Rozdział Pierwszy-list

21 0 1
                                    

Takashi

   Dzisiejszy dzień w szkole był ciężki, moja ,,dziewczyna'', bo za taką osobę  się uważała cały dzień za mną łaziła, przez nią nie miałem nawet chwili dla Lee. Muszę go za to jutro przeprosić, na pewno czuł się ignorowany a przecież nic nie zrobił. Wchodząc do domu pierwsze co zobaczyłem to list na blacie kuchennym, który o dziwo, był skierowany do mnie. Od razu poszedłem do pokoju go otworzyć i przeczytać. 

  Drogi Takashi, nigdy nie pisałam takich listów do nikogo, proszę, poczuj się wyjątkowo. Dla mnie jesteś moim wyjątkowym chłopcem. Znamy się naprawdę dobrze, czuje , że znam cię lepiej niż ty sam siebie.  Jesteś moją definicją miłości, kocham cie Takashi. Nie rzucam takich słów na wiatr, jesteś dla mnie jak powietrze, nie potrafię bez ciebie żyć. Nie ważne ile danę będzie mi cię kochać, nie zasługuje nawet na sekundę twojej uwagi. Jestem ci bardzo wdzięczna. Gdy jesteś obok, czuję, że jestem sobą..(..)

Zmarszczyłem mocno brwi, Gdy jesteś obok, czuję, że jestem sobą? Lee, to on napisał ten list.

-pieprzony idiota!-krzyknąłem sam do siebie.

zacząłem się śmiać, po chwili płakałem, potem znów się z niego śmiałem. I tak w kółko.         Śmiałem się z niego, bo myślał, że jak to napiszę nie zwrócę uwagi na jego słowa? Myślał, że się skapnę i rano przyjdę do szkoły, pocałuje go na dzień dobry i powiem mu, że go kocham? Nie. To tak nie działa.                                                                                                                                                           Płakałem, bo wiedziałem, że będę musiał go zranić, zostawić. Bo przecież nie mogę kochać się w chłopaku. Musiałem go zostawić, tak będzie dla mnie lepiej. Nie dla niego,  dla mnie. 

     Następnego dnia poszedłem na ognisko szkolne mając nadzieję, że go tam nie spotkam. Wysłał mi zdjęcie jak całuję się z Jasmine, nie miałem mu tego za złe, byłem wdzięczny. Może się ode mnie odczepi raz na zawsze. Zwlekałem, bardzo zwlekałem z powiedzeniem mu w cztery oczy, że nie chce mieć z nim nic wspólnego po siedmiu latach przyjaźni, bliskiej przyjaźni. Spiąłem się cały, oto i on. Stał przede mną Lee, biegł w moja stronę, po chwili był do mnie przytulony. Czułem, jak robi mi się ciężko na sercu, musiałem go odepchnąć. Musiałem. Właśnie to zrobiłem, walcząc z samym sobą odepchnąłem od siebie chłopaka na którym tak bardzo mi zależy. Robiłem to dla swojego dobra raniąc go, byłem pieprzonym egoistą.

  -Co robisz?-zapytał marszcząc brwi.

-To co powinienem.-Odburknąłem.

Zacząłem iść w przeciwną stronę, niestety młodszy nie dawał za wygraną. Podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię chcąc mnie obrócić przodem do siebie. Udało mu się.

-Takashi, o co ci chodzi? Jak to robisz to, co powinieneś? Olewasz mnie od kilku dni, nie wydaję mi się żebyś miał jakiś powód

-Ty jesteś powodem Lee, to w tobie jest problem. Odbiłeś mi dziewczynę- nie miałem argumentów, więc użyłem tego.

-Nie odbiłem ci jej, to ona mnie wybrała- odparł.

-Oh przestań pieprzyć!  Dobrze wiemy, że chciałeś zrobić mi na złość bo nie odpowiedziałem na list który do mnie wysłałeś!-krzyknąłem, tłumiłem w sobie cały ból jaki ta rozmowa mi przynosi.

 Nagle zrobił się cały spięty, coś w nim pękło. Przeze mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczę, tego widoku jak to przeze mnie się niszczy.

-Przecież to nie był listy ode mnie Takashi, twoja nędzna dziewczyna je do ciebie pisała. Jesteś pijany.

Nie byłem, po prostu to on nie chciał się przyznać. Chciał być anonimowy. Nasza rozmowa toczyła się jeszcze chwilę, dopóki mnie nie uderzył. Nie to mnie zabolało, zabolał mnie fakt, że złamałem jego serce, dlatego broni się fizycznie. W jego sercu nie zostało nic do obrony. Oczywiście mu oddałem, zemdlał. Pobiłem go tak mocno, że zemdlał. Płakałem, płakałem starając się go obudzić

-Lee! Lee błagam obudź się!

wtedy coś zrozumiałem, kochałem go. Ale nie mogłem go kochać, nie zasługiwałem na niego. Musiałem go zostawić, jeszcze dziś. Ale nie teraz, muszę go zawieźć do Domu. Musiałem wiedzieć, że będzie w bezpiecznym miejscu. 

  Tak i zrobiłem, wziąłem go na ręce i wniosłem do jego pokoju, ułożyłem na łóżku i pocałowałem w czoło.

-Dobranoc Lee, to nasze ostatnie dobranoc.

Wyszedłem, wyszedłem zostawiając osobę która kochałem samą, bez wsparcia.


My Perfect StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz