Imie twe nadano ci

2 0 0
                                    

Spoglądałam na freski na suficie których piękno zachwycało pewnie kiedyś carów i władców, I pewnie każdego kto odwiedził pałac Terem. Freski choć jaskrawe, nawet bym powiedziała pstrokate to jednak oddawały ducha czasów gdy powstawały. Przeciągałam się na kanapie by lepiej ułożyć moje zbyt sztywne ciało. Podniosłam palec i zaczęłam liczyć kwiaty wyjące się wokół żyrandola, lecz nie doliczyłam do końca gdy jedna z moich sióstr weszła do salonu.
- Nadal masz zamiar tu tak leżeć - usiadła na fotelu na przeciwko mnie.
- A co mogę prócz tego robić? - zaczęłam od nowa liczyć.
- Kolejna lekcja dobrego wychowania na pewno by ci się przydała.
Jej ciemne niebieskie oczy spowiła złość, choć każdy mięsień na jej twarzy wyrażał obojętność na moją osobę.
- Była już dziś, tak samo jak tańca, samodoskonalenia się, natomiast nie miałam dziś jeszcze lekcji jak unikać niechcianych i denerwujących ludzi - oderwałam oczy od sufitu by posłać jej szyderczy uśmieszek.
- Widzę że za to lekcja sarkazmu odrobiona wyśmienicie nawet z pracą domową.
- A teraz powiedz w czym problem? - opuściłam dłonie na brzuch by je spleść i przyjąć pozycje śpiącej księżniczki.
- Ojciec wariuje przed przyszłym tygodniem. Ściągnął materiały z całego świata na uszycie nam garderoby na Święty Targ. Siostry nic tylko poprawiają każdy mankament w swoim wyglądzie lub postawie. Ja nie śpię od kilku dni, natomiast ty jak gdyby nigdy nic leżysz tu spokojnie, nie przejmując się całkowicie niczym - Lubomira wypowiedziała to prawie na w jednym wdechu, przez co zaczerwieniła się by następnie znowu stać się blada jak ściana.
- A co mam więcej zrobić?
Odwróciłam się w jej stronę i usiadłam na kanapie.
Jej mowa ciała nie mówiła nic, tak samo jak twarz, jedynym zwierciadłem jej emocji były te jej piękne oczy. Ukazywały złość ale też i strach. Samokontrola u Luby była opanowana na takim poziomie że inne siostry nie wiedziały nigdy co czuła. Lecz ja widziałam więcej i potrafiłam odczytać o czym myśli tylko z tego niewielkiego zwierciadła jakim są oczy drugiej osoby.
- Nie będę ciebie instruować.
- Nie że nie będziesz, ty nie możesz i dlatego ja leże tu, a wy wyrywacie sobie włosy z głowy.
Oczy Luby pociemniały, a w powietrzu wyczułam smak metalu. Znaczyło to tylko tyle że nie wiele jej brakuje by stracić nad sobą panowanie.
- Jak nie zależy Ci na mnie powinnaś chociaż pomyśleć o Chwali. Ona na pewno ucieszy się że jej starsza siostrzyczka zaprzepaszcza wszystko nad czym pracowaliśmy.
- Nic nie zaprzepaszczam, ja tylko leżę i podziwiam malowidła na suficie - uśmiechnęłam się do niej najszerzej jak potrafiłam.
Widząc że nic nie może wskórać Lubomira wstała z gracją jakiej by pozazdrościła jej nie jedna z dam, I delikatnym krokiem wyszła z salonu.
Zostałam więc znowu sama z swoimi myślami.
