Po bankiecie Organizacji miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że nie zostałam rozpoznana przez Vincenta, a z drugiej trochę żałowałam. Bo gdyby mnie rozpoznał, to wszystko byłoby jakieś takie prostsze. Nie musiałabym już uciekać.
Starałam się wyprzeć te myśli, w końcu nie bez powodu tak się od nich oddaliłam. Jak na złość powróciły do mnie najgorsze wspomnienia. Sonny leżący w lesie w plamie krwii. Blady jak ściana, niemalże umiejarący. Facet, który chciał się do mnie dobrać. Dylan płaczący z bezsilności. Ręcę zaczęły mi się niekontrolowanie trząść, a mój oddech przyspieszył. Kuliłam się w sobie na myśl, że znowu mogę dostać ataku histerii.
Wstałam z fotela na którym siedziałam i odeszłam od biurka. Pokój zbyt szybko zaczął mnie przytłaczać i poczułam nieodpartą chęć opuszczenia tego pomieszczenia. Puściłam się biegiem do kuchni, która w moich wyobrażeniach była miejscem z zdecydowanie większą przestrzenią. Nie myliłam się i zaznałam tam trochę swobody. Usiadłam na krześle, z tego wszystkiego nie zdając sobie sprawy, że nie byłam tam sama.
- Wszystko w porządku, Hailie Monet? - spytał Adrien, widząc mnie.
- T-tak...- odparłam, wyrównując oddech.
- Napewno? Jesteś blada jak ściana - powiedział, bacznie mi się przyglądając.
Rzadko mogłam doświadczyć troski ze strony tego mężczyzny, jednak nie było to niemożliwe. Starałam się trzymać uczucia na wodzy, ale nie zawsze bylo to możliwe. Przez rok w trakcie którego ukrywałam się w jego domu, zdąrzyłam się przyzwyczaić do współżycia z nim. Często na jego twarzy gościł kpiarski uśmiech, ale nie była to jego jedyna twarz. Potrafił ukazywać również inne.
- Tak, wszystko okej - odrzekłam i na potwierdzenie moich słów wstałam.
Zrobiłam to trochę za szybko, bo na chwilę pociemniało mi przed oczami, co poskutkowało moim zachwianiem. Starałam się utrzymać równowagę, jednak marnie mi to wyszło. Ku mojemu zdziwieniu z pomocą przyszedł mi mój rozmówca. Przytrzymał mnie , kładąc mi rękę na plecy.
- Chyba jednak nie dokońca - mruknął bardziej do siebie niż do mnie.
Posadził mnie z powrotem na tym samym krześle, otworzył szafkę i wyjął z niej bursztynowy trunek. Zgrabnym ruchem nalał alkohol do dwóch szklaneczek i podsunął jeden z nich w moją stronę. Zdziwiona, podziękowałam cicho i zaczęłam pochłaniać ciecz. Sam Adrien Santan stał, ale nie wyglądał jakby chciał opuścić pomieszczenie. Wyczekiwanie spoglądałam na niego.
- Właściwie, to dobrze, że się spotkaliśmy - powiedział poważnym tonem.
- Co masz na myśli? - spytałam, zaciekawiona, o co mogło mu chodzić.
- Vincent poprosił o spotkanie ze mną - kontynuował. - Tutaj.
Spięłam się. To już wiem po co mi ten alkohol. Tym bardziej się przyda. W sumie zastanawiam się jaki interes ma Vince.
- Mówił w jakim celu? Kiedy? - dopytywałam.
- Otóż musimy omówić pewne kwestie związane z pracą, choć nie wiem czy to jego jedyny cel na tym spotkaniu. Za trzy dni.
Odetchnęłam troche z ulgą, gdy okazało się, że spotkanie nie odbędzie się na przykład dzisiaj. To by była jakaś katastrofa. Tak przynajmniej mam trochę czasu.
- To oznacza, że muszę się dzisiaj spakować- stwierdziłam przygotowana na taką możliwość. - W końcu to było nieuniknione. Dziękuję, że mi powiedziałeś.
Kiwa głową, mówiąc nieme ,,nie ma za co,,. Adrien wie, że nic mnie u niego nie zatrzyma, pewnie nawet nie miałby takiej ochoty, bo mimo, że jakoś się dogadujemy, nie byłabym pewna, czy żywi do mnie pozytywne emocje. Muszę się przeprowadzić, bo to jedyna opcja. Nie mogę zostać pod jednym dachem z tym mężczyzną, jeśli ma tu być mój opiekun i zarazem najstarszy brat.
***
Trzy dni później siedzę w moim nowym miejscu zamieszkania. Wybrałam sobie stosunkowo mały domek, w porównaniu do tego, do czego jestem przyzwyczajona. Telefonu, jak zwykle sie pozbyłam, żeby moja lokalizacja nie została przez nikogo odkryta. Muszę w najbliższym czasie nabyć nowy - westchnęłam. Odpoczywam w salonie, siedząc na kanapie. Przede mną stoi mały stolik kawowy, a na wprost znajduje się telewizor. Na stoliczku odpalony mam komputer.
Jest aktualnie 16:50, a o 17:00 odbędzie się spotkanie mojego brata i Adriena Santana. Mężczyzna, który dotychczas gościł mnie w swoich progach, pozwolił mi zalogować się do jego systemu bezpieczeństwa, aby oglądać na kamerach co bedzie się działo i jakie sprawy będą poruszane.
O wyznaczonej godzinie zalogowałam się do systemu kamer. Okazało się, że akurat Vincent dołączył do czekającego juz Adriena. Rozmowa rozpoczęła się.
- Dzień dobry - przywitał się uprzejmie gospodarz.
Vince w odpowiedzi skinął głową. Nawet w kamerze można było dostrzec jego nienaganny ubiór. Tym razem założył czarną koszulę, a na to bordową kamizelkę. Jego włosy jak zwykle były posłusznie przylizane do tyłu. Pokerowa twarz z lodowatym spojrzeniem gotowym do omawiania spraw biznesowych.
W czasie, gdy mężczyźni omawiali sprawy, w których, bądź co bądź musiałam uczestniczyć, relaksowałam się, słuchając jednym uchem i zanotowując najważniejsze informacje. Minęła kolejna godzina, która ciągnęła mi sie w nieskończoność. Wiedziałam, że jakoś tak to będzie wyglądać, jednak tak naprawdę, Vincent nigdy nie załatwiał niczego na moich oczach. Teraz też nie mógł się nawet domyślać, że podsłuchiwałam. Myślałam, że może jakoś będzie widać po nim, że jego siostra uciekła. On jednak wyglądał na niewzruszonego. Powtarzałam sobie w głowie, że to pozory, w końcu razem z braćmi bardzo się kochaliśmy. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że wcale nie wyszło mu to na złe, z drugiej - zasmuciło mnie trochę.
Gdy interesy dobiegły końca, Vincent, z niewiadomego powodu, nie wyglądał na skorego do wyjścia. Mężczyzna odczekał jeszcze chwilę i spytał:
- Powiedz mi, czy moja siostra tutaj była?
- Tak. Była - odparł Adrien z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowo.
Vincent zacinał usta w cienką linie, a jego oczy jakby zabijały wzrokiem. Tak przynajmniej mi się wydawało z takiej odległości w dodatku na monitoringu. Mężczyzna z czarnymi włosami potarł nasadę nosa, jak gdyby w ten sposób próbował opanować emocje, które musiały w nim zawrzeć.
- Czy wiesz może... jak ona się czuje? - spytał pohamowując się przed okazaniem współpracownikowi swoich emocji.
- Cóż, jakoś daje rade - odpowiedział. - Przygotowana na taką okazję, zostawiła pewien liścik.
Widziałam, jak Adrien Santan wręcza skrawek papieru, który napisałam w ostatniej chwili, myśląc, że przyda się właśnie w takiej okazji.
Mój opiekun rozwinął karteczkę i przesunął wzrokiem po napisanym tekście.
- To będzie na tyle jeśli chodzi o nasze dzisiejsze spotkanie - powiedział jeszcze bardziej lodowatym tonem niż zwykle i wyszedł z gabinetu, w którym odbywało się spotkanie.
A na kartce napisałam: Nie martwcie się o mnie. Spotkamy się w najbliższym czasie._________________________________________
Mam nadzieję, że spodobał Wam się kolejny rozdział. Podzielcie się opinią w komentarzu i nie zapomnijcie zagłosować. Możecie podzielić się ze mną pomysłami na kolejne rozdziały w komentarzu albo w wiadomości. Może czegoś użyję w opowiadaniu.
Ściskam.