Odkąd byłam małą dziewczynką, miałam wzorowe zachowanie. Już od wczesnej podstawówki zaczęto mnie za to karać. Sadzano mnie z najgorszymi nieukami, którzy przeszkadzali mi i wszystkim dookoła. Gadali bez przerwy w moim kierunku tak, że nie umiałam się skupić. Nauczyciele wysyłali ich do mnie licząc, że to ich uspokoi. Jak wykształcony pedagog może wpaść na tak głupi pomysł, aby zrobić grzecznemu dziecku piekło z lekcji.
Nie można było mnie pochwalić i pozwolić, abym w ramach bycia wzorowym uczniem siedziała z najlepszą przyjaciółką. Trzeba było mi dowalić. Tak jakby za posłuszeństwo jeszcze dostawać karę. Nienawidziłam tego systemu. Uwolniło mnie dopiero liceum.
A przynajmniej do dnia dzisiejszego. Dziś z okazji będąc świetną uczennicą, musiałam marnować czas na jakiegoś matoła. I po co mi to było? Przeciętni ludzie mają najlepiej.
Przez niego musiałam wrócić późniejszym autobusem do domu, a i tak niczego go nie nauczyłam. Po prostu wyszedł, całkowicie marnując mój czas. Pewnie koniec końców nie przyniesie jutro zadania, a ja będę świecić oczami przed Brown'ową. Zmarszczyłam się na samą myśl. Co on wrócił do szkoły, tylko aby wypromować to swoje lewe kasyno? Przynajmniej nie pomyliłam się co do jego osoby.
Na dodatek ten tekst o Stanford. Znów na samą myśl zachciało mi się śmiać, a siedziałam w autobusie i nie wypadało. Co w ogóle miał hokej do kasyna? Nagle postanowił zmienić całe swoje życie? Kto je wtedy będzie prowadzić, gdy on będzie w Californii?
A zresztą co mnie to obchodzi...
Wysiadłam na swoim przystanku i skierowałam się w kierunku domu. Kiedyś mieszkałam w bloku, ale nie było nas stać na utrzymanie się w odpowiednich warunkach, więc przeprowadziliśmy się na prowincję do babci i dziadka. Tam mieli swoją drewnianą chatę od wielu lat, która stała i stała, a górne piętro i tak nie było wcześniej użytkowane. Wiedliśmy tam spokojne życie, mieliśmy psa i kury, kawałek działki, altankę na grilla. Dziadkowie byli już w podeszłym wieku, więc moi rodzice zaoferowali im pomoc w gospodarstwie. Oprócz tego moja mama pracowała w warzywniaku, a tata w warsztacie samochodowym u prywaciarza. Wtedy nasza sytuacja materialna znacznie się poprawiła, jednak było już dużo za późno, aby rodzice zaczęli odkładać na moje studia, gdzie zwykle inni robili to już w trakcie wczesnego dorastania ich dzieci.
Sprawy też nie ułatwiało to, że jak to ja musiałam sobie obrać za cel najdroższą uczelnie w USA. W którymś momencie zaczęłam być tak naiwna, że naprawdę uwierzyłam, że taka małomiasteczkowa dziewczyna jak ja, da sobie radę na wielkim Harvardzie, gdzie liczy się status i znajomości. Ja miałam tylko wiedzę...chyba za dużo się naoglądałam ''Buntownika z wyboru''.
Weszłam po drewnianych schodach i szarpnęłam za klamkę. Zapach zupy uderzył w moje nozdrza i czułam, że się z tego nie wywinę. Nim się zorientowałam, Stephanie Rootland stała już naprzeciwko mnie, wycierając chochlę w ścierkę kuchenną.
-No czekam i czekam. – spojrzała na zegarek. – Siadaj szybko, pewnie już jest zimna. Czemu tak późno?
-Szkoda gadać. – mruknęłam. – Mam dużo zaległości, lepiej od razu pójdę na górę.
-Vivi, wielkie umysły potrzebują wielkiego obiadu. – wzięła mnie pod ramię i zaciągnęła do malutkiej kuchni. – Siadaj i jedz. No i opowiadaj.
-Lepiej powiedz jak noga. – zmieniłam temat, zwracając uwagę na jej opuchliznę. Ledwo stała.
-Obie nie lubimy trudnych tematów, co? – westchnęła. – Wiesz jak jest. Te gorączki w Hampton trwają zbyt długo. Jest październik, a temperatura nie schodzi niżej niż dwadzieścia pięć stopni. Za to zima trwa tak krótko. Za to jest pełno okazji do rodzinnego grilla. Nie planuj nic na przyszły weekend.
CZYTASZ
Bestia - spin off
Teen FictionA gdyby wszystko potoczyło się inaczej? Gdyby tak wrócić na początek początków? Ci sami bohaterowie, inna treść. Panie i Panowie, przed wami (lepsza), inna wersja Bestii.