Sójka zmrużył oczy, pozwalając ciepłym promieniom spłynąć w dół twarzy. Być może były ostatnimi, jakie dane było mu poczuć przez następne miesiące. Właśnie zaczynał się pierwszy dzień jesieni. W tych stronach słońce było rzadkością i latem, o czym dość boleśnie zdążył się już przekonać. Pojedyncze stróżki światła, jak ciepłe łzy Swarożyca, przedzierały się przez grube kotary sosen. Były tu jedynymi drzewami. Jedynym... czymkolwiek, jeśli miał być szczery.
Przez ostatnie lata stacjonowania na Kresie stale otaczał go ten sam monotonny krajobraz- sięgające aż po horyzont szeregi smętnych drzew, długich i wyprostowanych, strzegących granic wszystkiego, co znane. Stanowiły jedyną roślinność, wyrastającą na baczność z lawiny własnych, obumarłych igieł. Ziemia tu była jałowa, najbliższe osady oddalone o dni drogi, a powietrze suche, na zimy szczypiące szromem wszystkich kresowych mieszkańców, którzy ograniczali się do pojedynczych pojedynczych biesów oraz, oczywiście- ich.
- Przestań się obijać- usłyszał z góry.- Miałeś patrolować.
Sójka uniósł głowę, niechętnie naruszając jedyną wygodną pozycję jaką można było przyjąć na stercie znalezisk, które niemal wylewały się z wozu. Niektóre były zimne i kanciaste, jak ze stali, choć obce, inne szklane, miękkie, śliskie w wyblakłych kolorach i kształtach niepodobnych do żadnych, które widział wcześniej, nawet w Koronie. Gdyby nie znaleziska, nie wiedział, czy wytrzymałby monotonię życia Strażnika. Najlepsze z nich zostawiał dla siebie, chowając w sakwie zafascynowany ich nienaturalnością.
Ze stęknięciem wyskoczył z wozu, prawą dłonią od niechcenia opierając na głowicy miecza. Wskazał na nią skinieniem głowy.
- Patrolowałem- wytłumaczył z uśmiechem.- Z pozycji półleżącej. Dość skutecznie zresztą, nic nie przegapiłem, spójrz- odwrócił się.- Sosna, sosna, sosna... Sosna...
Odpowiedziało mu jedynie westchnienie. Kruk wyglądał na zmęczonego. Bardziej niż zwykle, czymś poważniejszym niż dotychczasowym przebywaniem z Sójką na krańcu znanego Wszechświata. Płynnym ruchem zsiadł z konia i zdjął czarną jak smoła, skórzaną rękawicę by przeciągnąć dłonią po twarzy. Znali się już wystarczająco długo, by Sójka wiedział, że coś go trapi.
- Nie mogłem nic przegapić- zapewnił.- Tu nigdy nic się nie dzieje.
- List z Korony mówił coś innego.
- List z Korony mówił, że może coś się stać- podkreślił Sójka.- Ty liczysz, że coś się stanie. Tym się różnimy.
- Możliwe, Sójka, możliwe- mruknął Kruk, podnosząc z ziemi zakurzone znalezisko.
Było małe i okrągłe, z porysowanym szkłem skrywającym biały okrąg poprzecinany kreskami na krawędziach. Żadne z nich nie rozpoznawało naniesionych na niego tajemniczych symboli, ani tym bardziej wiedziało, do czego niegdyś służył i skąd się tu wziął. Spodziewali się jednak, że któryś z mieszkańców na Nizinie wymieni za niego parę pajd chleba, kawałek mięsiwa, a może i miód. Kiedy wyruszą z powrotem, by zdać meldunek w najbliższym grodzie, będą mogli odsprzedać większość znalezisk. Starczy im na parę wieczorów ciepłego wina i pieśni, zanim powrócą, by ponownie odliczać czas do podróży w głąb krainy. W niektórych drużynach żołd wystarczał na wiele, ale nie w tej, nie tutaj... Tutaj stacjonowali jedynie desperaci, nieszczęśnicy i szaleńcy. Kruk był nieszczęśnikiem. Pozostawało pytanie, kim tak naprawdę był Sójka.
- Jesteśmy podobni- zaznaczył starszy woj, rzucając mu znalezisko.- Dlatego wiem, że tylko udajesz. Widziałeś, że obiecali nagrodę.
Sójka zerknął w bok, starając się ukryć własną niechęć do korespondencji z Korony. Ta była zgoła inna. List gończy. Stara kobieta. Białe włosy. Szczególna ostrożność. Pewnie szeptucha. Oraz, oczywiście, nagroda.
CZYTASZ
Wyraj
FantasyNowo narodzona Marzanna pojawia się u wrót Wyraju- krainie starosłowiańskich bóstw i potworów. Skórę ma zimną jak lód, a jej dłonie niosą śmierć, swoim dotykiem przyśpieszając nieubłagany zegar czasu. Jest tylko jeden problem- na imię ma Mira i jesz...