– Móóówię prawdę! – jęknęłam, ocierając usta wierzchem dłoni i odkładając z hukiem szklankę. Kilka kropel drinka wystrzeliło na stolik. – Myślisz, że przez cztery godziny miałabym halucynacje lub gadała ze ścianą?!– A nie zasnęłaś? – spytał z powątpiewaniem Izu.– Nie – warknęłam i odchyliłam się na krześle, łapiąc za głowę. – Nikt mi nie wierzy! Już bite dwie godziny siedziałam wraz z rudzielcem w jednym z naszych ulubionych barów znajdujących się w pobliżu mojej uczelni. I przez ten cały czas próbowałam wyjaśnić mu sytuację z Blaisem, ale ten cholerny demon miał rację i Izu sięgał się wyjaśnień takich jak sen, zemdlenie i inne pierdoły. Oby to Piekło miało jakieś wyjątkowo huczne bale czy imprezy, to się ten kurwiarz upije i o mnie zapomni. Błagam, nie chcę kończyć w świecie diabłów w tak młodym wieku, jeszcze aż tak nie nagrzeszyłam! Wlałam alkohol do gardła. Gorąc w przełyku podziałał na mnie elektryzująco. Wstałam i łapiąc Izu, który próbował dopić swojego drinka, wyciągnęłam go na parkiet tonący w fioletowo – niebieskich światłach. Akurat zaczęła grać jakiś dupstep, więc nawet nie trzeba się było zastanawiać nad krokami. Cóż, jak już mam umrzeć, to chociaż spędzę te ostatnie kilka godzin na Ziemi jakoś porządnie! No i przydałoby się napruć. Wiecie po pijaku zawsze wszystko łatwiej idzie!
****
Zmieniłam zdanie, gdy w okolicach trzeciej nad ranem, weszłam z rozmachem do mieszkania, dopijając butelkę miętowego wina. No bo czemu ja mam się niby godzić na jakieś porwania wbrew mojej woli, co?! Chuj mnie, że to jakiś nadprzyrodzony byt, co umie manipulować umysłami czy jakieś inne sztuczki! Może jakiś krzyż i sól, by na niego zadziałały? Hm... tylko gdzie ja je schowałam... Co jakiś czas przechylając butelkę z winkiem, grzebałam w kuchennych szafkach. Przez ten cały stres nawet nie umiałam się porządnie upić, jednak lekkie zamroczenie zostało i z trudem przychodziło mi odczytywanie napisów na opakowaniach. Czemu zarówno sól, cukier jak i mąką muszą mieć białe opakowania?! Kto to wymyślał?! Wrzuciłam odpowiedni pakunek do łóżka, jednocześnie sobie przypominając, że czegoś takiego jak krzyż, to nigdy nie posiadałam. Ehh, no cóż, bywa, nie będę teraz leciała do kościoła i kradła pierwszy lepszy z ołtarza. Poszłam sobie zrobić szybki prysznic, po czym ruszyłam oddać się w ciepłe ramiona snu, przyciskając sól do siebie. Może Blaise sobie robił jaja, choć z drugiej strony to był zboczony „dżentelmen", który za dzieciaka musiał o jeden raz za dużo przywalić głową w chodnik. Obudziłam się, słysząc głośną muzyką, która pewnie grali moi ukochani sąsiedzi w odwecie za wczorajszą noc i mojej tłuczenie się w kuchni. No żeby ich szlag, nie oni mieli demona na karku! Nie otworzyłam oczu, a jedynie wsunęłam dłoń pod poduszkę, by wziąć parę zatyczek. Jak już co bystrzejsi mogli się domyśleć, zatyczek nie mogłam znaleźć. Moje serce stanęło na ułamek sekundy. Przejechałam dłonie przez całą długość łóżka, aż nie trafiłam palcami na coś metalowego jakby element ramy łóżka. A ja czegoś takiego nie posiadałam. Pełna najgorszych przeczuć uchyliłam powieki. Ostatnie nadzieje, że w przypływie pijackiej głupoty weszłam do obcego mieszkania i jakimś cudem zdołałam tu w spokoju zarąbać sól, po czym pójść spać, prysnęły. Znajdowałam się w pokoju, po którym w powietrzu pływały bordowe ogniki dające mocne światło. Sypialnie miała ciemny wystrój z srebrnymi elementami i mocno pachniało w niej piżmem. Padłam na plecy. Tak oto skończyłam w Piekle, kurwa mać! Jeszcze spojrzałam na sól i okazało się, że jednak miałam wczoraj w organizmie naprawdę porządną dawkę procentów, bo to jednak był cukier. Jak nie idzie to po całości!– Och, wcześnie się obudziłaś, człowieczku! Obróciłam głowę i starałam się zabić wzrokiem Blaisa, który stał w drzwiach i szczerzył mordę jak ostatni debil. Z jego teraz oklapłych włosów spływała woda, wokół bioder miał owinięty ręcznik.– Wsadź sobie takie powitanie w dupę! – wycedziłam przez zęby i rzuciłam w niego cukrem. Bez trudu złapał paczkę i spojrzał na nią, unosząc brew.– Cukier?– To miała być sól, ale byłam zbyt pijana.– Sól? A co ja jestem ślimak?– To sól nie działa na demony?– Jasne, rozpływamy się, jak tylko nas tknie – zakpił, odkładając cukier na parapet.– To może krzyż?– Bardzo ładna ozdoba. Człowieczku, naprawdę musiałaś się upić, by myśleć, że tym powstrzymasz demona.– No sorry, nie było żadnych chętnych aniołów – ochroniarzy w okolicy.– Wątpię, czy nawet jakiś aniołek dałby mi radę – oświadczył dumnie, siadając na łóżku. Zmrużyłam oczy i podniosłam się do siadu, bo ci na górze jedynie wiedzą, jaki durny pomysł może mu przyjść do łba. Zerknęłam przelotnie na kropelki wody, które leniwie spływały po jego umięśnionych plecach i przeniosłam spojrzenie na twarz demona.– Wiesz, tak szczerze to oczekiwałem choćby jakiegoś delikatnego rumieńca – westchnął i bez ceregieli zaczął mnie pykać po policzku. Odepchnęłam mu rękę. – Ciebie naprawdę niełatwo zawstydzić.– Wybacz, ale wystarczy dać wujowi Google hasło „dobrze umięśnione ciało" i zaraz masz tysiące fotografii. Nie jesteś niczym specjalnym.– Hmmm, skoro tak mówisz – Pochylił się ku mnie i uniósł kącik ust.
CZYTASZ
Demoniczny adorator
FantasyGdy człowiek dostrzega coś ponadnaturalnego, zawsze próbuje to jakoś wytłumaczyć, nadać temu jakiś racjonalny powód. Jennifer również by tego chciała, jednakże nie umiała znaleźć żadnej logicznej przyczyny na demona siedzącego na jej balkonie ani na...