Zabójczyni

65 2 2
                                    


- Sprzątnijcie go. - powiedziałam do Garego.

Odłożyłam nóż i ruszyłam do wyjścia z piwnicy, gdzie aktualnie zginął mój dłużnik był winny mi kilka kafli, a termin jego spłaty minął. Tak się dzieje z ludźmi którzy nie oddają mi tego co obiecywali, z mojej piwnicy jeszcze żadna osoba która wlazła mi pod skórę nie wyszła żywa.

Moje rozmyślenia przerwał mi telefon ojciec, włączyłam telefon i kliknęłam zieloną ikonkę telefonu.

- Tak ojcze? - zapytałam.

- Skarbie, mam nadzieje że nie zapomniałaś naszej rodzinnej kolacji. - zapomniałam. - Mam rozumieć że zapomniałaś? Vic cała rodzina będzie musisz być i ty. - powiedział.

- Jasne, zabiorę ze sobą Vincitore. - Vinci to mój ukochany doberman, jest posłuszny tylko mi i nikogo oprócz mnie darzy zaufaniem i sympatią. 

- Nie, Victorio nie zabierzesz tego bydlaka do nas do domu! - dopowiedział.

- To nie jest bydlak! - warknęłam. - Spokojnie nikogo nie ugryzie, chyba że będzie ktoś go drażnił.  - odpowiedziałam.

- Dobrze Vic, ale ma być przy tobie i się do nikogo nie zbliżać. - zgodził się.

- Jasne, do zobaczenia. - pożegnałam się z ojcem. 

Weszłam do swojej garderoby przez pokój. Wyciągnęłam z szafy czarną sukienkę przed kolano, bez ramiączek z dekoltem w serek. Ubrałam ją i zrobiłam zwykły makijaż.

Wzięłam czarną torebkę z Armaniego, włożyłam do środka mojego kochanego gnata, telefon kartę kredytową i kluczyki do mojego dziecka czarnego Lamborghini Veneno. Zeszłam na dół, wołając Vinci po chwili był koło mnie. Poszłam do swojego dziecka, otworzyłam tylnie drzwi dla psa po czym poszłam usiąść za kierownicą. Przekręciłam kluczki w aucie i ruszyłam upewniając się czy czarny SUV jedzie za mną.

***

Wyszłam z auta otwierając tylne drzwi, zamknęłam samochód ruszając w stronę mojego domu rodzinnego. Otworzyłam drzwi wydając polecenie Vinci żeby trzymał się przy nodze i mnie nie odstępował, ruszyłam w stronę jadalni gdzie było słychać już pełno rozmów i śmiania się oraz krzyczenia dzieci. 

- Dzień dobry. - powiedziałam beznamiętnie, na co reszta rodziny wstrzymała rozmowy.

- Witaj, skarbie. - przywitał się ze mną tata. - Proszę usiądź. - ruchem ręki wskazał krzesło po jego prawej stronie. Poszłam w stronę krzesła, a Vincitore zaczął warczeć ruchem na co wszyscy zamarli, jak widać uwielbiają mojego pieska. Ruchem ręki wskazałam żeby Vinci był cicho i trzymał się blisko mnie. - Jak tam w firmie Vic? - zapytał tato.

- Dobrze, ojcze. Teraz wybaczcie ale idę się przywitać z braćmi. - powiedziałam chłodno. Może byłam suką ale to oni nigdy mi nie pomagali i o nic się nie zapytali. Jak będą potrzebować pieniędzy to przyjdą i będą o nie prosić.

- Siema Is. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. W tej rodzinie tylko ja byłam przedstawicielką płci pięknej. Ja i 3 rozwydrzonych bachorów. Rodzicielki nie miałam... a ten temat to miejsce na następną historie. Wracając Isac jest blondynem z brązowymi oczami najmłodszy bo ma 19 lat to jeszcze dziecko i to w takie z serca i kości, jest prze kochany i taki niewinny, tata nie chciał żeby był zamieszany w nasz świat. 

- Elo Vic. - odpowiedział.

- Jak tam młody wyrwałeś jakąś? - zapytałam, wiedziałam że podboje brata były tylko po to żeby jakąś dziewczynę przelecieć no ale cóż.

- W dupę z tymi babami, pomyliłem jej imię w czasie numerka i walnęłam mnie z liścia i zostawiła mnie w czasie seksu! Nie do pomyślenia, no i musiałem zadowolić się pierwszą lepszą dziwką z twojego klubu. - opowiedział chłopak, zaśmiałam się kręcąc głową.

- Tak dziewczyny nie wyrwiesz. - rozbawiłam się. - Wiesz gdzie jest Jamson? - zapytałam.

- Na fajkę poszedł. - odpowiedział, rozczochrałam mu włosy i poszłam do brata.

- Heja. - powiedziałam.

- Hej Victoria. - przywitał się niebieskooki. Jamie to brunet z błękitnymi tęczówkami ma 21 lat i jest prze uroczy, ma dziewczyny o imieniu Laura są razem 4 lata. Chłopak puki co pomaga tacie z papierami w klubie, powiedział że nie chcę być związany z mafią. 

- Witaj idiotko! - krzyknął Will idący w naszą stronę. William to blondyn z turkusowymi oczami dobrze zbudowany tak jak każdy z braci, to taki debil co ma 2 lewe ręce i nie umie nic. Ma 22 lata, ja jestem o rok od niego starsza. Pomaga ojcu, i zajmuje się klubami.

- Dzień dobry debilu. - odpowiedziałam. Po chwili usłyszeliśmy krzyk gosposi że obiad jest gotowy. Wszyscy we czwórkę raczej wypadało by powiedzieć piątkę bo jeszcze Vinci.

Usiedliśmy do stołu i zaczęły się rozmowy.

- Victoria jak idą tobie interesy? - zapytał wujek Rot.

- Wyśmienicie wuju, dzisiaj wracałam z egzekucji dłużnika. - odpowiedziałam.

- Haha, ty kochanie jesteś zabawna. - powiedział, potem widząc moją beznamiętną twarz przęłknął głośno ślinę.

- Co to egzekucja? - zapytał syn najmłodszy syn Rotta, miał 10 lat, a wujek powiedział że nie chcę żeby był związany z naszym światem.

- To jest zabicie człowieka albo tortury i zabicie. - powiedziałam beznamiętnie, Tomowi zanim ktoś inny zdołał to powiedzieć.

- Ciocia zabiła człowieka? - zapytał przestraszony i głośno połknął ślinę.

- Tom żeby to jednego. - zaśmiałam się. - Oczywiście nawet więcej niż jednego. - dodałam i zaśmiałam się ironiczne.

- Zabójczyni! - krzyknął chłopiec na co Vicni zaczął szczekać, a 10 latek spojrzał na niego przestraszony.

- Tomas, przyzwyczaisz się każdy z stąd zabił co najmniej jedną osobę. - odpowiedziałam, ruchem ręki kazałam być cicho pieskowi. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonienia z mojego telefonu. - Przepraszam muszę odebrać to ważny telefon. - dodałam i poszłam na taras.

- Co tam Lucas? - zapytałam.

- Twoja rezydencja w Mediolanie się pali.

*****

Siema, kochani mam nadzieje że wam się spodoba!

Możecie dać ⭐ albo 💬 będę wdzięczna!<3

The dark mafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz