- grudzień.. - westchnęłam odrabiając lekcje.
Miałam na sobie beżowy sweter oraz dżinsy.
Ktoś zapukał do pokoju. Podeszłam do drzwi zdziwiona bo nigdy nie spotkałam się z tym żeby ktoś pukał. Otworzyłam drzwi. Myślałam, że to jakaś ciotka lecz ku mojemu zdziwieniu za drzwiami ukazała się Moja własna matka.
- musimy odbyć poważną rozmowę. - oznajmiła mi.
Pomyślałam, że chodzi o tę czwórkę z matematyki, więc byłam zestresowana. Moja mama każe mi się dobrze uczyć (co prawda dla mnie to dobra ocena) ale dla niej nie.
Zeszłam na dół gdyż mam pokój na piętrze. Moja mama usiadła przy stole, ja też. Rozpoczęłyśmy rozmowe.
- wiem, że jesteś w pierwszej klasie, lecz już powoli myślę o twoich studiach. - rozpoczęła rozmowę. Byłam zaskoczona, że ona o mnie w ogóle myśli.
- Mamo, mam dopiero 16 lat. Nie myślę o tym. - wytłumaczyłam. - jak już to pisarskie.
- ta, napewno - mruknęła.
- co? - zapytałam urażona.
- ja nie pozwolę żebyś poszła na taki okropny kierunek. Ja chce żebyś dobrze zarabiała i miała łatwiej w życiu. - mówiła swoje rządy.
- a ja... - zaczęłam.
- mnie nie obchodzi twoje zdanie. - powiedziała stanowczo.
- ale to moje życie! I będę robić co chce! - wykrzyknęła jej prosto w twarz.
Nie chciałam z nią rozmawiać więc kierowałam się w stronę schodów. Mama podbiegła do mnie i zaczęła mnie szarpać za ramię.
- gówniaro! Ja tutaj decyduje! Idziesz na medycynę! - szarpała mnie tak mocno, że zapiszczałam.
To moja codzienność, więc nie płakałam, jestem na to odporna.
Wróciłam do pokoju, głośno trzasnęłam drzwiami, założyłam słuchawki a następnie rzuciłam się na łóżko. Miałam już wszystkiego dość. Nie miałam już nawet ochoty odrabiać lekcji, jutro miałam wolne więc miałam to gdzieś. Poszłam spać.
Rano szybko się ubrałam i wyszłam na dwór. Nie powiedziałam o niczym mamie. Wokół pruszył śnieg a ja wędrowałam tu i z powrotem po ulicach Oslo. Myślałam również o wczorajszej rozmowie z mamą. Może ma po prostu gorsze dni? Nie! Nie moge nawet tak myśleć. Ona mnie nienawidzi. Chce do taty. Chce do taty!
- Uwaga! - krzyknął ktoś gdy wpadliśmy na siebie.
Ałć! Uderzyłam o chodnik i nie mogłam wstać. Tajemnicza osoba podała mi rękę. Pomogła mi wstać.
- przepraszam - wymamrotałam zawstydzona. - zamyśliłam się.
- to ja powinienem cie przeprosić, zapatrzyłem się w telefon.
- nie szkodzi. - znów wymamrotałam.
Chlopak miał blond włosy i był ubrany w miętową kurtkę i szare dresy.
- to... pa? - powiedziałam bo robiło się trochę niezręcznie.
Poszliśmy w dwie różne strony. Nie wiem dlaczego bardzo chciałam się odwrócić. Odwróciłam się. Okazało się, że chlopak też się na mnie patrzy.
Pomyślałam: ale wstyd.
Poszłam szybkim krokiem do domu by uniknąć takich sytuacji. Znowu. Znowu on. Tym razem przechodził ze mną przez pasy. Nie miał już czapki a jego lekko kręcone blond włosy były pokryte cienką warstwą śniegu. Tym razem nie patrzyłam się na niego. Może raz. Może dwa.....
W domu powitała mnie mama która gotowała sobie śniadanie. Nie odzywałam się do niej po wczorajszej rozmowie, lecz ona zaczęła rozmowę.
- nie chce cie widzieć w tym domu - powiedziała smarując chromke chleba masłem. - zaraz idę do pracy, posprzątaj.
Nic nie odpowiedziałam, nie chciałam kolejnej kłótni.
Gdy mama pojechała zdecydowałam się wyjść do sklepu by kupić sobie czipsy do serialu. Po drodze słuchałam muzyki, patrzyłam w niebo i zastanawiałam się po co żyje. Zrozumiałam wtedy mojego ojca który podczas rozwodu krzyknął: "wolność".
Weszłam do sklepu, stwierdziłam, że rozejrze się po owocach jakie sprzedają w zimę. Znowu. Znowu on, ten cholerny blondyn który właśnie pakował pomidory do foliowej torebki. Spojrzał się na mnie. Nie wytrzymałam i uciekłam. Słyszałam kroki za mną. Stwierdziłam, że wezmę te czipsy, zapłacę i wyjdę. Wybierałam smak bardzo długo, kiedy zdecydowałam się na pomidorowe to zobaczyłam go...
Stał przedemną i robił mi zdjęcie.
- przestań! - krzyknęłam - nie rób mi zdjęć!
- to przeznaczenie. - powiedział pokazując mi pierw na swoje pomidory, a potem moje czipsy pomidorowe.
- nie wydaje mi się. - odpowiedziałam prosto ignorując go.
Gdy chciałam go wyminąć, złapał mnie za rękę.
- spotkamy się jutro? - zapytał.
- nie, po twoich "tekstach na podryw" nie chce. - odpowiedziałam i znów próbowałam wyjść.
- słaby był? - zapytał zmartwiony.
Zaczynam go lubić.
- nie, zajebisty! - powiedziałam z sarkazmem.
- dziękuję - podziękował mi jakby nie rozumiał.
- daj numer - powiedziałam zrezygnowana bo wiedziałam, że jak się z nim nie spotkam to nie da mi wyjść.
Gdy podałam mu numer, razem szliśmy do kasy, lecz on stał przedemną gdy pani skasowała jego zakupy powiedział:
- jeszcze to - wskazał na moje czipsy. Nic nie powiedziałam.
Wyszliśmy ze sklepu.
- proszę - podał mi czipsy.
- nie musiałeś... serio - powiedziałam- ale dziękuję.
- drobnostka! - krzyknął.

CZYTASZ
Zimowa gorąca czekolada
Teen FictionValerie mieszka wraz ze swoją mamą w Oslo, w Norwegii. Dziewczyna zawsze marzyła o wydaniu swojej książki. Jej matka nie pozwala jej tego zrobić. Valerie rzuca wszystko i idzie przed siebie poznając wspaniałem osoby. Gorąca czekolada nie pomaga. Ot...