Rozdział 19. Zgniła róża.

411 20 2
                                    

Skandal z dyrektorką nie ucichł ani po tygodniu, ani po dwóch tygodniach. Każdego dnia dostawałem wiadomości od obcych osób, które dopytywały, czy artykuł jest prawdziwy i jak to naprawdę było. Zdarzały się również groźby, że mam się nie zbliżać do dyrekcji, bo nic złego nie miało miejsca.

A ja zwyczajnie nie wiedziałem, jak było w rzeczywistości. Odciąłem się od tej sprawy i bardzo rzadko bywałem w szkole. Codziennie rano wychodziłem z domu, fenomenalnie grając przed rodzicami, którzy swoją drogą chcieli ukręcić mi łeb. Jednak gdy tylko skręcałem samochodem w równoległą uliczkę, zmieniałem trasę i kierowałem się na plażę. Parkowałem w najbardziej oddalonym, opuszczonym miejscu i przesiadywałem na piasku, zastanawiając się nad jednym.

Co mam z tym dalej zrobić?

Dyrektorka miała ochotę mnie zabić, ale mimo to nie pozbawiła mnie pozycji zastępcy przewodniczącego, a to oznaczało, że Calvin z Evans musieli organizować wszystko za mnie. Nie spełniałem żadnych obowiązków i przydzielonych mi zadań. Byłem bezużyteczny.

Koszmary zaczęły wracać, a także przybierać nowe formy, nękając mnie każdego zmroku. Jednej nocy śniła mi się Rosalind, wręczająca mi bukiet zgniłych róż, drugiej zaś widziałem przed sobą masę ludzi, którzy krzyczą w moją stronę różne obelgi. Po takich snach w mojej głowie odbijało się echem tylko jedno słowo: morderca.

Mimo tych wszystkich przykrych incydentów czas minął szybko i zanim się obejrzałem, nadszedł dzień balu. Był to zdecydowanie dziwny i zagmatwany dzień.

Gdy wstałem o świcie, nie zastałem nikogo w domu, mimo, że kalendarz wskazywał na niedzielę. Zjadłem śniadanie i uciąłem krótką rozmowę telefoniczna z Calvinem. Chłopak nie omieszkał mnie ochrzanić za niezorganizowanie, gdy zapytałem, o której zaczyna się bal. Jak się okazało, już o piętnastej miałem być u Lopeza.

U nastolatka z kolei spędziłem pół godziny, czekając na Alorę, która przed lustrem układała włosy. Ubrała długa, kwiecistą suknię, która nadawała wakacyjny nastrój. Wyglądała ślicznie, bardzo dziewczęco.

- Alora, pośpiesz się! – ponaglał ją Calvin, spoglądając nerwowo na zegarek. – Musze sprawdzić, czy wszystko jest gotowe! Chodź już!

- Będę gotowa za pięć minut!

We trójkę pojechaliśmy do szkoły i jak się okazało, byliśmy jako jedni z pierwszych osób na miejscu. Mój przyjaciel natychmiast odetchnął z ulgą i podreptał do środka budynku, żeby wszystko sprawdzić. Z duszą na ramieniu przekroczyłem teren liceum, rozglądając się wokół. Rudowłosa dziewczyna stanęła obok mnie i zaczęła mnie zagadywać, nieco też podpowiadając, co powinienem zrobić. Takim sposobem zacząłem na szybko dopracowywać ostatnie szczegóły balu. Nim się zorientowałem, rozłożony parkiet na placu szkolnym by już cały zapełniony uczniami akademii.

I tak znaleźliśmy się w tym momencie.

- Widziałeś gdzieś Rose? – zapytałem Calvina, rozglądając się wokół. Znalezienie chłopaka w tym tłumie graniczyło z cudem. A tym bardziej Primrose, której dzisiaj jeszcze nie widziałem.

- Nie możesz znaleźć swojej różyczki? – odpowiedział rozbawiony, zerkając na mnie kątem oka. Przewróciłem oczami, widząc jego szeroki, kpiący uśmiech. – Nie możesz wytrzymać bez niej kilku minut?

- Jeszcze jej tu nie widziałem.

- No tak, kopciuszek się przecież spóźnia – zażartował. – Dlaczego jej szukasz?

- Chcę z nią o czymś porozmawiać – przyznałem niechętnie, sięgając po telefon. Sprawdziłem, czy może dostałem jakąś wiadomość od dziewczyny, ale nie. Zupełna cisza.

Moja Zgniła Róża [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz