Szykowałem się właśnie do Matta, ale przeszkodził mi w tym dźwięk nadchodzącego połączenia.
- Halo?- odezwałem się podnosząc telefon z blatu.
- Cześć Connor z tej strony ja, Dean- aaaa, szef, ciekawe po co dzwoni- zauważyłem, że Adeline Lay wyszła ze swojego domu i kieruje się do Davies, bądź łaskaw ogarnąć temat.
Nie ma sprawy.
Dopiąłem ostatni guzik w swoim garniturze, niezdarnie wrzuciłem telefon do kieszeni i poszedłem w stronę drzwi.
Zamknąłem drzwi z hukiem, po czym wyjąłem kluczyki od auta, naciskając przycisk który odblokował maszynę.
Ciekawe po co ona idzie do Sofii?
Bez większego zastanowienia wpakowałem się na siedzenie kierowcy zaraz potem odpalając samochód, na co ten odpowiedział głośnym warknięciem.
Zapominając o pasie bezpieczeństwa docisnąłem do końca pedał gazu.
Nie było to daleko.
Z domu, w którym mieszkałem, do Davies jechało się około pięciu minut.
Totalnie się wyluzowałem, oparłem lewą rękę na zagłówku z pełną wiedzą, że to niebezpieczne.
Aż wreszcie zobaczyłem ją.
Miała na sobie czarną obcisłą, pomarszczoną sukienkę, tego samego koloru torebkę, białe buty marki Jordan.
Jej twarz dopiero zobaczyłem kiedy docisnąłem gaz nie przestawiając kolejnego biegu.
Odwróciła się gwałtownie, podskakując z przestrachem.
Jej czyste, błękitne oczy idealnie pasowały do diamentu który miała na szyi.
Nie musiała się malować, ponieważ nieskazitelna skóra tego nie wymagała.
Jedynie nałożyła tusz to rzęs.
Dopiero teraz zauważyłem jej rozmarzony wyraz twarzy skierowany w stronę mojego Ferrari.
Widzę, że ci się podoba.
Na samą myśl uśmiechnąłem się kpiąco i odchyliłem głowę do tyłu ze śmiechu.
Ku mojemu szczęściu blondynka tego nie zauważyła.
Po dłuższej chwili uchyliłem okna mówiąc:
- Adeline Layyy- specjalnie przedłużając jej imię.
Dziewczyna zgodnie z moimi oczekiwaniami dała się wciągnąć w grę.
- Connor Leee- odpowiedziała wyszczerzając się głupawo.
Postanowiłem trochę ją podenerwować.
- Coś ci się nie podoba?- zapytałem, po chwili dodając- przyzwyczajaj się.
Widać było, iż mocno ją wkurzyłem, ponieważ zamachnęła się otwartą dłonią w moją twarz.
Trochę poboli i minie.
Przecież to nie koniec świata.
- Jedziesz? -zapytałem lekko zirytowany, ale jeszcze nie udało jej się wyprowadzić mnie z równowagi.
- Ta, już wsiadam- parsknęła, kierując się w przeciwną stronę.
- No dobra jak chcesz- powiedziałem, jednocześnie wysiadając z samochodu i powoli zmierzałem w jej stronę.- Co ty robisz?-spytała trochę przestraszona.
Kiedy znalazłem się obok dziewczyny, bez większego problemu przerzuciłem ją sobie przez ramię i zacząłem zmierzać w stronę samochodu.
- Puszczaaj!- krzyczała, rozpaczliwie próbując się uwolnić z moich ramion.