróciła do patrzenia na niewyraźny krajobraz poruszający się za oknem samochodu. Nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji. Niech się stanie co ma się dziać.
Czas leciał jej dosyć szybko. Vincent już się nie odzywał, zamiast tego włączył radio znajdujące się na desce rozdzielczej. Leciały z niego ciche, wolne kawałki popularnych piosenek.
Po około godzinie auto stanęło, a pan Connels wysiadł z auta.
- Malutka, wychodź, jesteśmy na miejscu - powiedział z drobnym uśmiechem na twarzy.
_______________________________________
Hejooo
Oto 1 cześć 1 rozdziału 😊
Będę wypuszczała rozdziały częściami, a gdy cała powieść będzie napisana to je połączę, tak będziecie szybciej dostawać fabułę 😊😊😊Jestem leniwa, więc nwm kiedy kolejna część 😑💚