RED
Dzień, w którym moje życie przewróciło się do góry nogami zaczął się normalnie.
Budzik rozdzwonił się niemiłosiernie głośno, budząc mnie i ciskając mi na usta jęk niezadowolenia. Zdecydowanie potrzebowałam więcej snu, ale wiedziałam, że taki luksus spotka mnie chyba dopiero po śmierci i niechętnie sięgnęłam po urządzenie, aby wyłączyć irytujący dzwonek.
Na raz z dołu dobiegły mnie dźwięki przyrządzania śniadania i uśmiechnęłam się pod nosem, bo babcia pod tym względem jak zwykle była niezastąpiona.
Olivia Davenport była niczym dobra dusza na tym świecie, o czym nie raz było mi się dane przekonać.
Stanęłam na nogach, krzywiąc się na chłód paneli pod stopami i ruszyłam w stronę łazienki. Kapcie plątały mi się pod nogami, bo i tak pozwoliłam sobie dłuższy sen niż zazwyczaj, więc czas zaczął mnie gonić. Jak tylko drzwi się za mną zamknęły, znalazłam się pod prysznicem, mając nadzieję, że ciepła woda mnie obudzi. Całe moje ciało zadrżało przyjemnie, gdy stanęłam pod strumieniem i wystarczyła chwila, żebym do reszty się obudziła. Gdyby nie to, że miałam zapewnioną podwózkę na uczelnię tamtego poranka, to pewnie zostałabym w kabinie na znacznie dłużej, ale nie chciałam, aby Daphne musiała na mnie czekać zbyt długo. Więc uwinęłam ze wszystkim, co miałam do zrobienia w łazience w miarę swoich możliwości, a potem w ręczniku wróciłam do pokoju.
Po kolejnej pół godzinie zeszłam już na dół, obładowana swoimi rzeczami do tego stopnia, że jak zwykle potknęłam się nieco niezdarnie i obiłam o ścianę, krzywiąc przy tym. Nie miałam pojęcia jak to było możliwe, że na scenie podczas baletu dawałam sobie radę z koordynacją ruchową, a przytłaczały mnie tak proste rzeczy jak zejście po schodach ze swoimi rzeczami.
— Trzeba zrobić coś z tą barierką, bo jak dalej tak pójdzie, to za chwilę całkiem odpadnie — oznajmiłam, wchodząc do kuchni, gdzie Olivia dekorowała talerz z naleśnikami, a tuż obok niej krzątała się Daphne, moja przyjaciółka.
Spojrzałam w jej stronę, posyłając jej uśmiech, a ona pocałowała mnie na powitanie w policzek, stanowiąc jawne przeciwieństwo czegokolwiek ucieleśnionego we mnie. Nie raz już słyszałam, że byłyśmy skrajnościami. Ona ze swoją dziennikarską dociekliwością, a ja z moją głową w chmurach. Ona z jasnymi puklami włosów, ja z czekoladowymi, które spływały mi na ramiona. Było w tym sporo prawdy, ale to właśnie Daphne była jedną z nielicznych osób, za które byłam potwornie wdzięczna w swoim życiu.
— Mogę zapytać Theo czy miałby czas, wpadłby do was przy jakiejś okazji — Daphne złapała za kubek z kawą, którym babcia musiała ją ugościć, a potem uśmiechnęła się zachęcająco. Kiedy tak wspomniała o swoim młodszym bracie, przewróciła oczami, dodając, że zdecydowanie miewał za dużo wolnego czasu.
— Daj spokój, dziecinko, kto to widział ciągać go po cudzych domach. Spróbuje sama coś załatwić. Może pan Carter z klubu seniora nadal będzie miał ochotę na randkę, to mu powiem, że wyjdę z nim gdzieś, pod warunkiem że mi to naprawi — Olivia machnęła ręką, na co obydwie z Daphne roześmiałyśmy się radośnie.
Olivia Davenport w całej swojej okazałości, drodzy państwo.
— Czy już wspominałam, że panią uwielbiam, pani Davenport? — Daphne spojrzała na staruszkę, stukając swoim pierścionkiem o ucho kubka, na co kobieta roześmiała się, ponawiając swój gest.
— Olivia, kochanie. Tyle lat ci to powtarzam, a ty co? Żadna pani. Livie, jeśli już — odparła spokojnie, na co blondynka wzruszyła ramionami, podkradając mi przy tym dwie borówki z talerza. — Smacznego, Różyczko.
![](https://img.wattpad.com/cover/331103611-288-k851534.jpg)
CZYTASZ
Zapach róż
RomanceChristian Vaden stał się całym moim światem. Nie wiedziałam tylko, że tak samo szybko jak pojawi się w moim życiu, tak samo szybko zrobi z niego piekło. Za plecami mówiono o nim jako tym, który zawarł pakt z Diabłem lub nawet sam się nim stał. Nie c...