Dla Śmiechu | LAUGHING JACK

50 3 2
                                    


Polowali przez lata.

I tego dnia upolowali.

Zajęty swoją zabawą, niczego nie zauważyłem. Dbałem o niego każdego dnia i akurat tego jedynego popełniłem błąd.

Spóźniłem się.

Mogłem jedynie patrzeć, jak jego ciało, zmasakrowane niczym pokarm dla bydła, leżało na trawie i pokrywało ją smołą. Moją ukochaną trucizną. Wiedziałem, że tym razem już nie wstanie. I chociaż pułapka, która go uśmierciła, była prymitywna - nie umiałem się śmiać. Opadłem na jedno kolano i delikatnie zdjąłem połamane fragmenty maski z jego twarzy. Polizałem dziurawy policzek.
Wróciłem do skrzynki.

- Stróżu - powiedziałem w pustkę. - Czuję cię od ponad dwustu lat. Wiem, że mnie słyszysz.

Obróciłem się wokół własnej osi, obserwując wszechogarniający mrok otchłani.

- Jack.

Uśmiechąłem się i pomachałem łapą.

- Cześć! - kontynuowałem, kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi. - Chciałbym, abyś mnie zabrał.

- Nie mogę tego zrobić - odpowiedział po chwili.

- Blah, blah - prychnąłem. - Możesz mnie wziąć i oddać jemu życie. Wiem wiele - zachichotałem, zakrywając usta.

Chciałem ukryć przed nim swoje odczucia, moją rozpacz, chociaż wiedziałem, że nie miałem na to szans. On wiedział o mnie wszystko.

- Potrafię.

- Ha!

Machnąłem łapą, przywołując obraz czarnej mazi, którą obserwowałem przed chwilą. Wpatrywałem się przez chwilę, stając się bardziej poważnym.

- Chciałbym, abyś go ożywił w zamian zabierając mnie.

- Nie da się tego odwrócić.

- Wiem przecież - prychnąłem.

Machnąłem ponownie i przede mną pojawił się obraz Bezokiego Jacka sprzed paru godzin. Uśmiechał się delikatnie, kiedy Jeffrey śpiewał, ciagnąc go za kark bliżej mikrofonu i zestawu do karaoke. Mieli zatrzymać się tylko po kosztowności, a tymczasem urządzili imprezę. "W końcu właścicieli nie ma, a sąsiedzi zdechli, więc co za różnica", jak powiedział Jeffrey, otwierając butelkę piwa zapalniczką. Jack nie lubił hałasu, dotyku, przytulania. Jednak wiedziałem (zapewne bardziej niż on sam) - kochał ich. Kochał ludzi, którzy nie oceniali go, nie bali się, a wręcz przeciwnie - sami wciągali go do swojego kręgu. Zawsze byłem zazdrosny, ale jego szczęście było moim.

- Jesteś wszystkim, Jack.

- Wiem - powiedziałem cicho do Stwórcy, nadal wpatrując się w obrazy przede mną.

- A nadal chcesz oddać swe życie na cel tej istotny?

- Haha - zaśmiałem się, chociaż nie miałem na to ochoty. - Nawet teraz jest bardziej żywy niż ja będę kiedykolwiek.

Machnąłem łapą, przyzywając ponownie zmasakrowane zwłoki.

- Nie przypuszczałem, iż twa historia zakończy się w ten sposób.

- Haha, ja również, Stwórco.

Ja również.

- Stworzyłeś mnie, bym dawał uśmiech, prawda? - pokazałem kły. - Więc chcę to zrobić.

- Wyrządziłeś wiele złego... Również z Isaaciem.

- Shiii - ściszyłem głos do szeptu. - Nie budźmy demona...

- Jest ci przykro, Jack.

Prychnąłem słysząc słowa Stróża. Wyprostowałem się i odciągnąłem pazur od ust.

- Oczywiście, że jest mi przykro - przywróciłem wizję uśmiechu Jacka. - Byłbym bezduszny, gdyby nie było mi przykro.

- Jack.

- Tak, tak...

Nie liczyłem, ile czasu minęło w kompletnej ciszy, podczas której przywracałem sceny od czasu naszego pierwszego spotkania do ostatniego. W międzyczasie usiadłem w powietrzu. Te wszystkie lata były świetną zabawą.

Przywróciłem widok zwłok.

- Na co czekasz, Stwórco? Zacznijmy zabawę! - stworzyłem konfetti.

- Jack.

- Aleś ty marudnyyy... - jęknąłem dramatycznie.

Wyprostowałem się. Czułem, jak moja skrzynka, mój dotychczasowy dom, mój azyl i klatka jednocześnie, zamieniała się w zwykłe, łatwopalne trociny, które rozdmuchiwał wiatr. Chociaż moja otchłań nie znikała.
Spojrzałem po raz ostatni na mojego przyjaciela i pstryknięciem palców stworzyłem cukierka w kieszeni jego zniszczonej bluzy.

- Czas się pobawić, Jacky - mruknąłem z uśmiechem.

Klasnąłem w dłonie niszcząc wszystkie obrazy.

- Długo we mnie wierzyłeś.

- Oczywiście. Nie bez powodu zostałeś stworzony.

- Tak, tak, już się nie przechwalaj - zaśmiałem się. - Dziękuję, Stwórco, ale to już ten czas.

Czułem, iż mój uśmiech pozostawał najdłużej widoczny, a potem nie było już niczego.



ShinsukeShin
wymień użytkownikawymień użytkownika

Dla Śmiechu | LAUGHING JACKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz