zero {end}

456 35 14
                                    

Stał na krawędzi. Nie wiedział, kim był. Nie wiedział, kim stał się przy niej. Każda komórka jego ciała pragnęła utrzymać przy sobie tę kruchą istotkę. Jedyne, o czym myślał to ona. Jej delikatne ciało w jego silnych ramionach. Cudowny uśmiech, rozświetlający czarnobiały dzień. Ciemne włosy, w których ukrywała rumieńce w chwilach zawstydzenia. Oczy, które były mapą do jego domu. Tego, do którego po raz pierwszy od dawna chętnie wracał.

Myślał o niej jak o motylu, który w każdej chwili mógł wymsknąć się z jego dłoni, kiedy tylko je uchyli, a tego nie chciał. Uzależnił się od jej słodkiego zapachu, za którym podążał nawet we śnie. Od iskierek w szmaragdowozielonych oczach. Pokochał jej nienawiść do cebuli i niezrozumiałą miłość do czosnku. Zaakceptował zapach kawy, budzący go rankiem w wesołym kubku, wraz z jajecznicą, której nie znosił od piątego roku życia. Ale ona ją uwielbiała. Tak jak krem z warzyw na obiad, oglądanie nocą gwiazd i taniec w deszczu bosymi stopami. Była magicznym zjawiskiem, którego on, jako zwykły śmiertelnik, nie potrafił przestać podziwiać. Była jego syreną, może nie tak szkodliwa, jednak wabiła go swym głosem, spojrzeniem i dotykiem, skazując na zatracenie. Nawet w tej chwili.

Wpatrywał się w kąt pokoju, w którym ona siedziała ze łzami w oczach, jej piękno go przytłaczało, czuł, że źle robi pozwalając jej odejść. Chociaż i sam pragnął iść do przodu, wyrwać się z raju, do którego trafił tamtego dnia, kiedy ją poznał. Nie minęło wiele czasu, ledwie kilka miesięcy, może trochę ponad rok, jednakże dla nich wszystko płynęło inaczej. I kiedy tak siedzieli w jednym pokoju, nie potrafili zrobić kolejnego kroku.

Płakała. Nie ze smutku czy rozczarowania. Również nie ze szczęścia, ani bólu. To tylko wolność, która zrywała z niej, jak i z niego, łańcuchy przywiązania, wydobywała się na zewnątrz. Paliła powoli te skrawki złudzenia, podpowiadającego im przez miesiące, że ich uczucie może być wieczne. Ale rozsypało się tak jak wiele innych spraw wcześniej. Fascynacja. Uzależnienie. Podziw. Przyjaźń. A teraz nawet i miłość. Czy cokolwiek innego, co do siebie czuli. Wypalili się, wystawiani na próbę zbyt wiele razy.

Więc czemu czuł się jakby ktoś wyrywał właśnie serce z jego niewielkiego ciała? Czemu miał wrażenie, że traci grunt pod nogami, chybocząc się w przód, w tył i na boki? Balansując po cienkiej linii szczęścia? A może ciągle jeszcze był pijany. Pijany jej obecnością.


<< Wróćmy w tamto miejsce. Na tamten most. Tam, gdzie wpadliśmy na siebie jako nieznajomi. Ponownie spójrzmy sobie w oczy, poślijmy uśmiechy i idźmy dalej. Własnymi drogami, gdzie będziesz sobą. A i ja również nie będę niczego ani nikogo udawać. >>



a/n: niektórych może dziwić, czemu to opowiadanie zniknęło, a po chwili ponownie się pojawiło. I to jeszcze pod inną nazwą. Odpowiedź jest prosta, nie potrafiłam się tu odnaleźć po kilkumiesięcznej przerwie, a po powrocie miałam pustkę w głowie i długo zastanawiałam się nad tym, co dalej. Stwierdziłam, że muszę od nowa wkręcić się w to opowiadanie i powoli jakoś może się uda, cała historia :) 



Yours // Louis TomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz