Określony czas

665 49 16
                                    

Podczas drogi co chwilę oglądałam się za siebie, byłam przerażona nie tylko ciemnością która nastała ale również możliwością spotkania mojego ojca. Szum fal i każdy szelest traw przyprawiał mnie o dreszcze. Moje ciało było bardzo spięte, chciałam jak najszybciej wpaść w ramiona Bartka.

- A dokąd to ? - dotarł do mnie głos z niewielkiej uliczki okalającej okoliczne domy. Podskoczyłam ze strachu a mój krzyk mógł wyrwać nawet nieboszczyka z ostatecznego snu.

- Aaa, matko kochana! - wykrztusiłam z siebie spokojniejszym głosem, gdy zobaczyłam stojącą przede mną Olę. Złapałam ją za rękę i zgięłam się w pół musiałam złapać oddech.

- Przepraszam, nie chciałam Cię przestraszyć. Właśnie, nareszcie Cię widzę. Gdzie się podziewałaś ? - pomogła mi wstać i próbowała uzyskać odpowiedź.

- Długa historia, kiedyś Ci opowiem. Posłuchaj bardzo Cię przepraszam, ale szukam Bartka. Mam ograniczony czas, zadzwonię do Ciebie. - przelotnie ją przytuliłam i tym razem już w biegu zaczęłam zmierzać do szkółki.

- Jasne...

Z oddali było widać kolorowe światła i słychać muzykę, którą wieńczyły głośne śpiewy uczestników jak się później okazało imprezy. Zapomniałam wziąć identyfikatora, byłam wściekła. Jeżeli ochrona, będzie bacznie czuwać to nie wejdę na teren i szlag trafi cały plan. Stanęłam na jakimś kamieniu, złapałam się płotu i bacznie obserwowałam ruchy moich znajomych. Zauważyłam, że ochrony w budce nie ma, wzbiłam się do góry, zarzuciłam nogę przez płot i już myślałam że na spokojnie czeka mnie miękkie lądowanie. Nic bardziej mylnego, straciłam równowagę i wpadłam w krzaki, które poharatały moją skórę na dekolcie i rękach. Nogi się uratowały, a raczej pomogły im w tym dresy. Otrzepałam się i ruszyłam w stronę tłumu, moim oczom ukazali się wszyscy moi znajomi oprócz bruneta. W grupie instruktorów, którzy zakrapiali wieczór alkoholem zauważyłam Adam, postanowiłam wypytać go o Bartka. Podeszłam bliżej, chłopak był delikatnie mówiąc zawiany.

- Adam, gdzie jest Bartek ? - potrząsałam jego ramieniem, próbowałam do niego dotrzeć.

- Co ? Aaa, Fausti! Siadaj sobie kochana z nami...

- Nie, dziękuję. Szukam Bartka, wiesz gdzie go znajdę ? - traciłam nadzieję i cierpliwość.

- Oj tam Bartka, gdzieś pewnie jest. Chodź do nas! - złapał mnie za rękę.

- Dobra, to nie ma sensu. Uważajcie na siebie. - rzuciłam w ich kierunku i wyrwałam swoją rękę.

Przeszukałam każdy skrawek, byłam nawet pod jego kamperem. Panowała w nim ciemność, więc pewnie go tam nie ma. Bałam się, że może się upił i leży gdzieś w krzakach albo nie daj Boże... Nie! Na pewno, nie! A jak w takim stanie wszedł do wody ? Moją głowę oplotły czarne myśli, krok zaczął przyspieszać. Stałam sama, bezradna pośrodku wąskiego nadmorskiego skrawka plaży. Woda była spokojna, jak to zatoka. Wzięłam dwa głębokie oddechy i krzyknęłam najgłośniej jak tylko się da. Puściło wszystko, wydarzenia ostatnich dni, moja złość, frustracja na to co się dzieje i niemoc w której teraz się znajduję. Czas coraz bardziej uciekał, zaczęłam powoli żegnać się z utraconą miłością. Postanowiłam wrócić do miejsca imprezy, gdy znów znalazłam się w jej centrum dotarło do mnie, że pominęłam jedno bardzo istotne miejsce. Tawernę, gdzie odbywała się część taneczna, moja ostateczność. Przewijały się uśmiechy i plątającę się wokół mnie ciała, żadne z nich nie należało do bruneta. Przepadło, trudno! Usiadłam zrezygnowana obok chłopaka w ciemnej bluzie, który opierał swoją sylwetkę o ścianę.

- Mogę się dosiąść ? - nie oczekiwałam odpowiedzi, ale prędko ją dostałam.

- Trzymałem to miejsce specjalnie dla Ciebie...

- No no, jeszcze na koniec zebrałam podryw. Przepraszam ale... - postać przerwała mi łapiąc mnie za dłonie. Normalnie wpadłabym w panikę, wyrwała ręce i próbowała uciekać natomiast jeden szczegół uspokoił moją głowę, która ma dzisiaj dość. Znamię na prawym kciuki, wiedziałam do kogo należy.

- Bartuś! - krzyknęłam przepełniona radością, objęłam go najmocniej jak mogłam. Zdziwił mnie jeden fakt, dlaczego siedział w kapturze ? Próbowałam go ściągnąć, ale odsunął moje dłonie i powiedział Nie...

- Przepraszam, ja już pójdę. - podniósł się, dziewczyna dosadnie dała mu do zrozumienia, że ma zostać sprowadzając go z powrotem na ławkę.

Co to miało być ?! Przed chwilą, dosłownie przed sekundą powiedział, że trzymał miejsce specjalnie dla mnie a teraz od tak próbuje odejść. Nie sądziłam, iż jest on aż tak skomplikowanym człowiekiem. Myślałam, że już go rozgryzłam a jednak jestem w błędzie. Potrafi skubany mnie jeszcze zaskoczyć, jednak nie wszystkie karty zostały odkryte. Podniosłam jego podbródek, spojrzałam w oczy które przykryła czerń jego bluzy oraz nocy i ściągnęłam kaptur. Nie musiał nic więcej mówić, wiedziałam wszystko.

- Przepraszam... ojciec, prawda ? - przejechałam delikatnie kciukiem po opuchliźnie. Usłyszałam jego jęk, popłynęła mi łza.

- To nic takiego, myślałem że już nigdy Cię nie zobaczę. - złączył nasze czoła, jego oddech przeszywał całe moje ciało. Delikatne dłonie koiły moje policzki.

- Nie pozwoliłabym na to, nie tym razem! - zamknęłam oczy, chłopak delikatnie przekręcił moją głowę i złożył na ustach subtelny pocałunek. Delikatnie zaczęły drgać od moich emocji, nie mogłam opanować łez.

- Chodźmy do mnie. - złapał za moją talię, pożegnał znajomych i powolnym krokiem udaliśmy się do miejsca z moich ukochanym łóżkiem.

Byłam zmęczona, oparłam głowę o zagłówek i zaczęły mi się samoistnie zamykać oczy. Poczułam ciężar układający się na moich nogach, spuściłam wzrok i zauważyłam że Bartek bacznie mi się przygląda. Obserwował moje ramiona co chwila zjeżdżając na dekolt.

- Emm Bartek, wszystko w porządku ? - postanowiłam przerwać zaistniałą sytuację.

- Ty mi powiedz, dlaczego nosisz rany na swoim ciele ? - wskazał zadrapania po moim upadku.

- A no tak, zapomniałam o tym. Przeskakiwałam przez płot i wpadłam w krzaki, muszę to opatrzeć podasz mi apteczkę ?

- Pewnie.

Teraz ja wcieliłam się w rolę obserwatora, każdy jego ruch i gest skupiał na sobie moją uwagę. Wyciągnął z szafki czerwone pudełko, wyciągnął potrzebne rzeczy i ruszył w moją stronę. Usiadł obok mnie, postanowiłam zabrać z jego rąk zawartość apteczki, natomiast mi nie pozwolił. Nałożył niewielką ilość środka odkażającego na gazę i delikatnie przykładał do ran. Niektóre były poważniejsze, z moich ust wydobywały się delikatne pojękiwania. Zaczął od ramion zjeżdżając coraz niżej, aby opatrzeć rany usytuowane na moim dekolcie. Na koniec złożył na nim pocałunek, spojrzał mi w oczy i odłożył przedmioty na stolik.

- Proszę, gotowe...

Złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, złączyłam nasze usta w pocałunku. Stawał się coraz bardziej namiętny, przepełniony tęsknotą. Żadne z nas nie chciało przerwać, dopiero gdy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie. Oparliśmy o siebie swoje czoła i zaczęliśmy łapać oddech.

- Kocham Cię!

- Kocham Cię!

Nasze twarze zaczęły ponownie się do siebie zbliżać, gdy usłyszeliśmy głośne uderzanie w drzwi odskoczyliśmy od siebie. Zamarliśmy w przerażeniu...

Kochani!

Dłuższa część dzisiaj, w ramach podziękowania za waszą aktywność oraz obecność. Jest to ostatni rozdział przed przerwą, nie wiem ile ona potrwa tydzień, dwa...

Bardzo Was przepraszam i proszę o zrozumienie 🥺

Do mam nadzieję, szybkiego zobaczenia!

Przytulam Was bardzo mocno! 💕🫂

Porwani przez falęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz