YOONJI
Tydzień temu trafiłam znów do nowego szpitala i znowu musiałam się klimatyzować. Na szczęście już tu zostaję, nie planuję więcej przeprowadzek. Przez nie straciłam zbyt wiele przyjaciół.
Rzuciłam kosmetyczkę na łóżko i spróbowałam wziąć głęboki oddech, jednak z marnym skutkiem. Moje płuca są w sześćdziesięciu procentach funkcjonalne, więc to nie za dużo. Chociaż lepiej to niż nic.
Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać zdjęcia z moim przyjacielem z ostatniego szpitala. Miał raka. Współczułam mu, było mu bardzo ciężko. Ledwo dawał sobie radę. Postanowiłam, że do niego zadzwonię. Mimo tego krótkiego czasu bardzo się za nim stęskniłam.
-Halo?- odebrał po trzecim sygnale. Kiedy usłyszałam jego głos, mogłam zapomnieć o wszystkich troskach. Był dla mnie jak starszy brat, kochałam go. W tamtym szpitalu byłam z nim przez dwa lata, czyli przez najdłuższy okres w którymkolwiek szpitalu. Byłam za to wdzięczna.
-Cześć, Jimin!- zawołałam do słuchawki, a w odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech. Sama zachichotałam.
-Yoonji, cześć, skarbie.- znów się zaśmiał.- Jesteś już na miejscu?- zapytał, a ja w słuchawce usłyszałam szum, charakterystyczny dla szpitala. Czy znowu go wezwali? Przecież miał mieć dwa tygodnie spokoju.
-Tak, tylko brakuje mi jednego do szczęścia.- westchnęłam, siadając na łóżko. Chciałam żeby tutaj był, chciałam go przytulić.
-Tak?- zapytał takim tonem, że zaczęłam nabierać podejrzeń. Wręcz słyszałam, że się uśmiecha.- A czego?- usłyszałam... pukanie do drzwi? Bardzo charakterystyczne pukanie do drzwi. Nasz kod... Dwa puknięcia, chwila przerwy, trzy puknięcia, chwila przerwy i jedno kolejne. Zeskoczyłam z niedowierzaniem z łóżka i otworzyłam je.
-O Boże!- krzyknęłam i rzuciłam się w jego ramiona. On się rozłączył i również mnie objął. Poczułam na ramieniu jak jego usta rozciągają się jeszcze bardziej w uśmiechu.- Co ty tu robisz?- pocałowałam chłopaka w policzek, po czym zaczęłam praktycznie skakać z radości.
-Choruję.- odchrząknął, a ja ścisnęłam go jeszcze mocnej. Nie wierzyłam że to zrobił. To się nie mogło stać. Nie poświęciłby aż tyle dla mnie.
-Ale... przepisałeś się czy jak?- oderwałam głowę od jego torsu, żeby spojrzeć mu w oczy. Te jego błyszczały z radości. Znów go uścisnęłam, nie mogłam się powstrzymać.
-Taka niespodzianka. Powiedziałaś, że tu już spłacasz kredyt i zostajesz do końca, więc oto i jestem.- zrobił minę niewiniątka. Wyglądał tak uroczo, że nie mogłam wytrzymać. Pogłaskałam go po głowie i rozczochrałam włosy.
-Jezu, kocham cię!- pisnęłam, po czym usiedliśmy razem na moim łóżku. Usiadłam po turecku, tak samo jak on. Wtedy spojrzałam na jego rękę, którą położył na moim kolanie. Pierścionek mi coś przypomniał.
- A co z Yoongim? Zerwałeś z nim czy co? Nie chcę, żebyś przeze mnie niszczył swój związek.- chwyciłam jego dłonie, patrząc mu w oczy. Naprawdę tego nie chciałam. Kazałabym mu się pakować i wracać do tamtego szpitala.
-Nie, jutro tu przyjedzie.- uśmiechnął się, rozweselając mnie, bo już naprawdę się stresowałam.
-Matko, dziękuję.- usiadłam mu na kolanach, uścisnęłam go najmocniej jak umiem i się rozpłakałam. On przez ten czas zrobił dla mnie tak dużo.
-Dla Ciebie wszystko, skarbie.- pocałował mnie w czubek głowy i zaczął kołysać nas na boki. W pewnym momencie przez ten płacz zabrakło mi powietrza i zaczęłam się dusić.
CZYTASZ
Don't touch me || Jeon Jungkook
FanfictionDwójka ludzi chorych na mukowiscydozę, nie mogą się do siebie zbliżać. Jednak czy więź między nimi będzie silniejsza od zakazów? A co jeśli postawią uczucie wyżej niż życie?