Chapter 1

36 6 6
                                    

                   REED BOYED

     Obudziłem się równo o godzinie 4.30. Odsłaniając rolety rozejrzałem się po panoramie rozciągającej się za oknami krzywiąc się nieznacznie. Cóż, Nowy Jork nie był moim wymarzonym miastem ale nie mam na co narzekać. Wziąłem szybki prysznic i wyszedłem na balkon z kawą i tlącym się papierosem. Spędziłem na zewnątrz nie więcej, niż pięć minut po czym wróciłem do środka. Zawiązałem dokładnie krawat i założyłem wypolerowane buty.

Po 30 minutach stania w korkach ulicznych, wysiadłem pod imponująco wysokim oraz oszklonym budynku. Przekraczając próg korporacji kiwnąłem sztywno głową na przywitanie z pracownikami. Mam u nich szacunek, bo się mnie obawiają. Nie przepadam za użeraniem się z idiotami. Jeśli ktoś ma jakiś problem i nie chce go rozwiązać w pokojowy sposób to automatycznie wylatuje z pracy. Dzięki temu, trzymam ład i porządek w firmie, który dla mnie jest ogromnym ułatwieniem w zarządzaniu całym tym syfem. W windzie naciskam przycisk z numerem 60 i patrzę na siebie w lustrze podczas jazdy. Zdecydowanie za mało sypiam, cienie pod oczami są bardziej widoczne niż zazwyczaj. Jednak odstawienie leków nie było tak dobrym pomysłem, jak mi się wydawało. Tłumie w sobie te emocje.

Po dotarciu na szczyt budynku kieruje się w stronę gabinetu i siadam na skórzanym fotelu znajdującym się za mosiężnym biurkiem. Odpalam kolejną fajkę i nachylam się nad papierami. Wyjmuje potrzebne teczki, a w międzyczasie dostaje kolejną czarną, parzoną kawę i upijam łyk uśmiechając się pod nosem. To jest to, czego potrzebowałem. Ten napar Bogów odkąd pamiętam polepsza moje samopoczucie. Napój początkuje pokłady mojej energii na papierkową robotę. Podpisując umowy dostaję telefon, odbieram go po odczekaniu kilku sekund.

- Tak, słucham?- chrząkam, aby pozbyć się powstałej chrypy. Po chwili rozlega się głos po drugiej stronie słuchawki.

- Dzień dobry panie Boyed, z tej strony Miller. Mamy kilku nastolatków przyłapanych na kradzieży na obrzeżach miasta. Oczekujemy pańskiej osoby.- westchnąłem ciężko przecierając twarz dłonią. Czasem plątam się w takie rzeczy dla rozrywki od nudnego prawa, jednakże ostatnio robi się natłok tych spraw do rozwiązania.

- Będę za piętnaście minut.- mówię krótko i rozłączam połączenie. Rzucam okiem raz jeszcze po rozrzuconych dokumentach na biurku i finalnie opuszczam biuro zakładając czarny długi płaszcz. Zostawiając za sobą wieżowiec zastanawiam się nad przyczyną tego zdarzenia.

Małolaci robią to dla rozrywki czy może pilnie potrzebują gotówki, aby zaimponować dziewczynie i kupić jej jakąś błyskotkę, na którą ich nie stać? Wszystkie sytuacje mogły zaistnieć. Nie rozumiem tych szaleńczych zalotów niedoświadczonych ludzi. Mi od małego wpajano, że aby mieć godne życie muszę zdobyć najpierw porządne wykształcenie, dobrą pracę, a następnie ustatkować się z uroczą żoną i mieć gromadkę dzieci.

Wiedzę oraz firmę już posiadam. Natomiast tą część z żoną i dziećmi chuj strzelił. Przez moje łóżko przewinęło się wiele kobiet, ale nie były to relację na dłużej, niż na rozładowanie napięcia po ciężkim dniu  w pracy. Nie planuje w najbliższej przyszłości zawierać romantycznych relacji, o dzieciach nie wspomnę. Pasuje mi rozrywkowe życie pełne rozpusty i kolorowych świateł w klubie. Nielegalne wyścigi i walki  również są nieodłącznym elementem mojego życia.

Po dojechaniu na miejsce zakładam czarne okulary przeciwsłoneczne i wciskam dłonie do kieszeni podchodząc bliżej do miejsca zdarzenia.

Trójka młodych ludzi stojących przy radiowozie i kilku policjantów. Badam twarze tych dzieciaków i z uznaniem przyznaję sobie w myślach, że mają łeb na karku bo z wyrazu ich twarzy nie da się odczytać  nawet najmniejszej emocji.

Zatrzymuję dłużej wzrok na dziewczynie stojącej pomiędzy dwoma chłopakami. Niewysoka o drobnej budowie. Ciemne oczy i włosy kontrastują ze śniadą cerą. Mimo sytuacji utrzymuje zimne i twarde spojrzenie i spogląda na funkcjonariuszy z wysoko uniesionym podbródkiem.

Jednak podczas gdy jeden z jej wspólników spogląda na nią groźnym wzrokiem kuli się i traci tą otoczkę pewności siebie. Marszczę brwi, ponieważ zauważam, iż drugi mężczyzna ściska jej przedramię. Nie spodobało mi się to. Widocznie została zmuszona do kradzieży, być może pod groźbą.

Zabierając ich na komisariat razem z policją wiedziałem, że będzie to interesujący przypadek...

Undiscovered MysteryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz