Rozdział 4

26 3 0
                                    

Red Crystal Castles - Cantipede

Słońce które oświetlało świat powoli zachodziło, a my dalej siedzieliśmy w tym samym miejscu.

- Czy my tu zostajemy? - zapytała Charlotte.

- Nie - odpowiedział Jurian. - Zaraz będziemy szukali jakiegoś bezpieczniejszego miejsca.

Oparłam się plecami o drzewo za mną. Było lekko wilgotne ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Lekki wiatr musnął moje plecy.

- Aster... - Zwróciła się do mnie Charlotte przez co wszystkie pary oczu na mnie spojrzały. We wszystkich oczach zauważyłam przerażanie oraz szczyptę obrzydzenia.

- Czemu się tak na mnie patrzycie? - Wykrztusiłam przez zaciśnięte ze stresu gardło.

Wszyscy przenieśli wzrok na coś za mną więc ja też to zrobiłam a to co zauważyłam sprawiło że oddech ugrzązł mi w gardle.

Obcy mężczyzna z siwymi związanymi w dwa kitki, włosami szeroko się uśmiechał i dotykał moich długich brązowych włosów. Miał lekko przechyloną w bok głowę a przez słabe światło dało się zauważyć że jego źrenice są mocno rozszerzone.

W moich oczach pojawiły się niechciane łzy. Byłam sparaliżowana i nie wiedziałam co zrobić.

- Uciekajcie! - usłyszałam czyiś krzyk lecz nie potrafiłam opisać kogo był to głos, ponieważ wszystkie dźwięki były przytłumione.

Nadal wpatrywałam się w mężczyznę za mną. Nie mogłam przestać tego robić. Z moich oczu zaczęły wydobywać się łzy aż nagle ktoś zabrał mnie z tego miejsca. Wziął mnie na ręce i zaczął ze mną biec. Rihan.

Kątem oka zauważyłam że obcy nawet nie drgnął. Nie gonił nas. Nadal klęczał wpatrując się tylko i wyłącznie we mnie. Gdy mężczyzna był już ledwo widoczny zauważyłam że swoim językiem przejechał po górnych zębach.

Chwilę później wszyscy stanęliśmy pod jakimś ogromnym drzewem, a Rihan opuścił mnie na ziemię. Wszyscy ciężko oddychali i wpatrywali się to we mnie, to w otoczenie.

Przez pierwsze pięć minut nikt się nie odzywał ale w końcu, Charlotte postanowiła zabrać jako pierwsza głos.

- Nic ci się nie stało, Aster? - zapytała zduszonym głosem.

Przez chwilę milczałam bo nie potrafiłam określić czy coś mi się stało czy nie. Nie mogłam poskładać myśli które opętały moją głowę. Wiesz że nic cię bardziej nie zniszczy.

- Chyba nic. - odparłam krótko ignorując moje myśli.

Po mojej odpowiedzi w naszym gronie po raz kolejny zapadła ciężka cisza pełna napięcia.

- Choć, zmienię ci opatrunek na ręce - westchnęła nagle Dephanie, przerywając tą niezręczna ciszę. Przynajmniej dla naszej dwójki.

Rudowłosa zaczęła zmieniać mi opatrunek, wszyscy zaczęli analizować to co się wydarzyło. Wszyscy z wyjątkiem mnie, ponieważ moimi myślami zawładnął mężczyzna w przebraniu. Jedyną rzeczą która wyrywała mnie z zamyślenia związanego z psycholem był zimny wiatr muskający moje plecy bo za każdym razem gdy takie zdarzenie miało miejsce odwracałam się aby upewnić się że to tylko wiatr.

*****

Siedzenie pod drzewem nie było już dla nas miłe. Nie kojarzyło mi się z odpoczynkiem po długim wędrowaniu bo kojarzyło mi się z czymś przerażającym. Ten odpoczynek nie był niczym miłym. Był czymś stresującym i przerażającym.

- Powinniśmy iść dalej. - Wstał z kamienia Jurian. - Nie zostaniemy tu.

Wszyscy się podnieśli. Rihan mówił coś Victorii i Jurianowi gdy podeszła do mnie Charlotte razem z Deph oraz Dorianem.

- Napewno dobrze się czujesz? - dopytała Grason.

- Przecież nic mi nie zrobił.

Pomijając zdrowie psychiczne na jakiś czas, być może na całe życie.

- Dobra - odwrócił się w naszą stronę zielonooki Luković. - Idziemy tak jak wcześniej, dobra? - zapytał na co wszyscy pokiwali głową.

Stanęłam obok Rihana, po czym zaczęłam strzykać kościami.

- Dziękuje. - Przeniosłam wzrok na Lukovića, który posłał mi pytające spojrzenie. - Wtedy ty wziąłeś mnie na ręce, gdy wszyscy zaczęli uciekać. Gdyby nie ty nie wiem co by mi się stało.

Paraliże w ciężkich dla mnie sytuacji były moją normalką. Gdy dowiedziałam się o tym że Josh mnie zdradza, przez pierwsze pięć minut stałam sparaliżowana. Parę lat wstecz, parę tygodni po wprowadzeniu się do Seattle, Josh wpakował mnie w narkotyki i zapoznał z jego dilerem, z którym skończyłam w łóżku. Wtedy też mnie sparaliżowało. Wtedy gdy wyszłam z łóżka i go zobaczyłam.

Gdy dowiedziałam się że wyjeżdża z kraju też stałam spraliżowana.

Ale to przy dilerze nie bałam się paraliżu. To przy nim zrozumiałam że się go nie pozbędę i po prostu muszę nauczyć się z nim żyć.

- To powinno być normalnym odruchem - odpowiedział wpatrując się w moje oczy. - Miałem kiedyś do czynienia z taką osobą, nauczyła mnie wielu rzeczy, a jedną z nich jest jak postępować w takich przypadkach - opowiadał. Wiedziałam że ta osoba musiała mieć dla niego jakieś większe znaczenie, ponieważ gdy o niej mówił jego oczy nie były puste lub pełne nienawiści. Były żywe, zakochane.

***

Takim oto akcentem kończymy rozdział 4!

W tej notce na samym początku chciałbym wam powiedzieć o tym że romans z tej książce nie jest głównym wątkiem, ponieważ jest nim morderczy las/morderstwa. Kolejną informacją jest to że romans będzie zaliczał się raczej do slow-burn.

Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące moich książkę czy mediów społecznościowych, czegokolwiek, możecie je zadać tutaj, a ja na nie odpowiem.

IG: Books_by_zua
TT: Books_by_zua

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 30, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Krwisty lasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz