Karty kojarzyły mi się z dzieciństwem. Beztroskimi chwilami i szczęściem. Kosztowały mniej niż dolara i miały w sobie tyle różnych gier, że nie sposób było się nimi znudzić. Gdy siedziałam z mamą na ganku, mając zaledwie cztery lata nauczyła mnie grać w wojnę. Dobrze znałam cyferki, więc wiedziałam o co chodzi. Gra w dwie osoby nie kończyła się niemalże nigdy. Wielogodzinna rozgrywka stuprocentowej losowości.
Potem w wieku siedmiu lat poznałam makao. Była to już nieco ciekawsza rozgrywka. Wymagała cyfr oraz koloru. Jednak nie miała zbyt skomplikowanych zasad. Z łatwością było dane w to wygrać nawet dziecku.
Potem spoglądałam jak moja rodzina późniejszym wieczorem gra w pokera. Wszyscy mówili ''to nie dla dzieci, idź spać''. A ja chciałam. W końcu pokazali i mi, traktując mnie jako ewentualną opcję do gry, bo nie dawałam im spokoju.
I z biegiem lat nauczyłam się. Już zawsze siadałam z nimi do stołu i traciliśmy czas na wielogodzinne rozgrywki podczas naszych spotkań przy grillu. Tylko i wyłącznie z tym kojarzyłam tę grę – z zabawą. Nigdy nie patrzyłam na żetony, jak na pieniądze. To była po prostu wygrana, która mnie cieszyła. Teraz stałam przed większym dylematem.
Czy poker mógł uratować mi życie?
-Nie. – westchnęłam. – Dam sobie radę bez twoich pieniędzy.
-Tego chciałaś. Masz cel na wyciągnięcie ręki. Mogę bez problemu zapłacić za te czesne, a ty nie będziesz musiała się o nic martwić. – wyglądał na nieco poirytowanego moim odrzuceniem.
-Nie możesz robić za mojego rodzica. Co jeśli bym ci wszystko przegrała? Nie chce ryzykować, wolę skupić się na nauce i sama osiągnąć swój cel. Dzięki za propozycję, ale i tak chcę wypłatę do ręki. Nie mam czasu na szkołę, uczenie ciebie i jeszcze granie tutaj.
-W porządku. – wyciągnął trzydzieści dolarów z portfela i podał mi je. – Jakbyś jednak się namyśliła, wiesz gdzie mnie znaleźć. Możesz już sobie iść.
Nie oczekiwałam co prawda, że mnie odwiezie do domu, ale chociaż wyprowadzi z tego dziwnego kasyna, zamiast tego po prostu zgarnął drinka z tacy jakieś kelnerki i zaczął go nerwowo sączyć. Zmierzyłam go tylko od góry do dołu, po czym odwróciłam się na pięcie i schowałam pieniądze do kieszeni. Super, chociaż miałam na autobus.
Nie mogłam żałować tego co zrobiłam. On zdawał sobie sprawę, w ogóle, że byłam niepełnoletnia i nie mogłam grać? Jeszcze zostało parę miesięcy do mojej osiemnastki. Nie wiem czy on wiedział, że roczniki z którymi trafia do klasy są młodsze? No cóż, można się tego spodziewać po takim głupim człowieku.
Bez słowa opuściłam budynek, próbując zlokalizować najbliższy przystanek. Chciałam jak najszybciej poinformować o wszystkim Alice, ale kończyła mi się już bateria w telefonie. Rzadko bywałam w tej części miasta i wolałabym się nie zgubić.
Zaczęło mnie zastanawiać jednak dlaczego ja? Czy z moich oczu dosłownie biła desperacja? Wyglądałam na kogoś kto rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy? Wyglądem nie odstawałam od reszty uczniów. Nie każdy miał markową torebkę, czy najnowszy smartfon. Nawet powiedziałabym, że jestem podobna do większości. A fakt mojego braku makijażu, czy naturalnych blond włosów tłumaczyłam raczej chęcią skupienia się na nauce, niżeli na strojeniu się do szkoły. No i na imprezy się malowałam więc... nie wiem. Może moja determinacja co do wyboru Harvardu przypodobała mu się tak bardzo, że stwierdził, że i w pokerze będę dawała z siebie sto procent, a może, że jestem genialnym umysłem, który wywróży co kryje się pod kartami moich przeciwników. Pytań tak wiele, a zero odpowiedzi. Jednak nie chciałam się tym dłużej zadręczać. Nie zgodziłam się i tyle.
CZYTASZ
Bestia - spin off
Fiksi RemajaA gdyby wszystko potoczyło się inaczej? Gdyby tak wrócić na początek początków? Ci sami bohaterowie, inna treść. Panie i Panowie, przed wami (lepsza), inna wersja Bestii.