Rozdział 9

354 44 2
                                    

Do Ostrołęki pojechałam jeszcze przed południem. Uprzedziłam dziadka, żeby nie szykował niczego na obiad, bo kupię coś świeżego i dziwnie szybko na to przystał. Zanim dotarłam do centrum ogrodniczego, do którego skierował mnie dziadek, zahaczyłam o zwykły market. Zrobiłam zapas kaszy, która w Polsce jakoś dziwnie bardziej mi smakowała, wybrałam mieszanki z warzywami i innymi dodatkami. Oczywiście do kaszy nic innego nie mogło mi się marzyć jak dobre mięso, gulasz lub zrazy. Poszłam na dział mięsny i przyjrzałam się poukładanym porcjom wołowiny. Jak to ja, nie mogłam się zdecydować, więc wzięłam pięknie poprzerastaną pręgę i idealny na zrazy rostbef. Żeby dziadek nie marudził wzięłam też wieprzowinę, ale olałam jego upodobanie do tłustej karkówki i tym razem zdecydowałam się na schab z kością oraz kilka ładnych polędwiczek. Swoim zwyczajem dopakowałam wózek aż po brzegi i dopiero wtedy uznałam zakupy za zakończone.
Centrum ogrodnicze znajdowało się już poza miastem i było ostatnim punktem mojej wyprawy. Zatrzymałam się w cieniu i weszłam na teren zakładu. Z ogromnych tuneli wydobywał się przepiękny słodki zapach kwiatów, ale mnie to nie interesowało. Poszłam dalej i spotkawszy jednego z pracowników, zapytałam o potrzebne produkty. Facet wskazał mi spora halę i kazał tam się zgłosic. Ok, cierpliwie i z uśmiechem poszłam do oddalonej o jakieś sto metrów hali i od razu weszłam do środka. Tu na szczęście była klimatyzacja. Odetchnęłam i podeszłam do pierwszej osoby jaką spotkałam. To była bardzo miła kobieta, od razu poznała, że guzik znam się na uprawach, ale wzięła ode mnie kartkę i poszła między regały. Kiedy ona kompletowała moje zakupy, jak rozglądałam się, co jeszcze mają.
–Dzień dobry! – usłyszałam za plecami znajomy głos i gwałtownie się odwróciłam.
–Cześć – odpowiedziałam Darkowi i udawałam, że jego widok ani mnie nie cieszy, ani przeszkadza.
–Co tu robisz?
–Chyba to samo co ty. – Specjalnie zadrwiłam. – Dziadek poprosił mnie o parę rzeczy.
–Dziadek? – Darek zmarszczył brwi, przez co wyglądał jeszcze korzystniej.
–A co w tym nadzwyczajnego?
–Nie nic, tak pytam. – Zwiesił głowę. – Miło było cię zobaczyć.
–Mnie również – uśmiechnęłam się i szczerze? Chciałam już stamtąd uciec.
–A może – odezwał się, kiedy się odwróciłam, lecz zanim ponownie na niego spojrzałam, wzięłam uspokajający oddech – masz ochotę na kawę? Tu po drugiej stronie jest taka mała restauracja. Mają dobre ciasta i kawę.
–Dziękuję za zaproszenie, ale może kiedy indziej. Muszę zaraz wracać, mam sporo pracy.
–A, no tak. Przepraszam, może faktycznie to zły pomysł.
–Nie jest zły – tłumaczyłam się – tylko dziś naprawdę nie mogę. Obiecuję, że…
–Że jeśli kiedyś znajdziesz dla mnie kwadrans, to zadzwonisz? Przecież nie zadzwonisz. – Nie ukrywał zawodu, ale miałam też wrażenie, że właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał, i takiej oczekiwał. Nie potrafiłam go rozgryźć, co jeszcze bardziej mnie intrygowało.
–Chciałam powiedzieć, że na pewno jeszcze będzie okazja i obiecuję, że następnym razem nie odmówię.
–Ok, rozumiem – z uśmiechem pokiwał głową. – Miłego dnia.
–Wzajemnie. – Przez chwilę jeszcze na niego patrzyłam, po czym uciekłam do kasy.
W drodze do domu, miałam trochę lepszy nastrój. Włączyłam głośno radio i śpiewałam, zdzierając sobie czasami gardło. Pierwszy raz od dawna, poczułam jakiś wewnętrzny spokój, luz, którego mi na co dzień brakowało. Moja euforia minęła, gdy usłyszałam dziwny hałas, a mój samochód zakołysał się na boki. Od razu zjechałam na pobocze i wyskoczyłam na zewnątrz.
–Świetnie! – syknęłam zła na widok dziurawej opony i poszłam do bagażnika. Zapasówkę miałam, narzędzia też, więc nie pozostało mi nic innego, jak wyprowadzenie samochodu na twardsze podłoże.
Na szczęście droga nie była mocno uczęszczana, to i niewielu osobom przeszkadzałam. Fakt, kilka osób zwolniło i przyglądało mi się, ale nikt nie zaciekawił się na tyle, żeby choć zapytać, czy sobie radzę. Zanim zaczęłam podnosić wóz, sprawdziłam, czy przypadkiem to drugie koło też nie jest flakiem. Nie było, dlatego mogłam spokojnie podłożyć lewarek pod belkę. Z odkręceniem pierwszej śruby miałam największy kłopot, ale reszta poszła mi już sprawniej. Kiedy koło leżało już pod autem, usłyszałam dźwięk hamowania na żwirze. Wyjrzałam zza samochodu i przewróciłam oczami na widok idącego do mnie Darka, miałam dziś do niego pecha. Nie przestałam zajmować się swoimi sprawami i nawet kiedy się przy mnie zatrzymał, nie podniosłam wzroku.
–Opona poszła? – zagadnął, jakby nie było tego widać.
–Nie – burknęłam i odsunęłam go łokciem, bo dłoń miałam ubabraną, i podeszłam na tył auta, po zapasówkę. – Ta nie pasowała mi dzisiaj do manicuru, więc ją wymieniam, to takie nadzwyczajne?
–Pomogę. – Wyciągnął ręce po koło, ale uniosłam dłoń.
–Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
–Nie wątpię, ale przecież mogę ja.
–Może jednak ja. – Pokazałam mu brudne dłonie. – Naprawdę umiem.
–Nawet przez sekundę nie pomyślałem, że jest inaczej, ale to ciężkie i…
–I uważasz, że jestem taką księżniczką, która nie potrafi zrobić niczego i czeka aż ktoś ją wyręczy?
–To ty tak mówisz – odparł poważnie. – Ja uważam, że rolą faceta jest nie tylko prawić kobiecie komplementy, ale też wyręczać ją w tym, w czym tylko może i nie dlatego, że ona sobie nie poradzi, tylko dlatego, że chce to dla niej zrobić.
–A ja uważam, że nie musisz mnie wyręczać, bo sobie świetnie poradzę sama. – Odwróciłam się i wzięłam w końcu to koło. Darek nie odszedł, cały czas patrzył, co robię, ale za każdym razem, kiedy wyrywał się do pomocy, robiłam wszystko, żeby mu to uniemożliwić. Gdzieś w środku czułam taką potrzebę. – Po co czekasz?
–Może zmienisz zdanie.
–Już kończę. – Po opuszczeniu auta dokręciłam śruby i otrzepałam ręce. – Nie musiałeś tu ze mną siedzieć.
–Donikąd mi nie pilno – posłał mi uroczy uśmiech i wbrew moim protestom zapakował klucze w skrzynkę i wstawił mi do bagażnika.