Zaczęłam na powrót znowu liczyć kwiaty, które pąki były w różnych stopniach rozkwitu. Zastanawiałam się czy to artysta uznał że nierozwinięte jeszcze kwiaty są najpiękniejsze, czy też właściciel tego oto pałacu. Moje myśli jednak szybko uspokoił delikatny sen, ukazując mi kolejne wizję lub marzenia. Dziś był to sen o dzikiej polanie w lesie. Na środku niej znajdowało się lustro wody, w której tafli odbijały się gwiazdy oraz czerwony jak płatki róży, księżyc. Tafla wody była spokojna, I nic jej nie zakłócało, nawet delikatny wietrzyk, który spowijał moje nagie ramiona. Postawiłam więc pierwszy krok by po chwili odczuć drżenie ziemi, I z każdym kolejnym krokiem to drżenie się potęgowało, lecz ja nadal poruszałam się by zobaczyć swoje odbicie. Kiedy doszłam do wody na jej powierzchni poruszały się wielkie fale, I nie uspokajały się nawet z czasem. Ciężko było już dojrzeć cokolwiek w wodzie poza czarną otchłanią. Chciałam przykucnąć przy wodzie czekając aż woda się uspokoi, lecz nagle poczułam silny wiatr, a z nim wokół pojawiły się kwiaty. Niektóre to były wielkie paki, niektóre małe kwiatuszki lub same płatki. Poznawałam większość lecz jeden zwrócił moją uwagę, I był to mały biały kwiatek który tak bardzo kojarzył mi się z dzieciństwem i latami w wiejskiej rezydencji. Rumianek. Ten delikatny kwiatek zaczął wić się nad moją głową i robił kolejne okrążenia wokół mojej osoby, by następnie znaleźć się na wysokości oczu. Podniosłam rękę by go pochwycić, I gdy już prawie go miałam ten uciekł mocno w górę, a w moja rękę wpadł mały różowy płatek. Wyglądał jak płatek wiśni, lecz był troszkę większy i miał inny odcień. Podrzuciłam go z powrotem by wrócił w wir powietrza, lecz ten nie poleciał do góry jak rumianek, tylko skierował się w stronę wody. Opadł na falę wody, I znikł. Myślałam że woda pochłonęła go, lecz woda zaczęła się uspokajać, a na powierzchni pojawił się właśnie ten mały płatek. Podeszłam więc do wody i dopiero teraz mogłam ujrzeć swoje odbicie. Wyglądałam dojrzalej, jakby minęło dużo lat od teraz. Moja twarz nadal biała, nie była pokryta już rumieńcem lecz zmarszczkami od śmiechu. Blond długie włosy z niesfornych loków, stały się pięknym kokiem gdzie każde pasmo błyszczało układając się naturalnie. Oczy z morskiego błękitu stały się ciemne jak woda w oceanach. Widziałam siebie lecz nie poznawałam się wystarczająco. Chciałam zniszczyć swoje oblicze próbując ręką zachwiać tafle wody, I wyciągnęłam rękę.
Następne co pamiętam to widok freski na suficie. Wróciłam.
Poczułam dziwne pragnienie, ale nie jakbym chciała się czegoś napić, tylko coś cofnąć z powrotem. Serce biło mi bez opamiętania, a płuca nie przyjmowały powietrz na tyle by nie wziąć głębszego oddechu. Podniosłam się z kanapy ciężko oddychając, I zaczęłam głośno wymawiać zaklęcia. Po chwili poczułam spokój, a moje ciało wróciło do normy. Głupie zbyt ludzkie, pozbawione całkowitej kontroli by panować nad nim w całości.
Zaczęłam myśleć nad snem i zastanawiać się co tym razem moją moc chce mi pokazać. Na pewno wiem że się zestarzeje, ale czym były te kwiaty i czemu ten mały płatek zatrzymał burzę którą sama niejako spowodowałam. Moją niepewność i niecierpliwość nie pozwoliły mi poczekać by ta wizja mogła się z materializować w świecie rzeczywistym. Udałam się do jedynej widzącej poza mną w tej rodzinie.
Skierowałam się więc do prawego skrzydła, nowszej części pałacu, lecz na tyle starej że ja przy jej elementach byłam dziełem współczesnym. Pokój mej ciotki i macochy znajdował się na samym końcu szerokich jasnych korytarzy. Drzwi otworzyłam jednym pstryknięciem palców.
- Niedomiro!!!
Ciotka podskoczyła, a herbata którą trzymała w ręce wylała się na jej jedwabną spódnice.
- Wybacz ciociu - podniosłam dłoń i jednym ruchem herbata wróciła do filiżanki, a spódnica wyglądała jak nietknięta.
- I jak ja mam cię wydać za mąż jak ty nawet pukać nie umiesz?
- Nie musisz tak szczerze - usiadłam na przeciwko niej przy stoliku kawowym. Cała sypialnia razem z salonem była utrzymana w bieli i jasnym ėcru. Wysokie sufity, i piękne tapety dodawały dostojności temu miejscu. Ciocia posiadała naturalna klasę i elegancję. Styl pomieszaczeń jak i garderoby oddawały jej elegancję.
- Kończy ci się czas, to już niestety pora na ciebie - pociągła delikatnie łyk naparu z bliżej mi nieznanej rośliny.
- Jak nie ten sezon to kolejny.
- Wiesz że ten jest ważny dla twego ojca, I twojej siostry. Chwala za rok musi wyjść za mąż, a nie może przed o trzy lata starszą siostrą. Daliśmy ci z ojcem wystarczająco dużo czasu.
- Mam dwadzieścia lat i został mi rok do tego by wybrać męża, lub bardziej realistycznie żeby to on mnie wybrał.
- Wiesz że to tak nie wygląda. Targ to już nie jest ten sam średniowieczny handel wiedźmami, tylko aranżowane małżeństwa lub związki z miłości. A właśnie, à propos miłości, co u Romana?
Na sam dźwięk tego imienia mój żołądek podskakiwał.
- Nie widziałam go od tygodnia lecz ma niedługo wrócić, żebyśmy zdążyli się zobaczyć przed targiem - odliczałam godziny I minuty tak naprawdę.
- Cieszę się że masz tak lojalnego przyjaciela.
Miałam nadzieję że zostanie nie tylko przyjacielem lecz czymś więcej.
Roman Grafsky należał do najpotężniejszej rodziny wiedźmiarzy w Europie wschodniej, którego ród sięga kilka tysiącleci w tył. Rodzina ta odznacza się silną pozycją na arenie światowej zarówno wśród istot naszego pokroju, jak i ludzkich istot. Wejście do tej rodziny jest zaszczytem, którego doświadczyła moja najstarsza siostra Skarbimira. Wyszła za starszego brata Romana, już dziesięć lat temu. Ślub Skarby i Iwana było wydarzenie na który zjechał się cały świat zarówno ten nasz jak i ludzki.
- Doceniam to każdego dnia, zobaczymy jak dalej to się potoczy.
Ciocia zerknęła na mnie badawczo.
- Nie przyszłaś do mnie jednak w temacie Romana, lecz stało się coś.
- Miałam chyba wizję.
- A nie był to zwykły sen?
- Nie przyszła bym że zwykłym snem.
Popatrzyłam się na ciotkę i moim wzrokiem dałam jej do zrozumienia że nie żartuje.
- Pokaż więc.
Ciocia wyciągnęła dłoń w stronę mojej głowy, a ja przybliżyłam się by mogła dotknąć mych oczu.
Nie zamknęłam powiek, a ta delikatnie dotknęła moich gałek by ujrzeć to co ja widziałam. Poczułam jak mój wzrok spowijał mgła i znów odtwarzam swój sen.
Gdy dobiegł końca zamknęłam powieki by odciąć ciotkę od mojego wzroku i wspomnień.
- Na pewno przedstawiłaś mi to jak było?
Ciocia patrzyła na mnie z zaciekawieniem malującym się na całej twarzy.
- Każdy szczegół w stu procentach.
- Potwierdzam że to nie jest zwykły sen, tylko mocne widzenie.
- Czemu jesteś więc tak zdziwiona?
- Bo w tej wodzie widziałam odbicie twojej matki.
Zdałam sobie sprawę jak bardzo mogłam przypominać swoją matkę w tej wizji. Była gdzieś w tym wieku gdy umarła.
- Przypominam ją?
- Jak żadna inna wśród sióstr.
Po policzku ciotki poleciała łza.
- To już tyle wiosen jak jej nie ma, a ja nadal czuje jakbym to wczoraj piła z nią herbatę w gaju koło naszego dworku.
- Lubię jak opowiadasz o mojej matce, lecz robisz to tak rzadko - wszystkie historie o mamie znam już na pamięć, lecz tylko te ograniczające się do lat jak była z moim ojcem - Czemu nie opowiesz jak byłyście młode, jak zwiedziłyście pół świata?
- Och dziecko - przyłożyła delikatnie swoją dłoń do mojego policzka - na pewno z czasem ci opowiem, lecz nie teraz, nie gdy Ojciec nie chce słyszeć nic na temat twojej matki.
- Nie rozumiem jak może uzurpować sobie prawo do jej osoby, I zapomnieć że gdy on stracił żonę, to ja i Skarbimira straciłyśmy matkę.
- Nie uzurpuje, on nie może żyć z poczuciem winy że go wtedy nie było.
Przytuliłam dłoń ciotki I spojrzałam na nią by ujrzeć że na twarzy pojawiły się kolejne łzy.
- Sama czasami nie mogę patrzeć na ciebie, a przecież cię wychowałam i powinnam odczuwać miłość jaką odczuwa matka do córki.
Ciotka miała rację. Gdy matka zmarła, tylko kilka godzin po moich narodzinach, to całą rolę głównej matki i Pani domu przejęła ona.

Targ czarownicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz