Mały chłopiec siedział w niewielkiej drewnianej chatce w samym środku lasu, która była niewidoczna dla nieproszonych gości. A jeśli ktoś taki by wszedł dzieciak miał się jak najszybciej schować i czekać. Czekać aż wyjdzie lub przyjdzie jego matka. Kochał ją. Chociaż może przez to, że tylko ją znał? Ale to nie ważne. Aktualnie przygotowywał dzika, którego upolowała mu jego matka. Za niedługo sam będzie mógł polować. A przynajmniej tak mówiła. Nagle usłyszał jak ktoś wchodzi. Wsłuchał się. Po chwili pobiegł do drzwi. Znał te kroki. Po chwili ujrzał młodą dorosłą brunetkę o lekko falowanych włosach i pięknych błękitnych oczach odziana w białą sukienkę, którą zdobi złoty pas. Na uszach miała złote okrągłe kolczyki a w jej ręce znajdował się jej ulubiony łuk bez którego chłopiec chyba nigdy jej nie widział. Na początku poważna mina zmieniła się jakby za dotknięciem magicznej różdżki w delikatny uśmiech. Taki miał na nią wpływ chłopca. Tylko on mógł uspokoić jej gniew i tylko on mógł ją widzieć nago bez strachu, że coś mu zrobi. Chociaż jego ojca nienawidziła całym sercem to jego uwielbiała. Nagle usłyszała swoje najukochańsze słowo:
-Mama!- chłopiec przybiegł i przytulił ją mocno. Kobieta podniosła go by przytulić swojego syna. Pocałowała go w czoło i szepnęła:
-Witaj, Nikiforosie. Tak za tobą tęskniłam- tak. To dziwne imię jak na czasy w których brunet żył ale Artemidzie się podobało i dziecku też. Gdy był niemowlęciem Artemida mówiła do niego wieloma imionami ale tylko na to imię zareagował. Nikiforos. Imię oznaczające przynoszący zwycięstwo. I tak było. Gdy on był blisko nie było opcji by kobieta nie trafiła nawet najbardziej odległą ofiarę. Chociaż była mistrzynią jej skromnym zdaniem. Tak. Matką Nikiforosa była sama Artemida znaną przez mitologię jako "wieczna dziewica" i bliźniaczka Apolla. Chociaż Nikiforos nie znał go. Poprawka. Nie znał nikogo ze swojej rodziny, a Artemida omijała tematy o nich więc chłopiec nie chcąc zasmucić swojej najukochańszej mamy omijał ten temat. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi i głos:
-Arti, moja najukochańsza siostrzyczko~. Wiem, że tam jesteś~- Artemida skrzywiła się i odstawiła swój najcenniejszy skarb i szepnęła:
-Ukryj się, dobrze?- ten tylko przytaknął i pobiegł do jednej ze swoich kryjówek. Po upewnieniu się, że go nie widać otworzyła drzwi i od niechcenia się odezwała:
-Witaj Apollo. Co ciebie tu sprowadza- blondyn uśmiechnął się do niej:
-Oj, nie bądź taka sztywna ty moja siostrzyczko najukochańsza. . Pomyślałem o polowaniu z tobą. Szczególnie, że koło twojego....ziemskiego domu podobno Hermes widział sporo potworów. I to serio blisko. Jakby ciebie wyczuwały nawet poza twoją obecność- Artemida w myślach przeklęła. Od wieków a nawet tysiącleci dzieci bogów byli...zwyczajni. Dlaczego jej syn musiał taki NIE być. W końcu potwory by nie wyczuły jakby większość cech fizycznych i tak dalej przejął od swojego ludzkiego rodzica. Ale nie. Musiał od niej przejąć te cechy: Chrząknęła:
-No cóż....jak mus to mus. Nie chcę by nagle któryś wszedł gdy nie będę chciała walczyć. Chodźmy lepiej- bliźniak kobiety zmrużył oczy:
-Poza tym, siostrzyczko Hermes widział jak się w kominku pali gdy TY byłaś u Persofony. A kominek SAM nie mógł się zapalić- ta prychnęła:
-Mamy XXI wiek. Mam taki system bo nie chciałam by po moim powrocie było tu zimno- mężczyzna wiedząc, że nic od siostry nie wyciągnie jedynie westchnął i poszedł z nią chociaż wiedział, że w tej chatce może mieszkać ktoś więcej. Ale kto? Tego nie wiedział. Ale na pewno ktoś ważny dla Artemidy. Ktoś tak ważny, że nie chciała powiedzieć żadnemu z bogów. Ba! Tak ważny, że chce zabić potwory krążące wokół tej chatki byleby ta osoba była bezpieczna. I tego on, najwspanialszy z bogów musiał się dowiedzieć. A jeśli nie on sam to pewien latający bożek mu pomoże.
CZYTASZ
Jedyny
FantasyA co jeśli siostra Apollo, Artemida miałaby dziecko. I to nie byle jakiego lecz syna? Syna o którym inni greccy bogowie nie wiedzą? Ani bogowie, ani potwory, ani nawet jej łowczynie. Chłopak ukryty przez całym światem chociaż uwielbiany przez matkę...