–To cześć – odezwałam się i wsiadłam za kółko. Ruszyłam powoli, ale później już jechałam normalnie. Zaskoczyło mnie, że Darek nie zjechał w Zalesiu na swoje podwórko, tylko wciąż jechał za mną. Zła zatrzymałam się na poboczu, ale zanim wysiadłam, Darek podszedł do moich drzwi i je otworzył.
–Stało się coś? – zapytał zdenerwowany.
–Owszem, dlaczego za mną jedziesz?
–Nie jadę za tobą, tylko w tę samą stronę co ty, to różnica, nie sądzisz?
–Sądzę, a mógłbyś jechać przodem, będę się czuła bardziej komfortowo. – Musiał poznać, że mój uśmiech był sztuczny, bo równie sztucznie uśmiechnął się do mnie.
–Jak sobie życzysz. – Zamknął drzwi, a kiedy mnie mijał, pomachał mi na pożegnanie. Coraz bardziej go lubiłam. Miał w sobie to coś, co zwracało uwagę i nie pozwalało o nim zapomnieć. Typ samca zdobywcy, ale z wielkim sercem i honorem średniowiecznego rycerza. Kiepska mieszanka w obecnym popieprzonym świecie pełnym pustych lasek myślących dupą i zaglądających w portfel. Szkoda go dla takiej, a wszystko wskazywało, że prędzej czy później na taką trafi i się niestety nie oprze.
Wyjechałam na drogę i w mgnieniu oka dogoniłam Darka. Byłam idiotką, dopiero po chwili to sobie uświadomiłam, zanim jeszcze zjechał na naszą dróżkę. Kiedy włączył kierunkowskaz, nie zaskoczył mnie. Zaskoczyło mnie, że ja tego po prostu nie przewidziałam. Dziadek, widząc, że jedziemy, podszedł do bramy i szeroko ją otworzył. Nie zamierzałam kłócić się z dziadkiem przy gościu i odpuściłam. Wyjęłam z samochodu zakupy i zaniosłam je do domu, po czym od razu zajęłam się obiadem. Na szykowanie zrazów nie miałam już czasu, dlatego dziś miał królować gulasz. Szybko pokroiłam mięso w drobną kostkę, żeby szybciej się gotowało i wrzuciłam je na rozgrzany tłuszcz. Odwróciłam się w stronę toreb, gdzie miałam zakupy i w tym samym momencie do kuchni wszedł Darek z torbą z ogrodniczego.
–Zjesz z nami? – odezwałam się całkiem zwyczajnie, a przynajmniej bardzo chciałam tak zabrzmieć.
–Nie, dziękuję. Nie będę robił kłopotu.
–Żaden kłopot – uśmiechnęłam się tym razem bardziej z sympatii niż z wyrzutu, to w końcu nie jego wina, że dziadek nabił sobie głowę swataniem. – Lubisz kaszę… – urwałam i wyjęłam opakowanie z torby – jęczmienną z soczewicą, bulgur i czarnuszką?
–Lubię każdą.
–Mam też zwykłą wiejską bez dodatków.
–Lubię każdą – powtórzył. – Ale nie kłopocz się.
–Przepraszam za moje zachowanie na drodze – zwiesiłam głowę i drapałam paznokciem pudełko z kaszą. – Po prostu…
–Nigdy nie mogłaś liczyć na pomoc i uznajesz to za wyraz swojej słabości, a czyjąś pogardę wobec ciebie. – Kiedy to powiedział, podniosłam na niego wzrok. Patrzył mi prosto w oczy i nawet nie mrugał. On mnie rozumiał, rozumiał moje zachowanie, mój charakter i nie robił z tego problemu. – Od dawna?
–Chyba od zawsze – mój głos nagle się złamał. – Mam świetnych rodziców, ale mama zawsze piłowała, że nikt nic za mnie w życiu nie zrobi, sama musiałam dbać o wszystko, później – urwałam i odstawiłam w końcu tę cholerna kaszę na szafkę.
–Później facet to podtrzymywał, bo tak mu było wygodniej. – Dokończył za mnie, a jego wzrok stał się mniej łagodny, a chyba bardziej współczujący.
–Mi było wygodniej robić coś samej, niż prosić. – Odwróciłam się, nie mogąc znieść tej litości w jego oczach, lecz po sekundzie znów na niego spojrzałam. Robiłam to bezwiednie, ale lubiłam na niego patrzeć.
–Jasne – pokiwał głową i postawił na podłodze przyniesione rzeczy. – To może pomogę ci przy obiedzie?
–Dziękuję – uśmiechnęłam się i wróciłam do patelni. – Nie bardzo wiem, co mógłbyś robić. – Chciałam po prostu, żeby wyszedł, każda chwila z nim spędzona dawała mi bardziej do myślenia, a każda myśl prowadziła w zupełnie innym kierunku niż chciałam.
–Może warzywa pokroję czy coś? – Stanął obok i oparł się o blat. – Bo ziemniaków nie muszę, co?
–Nie trzeba, może usiądź z dziadkiem, zrobię wam kawę? – Obejrzałam się na niego i jak mała dziewczynka, po prostu się go wstydziłam. – Ja sobie poradzę.
–W to nie wątpię, no ale nie będę tam siedział, jak ty tutaj…
–Wstawię tylko sos i przyjdę, może być? – Uniosłam jedno ramię.
–Jasne – jego głos był przyjemny, ciężki i niski, ale aksamitny, a może tylko tak mi się wydawało, może zauroczyłam się, bo był inny niż Sebastian i teraz go idealizowałam? Możliwe, ale głos miał wyjątkowy. Uniósł kącik ust, kiedy tak staliśmy, a gdy już chciałam się odsunąć, wyciągnął dłoń i delikatnie przełożył mi kosmyk włosów z jednej strony na drugą. Spojrzałam w górę, ale szybko zabrał rękę. – Przepraszam, zepsuł ci przedziałek. – Uśmiechnął się tak uroczo i chłopięco. Gdy wychodził, powiodłam za nim wzrokiem i przyglądałam się jego szerokim plecom.
Aśka, zwolnij! Krzyczałam sama na siebie, bo to, co myślałam, nie było niczym dobrym. Nie pociągał mnie, nie podobał mi się i nie mogłam chcieć go bliżej poznać. On zresztą też nie mógł tego chcieć, nie mógł i już! On kochał jedną, a ja byłam tylko znajomą i tyle! Nikim więcej! Tak, chciałam w to wierzyć.
Czując zapach przypalonego mięsa, zamieszałam zawartość patelni i przełożyłam wszystko do sporego rondla. Na patelnię dodałam znów odrobinę tłuszczu i zabrałam się za warzywa. Obsmażyłam cebulę z papryką oraz czosnkiem, mięso podlałam czerwonym winem, później bulionem i pozwoliłam mu się dusić na małym ogniu.
Po przygotowaniu kawy, klnąc, że nadal nie kupiłam ekspresu, postawiłam wszystko na tacy i wyszłam przed dom. Panów zastałam rozmawiających o uprawie boczniaka. Uwielbiałam ten gatunek grzyba, ale nigdy nie myślałam o hodowli. Oczywiście kiedy tylko postawiłam kawę, dziadek wstał z fotela.
–To może ja was zostawię, pójdę zobaczyć…
–O nie! – przerwałam mu i wskazałam palcem jego fotel. – Siadaj. Nie zostawisz nas samych.
–A do czego ja wam?
–Do niczego, podobnie jak ja wam – wskazałam głową Darka – i jak Darek nam. Ale zaprosiłeś gościa, to teraz nie uciekaj.
–No ale…
–Dziadku, nie kręć. Dobrze wiem, po co kazałeś mi jechać do sklepu i po co poprosiłeś o to Darka. Nie musiałeś, naprawdę. Jak będziemy chcieli się spotkać na kawę, obiad czy cokolwiek innego, to to zrobimy.
