Rozdział 10

99 13 0
                                    

Kamila

Po jego słowach w samochodzie zapada grobowa cisza. Nie mogę otrząsnąć się z zaskoczenia i uwierzyć, ile nienawiści żywi do mnie ten człowiek, choć nic o mnie nie wie. Zapatrzona w krajobraz za oknem otoczony mrokiem ze wszystkich sił staram się nie rozpłakać. To takie niesprawiedliwe! Dlaczego moje życie nie może być łatwe? Dlaczego nie mogę jak inne osiemnastolatki przejmować się tylko tym, co założyć na imprezę i na której randce wypada poddać się pożądaniu by nie wyjść na łatwą? Chciałabym, by moje życie kręciło się wokół kosmetyków, paznokci i wypadów ze znajomymi, zamiast tego tkwię w mroku, topiąc się we własnych łzach i liżąc niewidoczne dla oka rany.

W końcu docieramy do mojego domu, a ja postanawiam przerwać ciszę.

- Nie kłamię

- Skoro tak, to może w końcu powiesz, co tutaj robisz? - pyta cicho, gasząc silnik. Przełykam ślinię i siląc się na żartobliwy ton, któego on nie raz używał w stosunku do mnie, rzucam:

- Mieszkam.

- Ale dlaczego postanowiłaś tu zamieszkać? - drąży uparcie, a ja mam dość. Cokolwiek nie powiem, on i tak uzna, że kłamię. Jaki ma sens walka z wiatrakami, skoro ich skrzydła obracają się przy każdym moim oddechu?

- Nie twój interes. Dzięki za podwózkę – to mówiąc, wysiadam z samochodu i ruszam w kierunku drzwi. Zaskoczona odgłosem zamykanych drzwi odwracam się w połowie drogi.

- Co robisz? - marszczę brwi.

- Ja również tu dziś śpię – mówi tylko, jakby to było oczywiste jak słońce. Ale nie jest, a gniew już zaczyna przejmować nade mną kontrolę.

- Nie śpisz, nie zapraszałam cię. - protestuję gwałtownie.

- A co zrobisz? - odwraca się w moją stronę z zawadiackim uśmiechem na ustach.

- Zamknę ci drzwi przed nosem – informuję go i ruszam szybko z miejsca, by pierwsza dotrzeć do drzwi.

- Mam swoje klucze, mogę sobie odtworzyć – naśmiewa się ze mnie dalej, nie zważając na to, że jestem na granicy wybuchu.

- W takim razie zadzwonię na policję i zgłoszę włamanie – warczę wściekle.

- Nie można się włamać do domu, do którego ma się klucze, kochanie.

Piotr pierwszy dopada do wejścia, nim zdążę zaprotestować ponownie, otwiera je swoimi kluczami i wchodzi jak do siebie. Podążam za nim, zastanawiając się, gdzie mogę zakopać jego ciało, bo że go dziś zamorduje, to na pewno.

- Mówiłam, że nie potrzebuję niańki! Czego nie rozumiesz? - krzyczę za nim, będąc już w holu.

- Ale ja nie mam zamiaru cię pilnować. Jestem tu, by porozmawiać. - opierając się o wyspę w kuchni, zerka na mnie przelotnie, a następnie sięga do kieszeni jeansów po telefon.

- A co niby robiliśmy w samochodzie? Rozmawialiśmy przecież – zdezorientowana rzucam swoje własne klucze na komodę i podchodzę do niego kilka kroków. Nie wiem, w co on próbuje ze mną grać, ale nie nabiorę się na takie tanie gierki. Niech lepiej bierze ten swój denerwujący tyłek daleko ode mnie, najlepiej tak, gdzie miał w planach być.

- Rozmawialiśmy. Ale nie zdążyłem cię przeprosić. - mówi spokojnie, jakby nie zauważał mojej złości. Im bardziej ja się denerwuję, tym on wydaję się mniej przejmować tym wszystkim, a to sprawia, że moja złość rośnie. I wtedy pojawia się problem, bo dla mnie taki rollercoster uczuć jest zbyt intensywny.

- Przeprosić? - aż się cofam na jego słowa.

- Tak przeprosić. Za tamtą noc – to mówiąc spuszcza na chwilę głowę, i gdybym nie poznała go już z tej najgorszej strony, pomyślałabym, że jest mu wstyd. Ale już chwilę później to wrażenie mija, a on znów na mnie spogląda i kontynuuję. - Słuchaj. Faktycznie tamtej nocy za dużo wypiłem. Rzadko mi się to zdarza, ale nasze wcześniejsze rozmowy podziałały mi na nerwy i musiałem odreagować. Jednak nie poszedłem wtedy do ciebie, by cię skrzywdzić. Chciałem się z tobą podroczyć, tak samo jak robiłem to już wcześniej. Nie planowałem niczego więcej i naprawdę nie mogłem przewidzieć, że tak cię wystraszę swoją obecnością. Dlatego przepraszam.

Oddaj mi siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz