-To boli- powiedziałam z kwaśną miną kiedy Jadwiga (czyli jedna ze służek ) robiła mi eleganckiego koka.
-Żeby być piękną trzeba cierpieć-
Uśmiechnęła się i robiła dalej. Miałam na sobie piękną pudrowo-różową suknie z tysiącami warstw i piękne pufiaste rękawy z odkrytymi ramionami.Czasami zazdrościłam służącym za te wygodne cienke sukienki.
-Gotowe!- powiedziała zadowolona.
Wstałam i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie karoca.
Weszłam do pałacu w którym odbywała się ceremonia z okazji sojuszu.
Zauważyłam moją matkę i ojca którzy byli równie dostojni. Zamierzałam do nich podejść jednak zauważyłam króla Deneza ze swoją żoną Resellą.
- Wyrazy szacunku królu, królowo- Ukłoniłam się przed nimi - Wytworna ceremonia.
-Ależ mów nam po imieniu nie obrazimy się, Twój ojciec jest mi bliski więc panienka również- powiedział jak zawsze miły Denez-Może zagrasz nam dziś na fortepianie ?-
-Z przyjemnością - powiedziałam z uśmiechem dygnęłam i odeszłam w stronę matki.-O Valerio zatańczysz dziś z Krisem a później z Colinem rozumiemy się? Trzeci i czwarty taniec- patrzyłam jak się oddala a ja stałam z szeroko otwartymi oczami.
Słucham?! Dobra tylko dwa tańce przeżyje.
Albo nie?
Będzie dobrze.Po czym poszłam zagrać na fortepianie żeby mieć to z głowy. Zaczęłam grać a goście tańczyli. Kobiety kręciły się wokół mężczyzn w pięknych sukniach. Skończyłam po czym otrzymałam kilka pochwał.
Trzeci taniec. Zauważyłam, że Kris się do mnie zbliża. Musi być dobrze. Uśmiecham się do niego i podchodze.
- Witaj piękna. Olśniewająca kiecka- wiedziałam, że się nie obejdzie bez tych płytkich tekstów. Położył jedną dłoń na mojej talii a drugą wziął moją dłoń.
- O widzę, że masz wszystkie zęby, chcesz się ich pozbyć ?-
- Urocza jak zawsze - zaczęliśmy tańczyć, zazwyczaj lubie to robić ale z odpowiednim kandydatem.No i mamusia mnie wkopała. Zbliża się kolejny tancerzyk, jednakże ten nie jest zadowolony moim widokiem. Staje przedemną ustawia się i przekręca oczami. Wzdycham tagrze nie zachwycona i tańczymy.
-Powinnaś się ukłonić- patrze na niego zszokowana.
-Dlaczego? Tak poza tym to facet powinien się ukłonić przed tańcem-
-Raczej tak, ale wiesz lub nie, jestem księciem synem króla wypadało by dygnąć, czy ty masz jakąkolwiek wiedzę ?- spytał ewidentnie poirytowany.
- No właśnie synem króla nie królem jeśli będziesz na tym stanowisku wtedy porozmawiamy- Ha, tak to się robi praktycznie nic nie powiedziałam a mu już mózg przegrzało.Gdy weszłam do domu odrazu poleciałam do swojej komnaty. Zdjęłam te wszystkie warstwy z siebie po czym założyłam spodnie. Jakby mama mnie zobaczyła, oj działo by się. wzięłam sakfe z mieczem, łuk, strzały i jeden nóż przy udzie. Gdzie ide? Nie wiem.
Wyszłam przez balkon tak aby służba mnie nie zauważyła. Skoczyłam i pobiegłam do stajni po Sabiego, koń o czarnej maści, piękny i szybki.
Otworzyłam jego boks, ubrałam go i wyprowadziłam po cichu. Jasno będzie jeszcze przez jakieś cztery godziny więc muszę się spieszyć. Gdy wyszliśmy szybko na niego wskoczyłam i czymprędzej odjechałam.
Zmierzałam do miejsca gdzie ostatnio się zatrzymałam; chciałam zobaczyć co jest dalej. W towarzystwie rodziców wychodzę na max dziesięć km. Gdyby tylko wiedzieli ile świata przeszłam bez ich myśli. Zaśmiałam się pod nosem na tę myśl.
Jechaliśmy przez las a gdy miałam z niego wyjechać nagle się zatrzymałam. Na polanie był Colin, Chase i Penelope. Co? Oni też wyszli szybciej, zostało jeszcze sporo ceremonii. Chłopaki strzelali z łuku a penelope chawtowała, "Bo strzelanie nie jest kobiece." Zawsze to słyszałam.
Muszę tylko szybko przejechać nie zauważona. Albo się zabawie. Schowałam włosy pod czapką, Wzięłam łuk i strzeliłam w przeciwnym kierunku mojej jazdy tak aby się odwrucili. Kiedy zdezorientowani odwrucili się, ja popędziłam na koniu przez polane, prawie byłam u celu za górą kiedy Chase się odezwał.
-To on w nas strzelał!- Ja bym nie chybiła, ale jak sobie chcesz.Po chwili usłyszałam, że jadą za mną. Tak miało być. Czy życie im nie miłe ? Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch chłopaków blondasa czyli Chasa na koniu w łatki i bruneta na białym. Penelope brak pewnie powiedzieli coś typu "Nie bój się my cię uratujemy."
-Dawaj Sabi, nie daj się jakimś nędznym konikom bądzi szybszy.- powiedziałam do konia i nacisnęłam piętami, koń lekko przyśpieszył ale oni dalej nas gonili, Sabi był już zmęczony a tu jeszcze taki maraton. No nic, zgubie ich.
Nagle skręciłam w las. Oni serio chcom dziś umrzeć nadal mnie goniąc, ale ja mam plan, znam ten teren. Nagle spadła mi czapka, a włosy falowały na wietrze, czy poznają mnie po włosach? Wątpie.
-To kobieta?!- krzyknął zdezoriętowany Colin.
Zaciągnęłam koszulkę zakrywając twarz do oczu, i wkońcu mogłam pokazać ten trik przy kimś. Ustałam na siodło, odwruciłam się w ich strone żeby zobaczyć ich twarze, po czym szybko złapałam rękami grubą gałąź i szybkim ruchem się wciągnęłam. Wspieram się kilka gałęzi do góry i oparłam się plecami o drzewo. Chłopacy się zatrzymali i patrzyli w góre szukając mnie.
-Gdzie ją wcięło?- spytał blądasek
-Musze przyznać, że to było dobre... Chodźmy -
Jak zniknęli mi z pola widzenia zeszłam szukać Sabiego, nie zwiał daleko, za bardzo kocha cukier który dostaje tylko odemnie jak się dobrze sprawuje.Nie myliłam się, był na polanie za lasem. Więc uświadomiłam się do domu, bo przez tę ucieczkę straciłam dużo czasu i za nie długo zacznie się ściemiać.
Rozdział krótki ale jeśli wam się spodoba będą dłuższe i częściej będą wstawiane. A w tym rozdziale jest 860 słów.
Jak wam się podobało ?
Narkaa

CZYTASZ
Game of Two Lives
PrzygodoweNastoletnia Valeria prowadzi podwójne życie. Na jej drodze staje chłopak. Zabije go czy ruszy z nim dalej ? Czy rodzice dowiedzą się, że ich córka nie jest idealna. Czy Valeria podąży śladem dziatka ? Oczywiście nie chodzi tu o pogrzeb. A misje.