–Tylko czy ja dożyję tych spotkań.
–Nie wiem – uniosłam się – ale jak będziesz nas zmuszał, to nic dobrego z tego nie będzie. Może my po prostu nie chcemy, prawda? – Obejrzałam się na słuchającego mnie Darka.
–Prawda. – Nagle się ocknął i przytaknął, ale nie przekonał tym nawet mnie. Dziadek zaczął się śmiać, a ja wyszłam na histeryczkę.
–Chciałem dobrze – mruknął wesoło dziadek.
–To ci nie wyszło. – Wypiłam łyk kawy i obejrzałam się na konie.
Do obiadu tylko słuchałam ich rozmowy.  Ba, żeby to była rozmowa. Dziadek mówił, Darek mu albo przytakiwał, albo zaprzeczał. Nie był typem gaduły i w pewien sposób bardzo mu to pasowało. Był za to świetnym słuchaczem, co u facetów zdarza się rzadko. Nie tylko nie mądrzył się, ale faktycznie przysłuchiwał się temu, co się do niego mówiło. Zamyślona podparłam podbródek na dłoni i przyglądałam się wpatrzonemu w dal Darkowi. Wyglądał na nieprzytomnego i wcale nie zainteresowanego rozmową, ale odpowiadał przytomnie. Podobał mi się, cholernie mi się podobał i już samo to dawało mi do myślenia.
Jakby wyczuwając, że się w niego wpatruję, Darek odwrócił wzrok, przez co nasze spojrzenia zbiegły się na ułamek sekundy. Żadne z nas nie zareagowało, ale wiedziałam, że i on poczuł to coś dziwnego w żołądku. Nieznacznie się poprawił, odchylając się dyskretnie ode mnie i spojrzał uważnie na dziadka. Rozbawił mnie tym i nie chcąc, żeby czuł się skrępowany, zabrałam puste kubki po kawie i poszłam przygotować obiad. Zanim cokolwiek zaczęłam robić, przyjrzałam się siedzącym przy stoliku panom. Nagle Darek podniósł wzrok i nie czekając, aż mnie dostrzeże, cofnęłam się od okna.
Sos był już gotowy, kasza dochodziła, więc przyszedł czas na sałatki. Zeszłam do piwnicy po ogórki oraz paprykę. Wszystko wyłożyłam na szklane salaterki i ustawiłam na stole w kuchni. Kiedy wszystko było gotowe, zastukałam w szybę. Obaj się na mnie odwrócili i od razu zaczęli się zbierać.
Podczas jedzenia nikt się nie odzywał, a po chwili stało się to bardzo krępujące. Chciałam zacząć temat, ale nie znałam naszego gościa na tyle, by wiedzieć w jakich tematach czuje się dobrze.
–A co z tym koniem z łąki? – To pierwsze przyszło mi do głowy. – Znalazł się właściciel?
Darek przez chwilę nic nie mówił, po czym przeniósł wzrok na dziadka i znów na mnie.
–Znalazł. Koń miał chipa, nie było trudno ustalić właściciela.
–Nie powiesz kto to? – Przestałam jeść i czekałam co odpowie. Darek pokręcił nieznacznie głową i ukradkiem wskazał głową dziadka.
–Facet nie jest stąd, pewnie myślał, że nikt go nie znajdzie. – Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Domyśliłam się, że nie mówi wprost przez wzgląd na dziadka i więcej nie dopytywałam. Dobrze wiedziałam, że opowie mi wszystko przy najbliższej okazji.
–Mam nadzieję, że kutas dostał taki mandat, że go z butów wyrwało. – Wróciłam do jedzenia.
–Z pewnością. – Przytaknął i tyle. Boże, czy ten facet nie mógł czasem sam o czymś mówić? To jego milczenie z jednej strony było cholernie intrygujące, z drugiej, wkurwiało mnie.
Po obiedzie zebrałam talerze i zanim zdążyłam zaproponować kawę, Darek zaczął się zbierać. Dziadek wręcz na siłę próbował go zatrzymać, ale facet był nieugięty.
–Niestety, panie Wawrzyniak, mam zaraz klienta z koniem, muszę zdążyć się przygotować. – Podał dziadkowi dłoń i podszedł do mnie. Mi dłoni nie podał, chyba czekał na mnie, bo tylko patrzył mi w oczy. Kiedy wyciągnęłam rękę, delikatnie ją chwycił i lekko uniósł. Nie dałam się pocałowac, sama nie rozumiałam dlaczego. – Bardzo dziękuję za zaproszenie.
–Nie ma sprawy. – Moje usta same się do niego uśmiechały. – Zapraszamy częściej.
–Nie kuś, bo jeszcze uwierzę, że tego naprawdę chcesz i nie pozbędziesz się mnie.
–Chyba dziadek, bo ja kończę urlop. – Uniosłam brwi.
–No tak, mimo wszystko. Do widzenia – odezwał się, już odchodząc.
Oboje z dziadkiem czekaliśmy aż wyjedzie za bramę. Ja poszłam ją zamknąć, a po powrocie usiadłam naprzeciwko dziadka i zaplotłam ręce. Myślałam, że dziadek sam się odezwie, ale udawał, że nie rozumie mojej złości.
–Po co to było? – starałam się być spokojna. – Zawracasz obcemu facetowi głowę, żeby mnie za mąż wypchnąć?
–Oj, od razu wypchnąć. Poprosiłem, żeby przywiózł mi ziemię i… – zauważył, że krzywo na niego patrzę i machnął dłonią. – Oj, pasujecie do siebie.
–Nie chcemy ze sobą być, zrozum to w końcu! – uniosłam się. – Żadne z nas tego nie chce. Lubimy się, nie zaprzeczę, dokładnie tak, jak lubi się sąsiadów zza płota, czy kolegów z pracy. Dziadku, nic z tego nie będzie i nie dlatego, że on jest do niczego albo ja, to po prostu nie dla nas, my nie jesteśmy dla siebie. To fajny facet i chętnie wypiję z nim piwo na werandzie, dam się zaprosić na kawę czy spacer, ale nic więcej. Nic! – krzyknęłam. – Nie chcę go. Mogłeś nas razem do tego centrum wysłać i wprost o tym powiedzieć, niczego by to i tak nie zmieniło.
–Przepraszam cię – westchnął i dopiero wtedy podniósł na mnie wzrok. – Nie powinienem, ale od samego początku, od pierwszego waszego spotkania czułem, że to właśnie dla niego tu przyjechałaś i że on tu na ciebie czekał. Myślisz, że żadna z okolicznych kobiet nie jest warta zainteresowania? Jest ich mnóstwo, pięknych, mądrych i zaradnych. Ale żadna nie zdołała wyciągnąć go z domu. Na żadną tak nie patrzył i na widok żadnej z nich się nie uśmiechał. On się na nowo urodził dzięki tobie. Nie wiem, co zrobiłaś, co powiedziałaś, że tak to na niego wpłynęło, ale uwierz starcowi, to nie koniec, on tego tak nie zostawi.
–Muszę cię zmartwić. On nie chce mnie, tak samo jak ja jego. On kocha żonę, tylko ją, a ja być może jestem taką odskocznia od myślenia wyłącznie o niej. On nie porzuci wspomnień dla żadnej kobiety. Poza tym, po co mam zawracać mu głowę, skoro mój czas tutaj… – Urwałam i opuściłam wzrok. – Dziadku, nie bądź zły, ale ja chyba nie zostanę dłużej. To nie dla mnie. Myślałam, że przywyknę, że zrozumiem to życie, ale nie. Muszę spróbować czegoś innego.

Między młotem a kowadłem [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz