𝐈𝐧 𝐛𝐞𝐭𝐰𝐞𝐞𝐧

107 9 26
                                    

To nie tak, że Sabine nie lubiła dzieci. Wręcz przeciwnie dzieci, w kulturze mandaloriańskiej jak i w Lothalskiej, były bardzo ważne. Były priorytetem, skarbem, najpiękniejszym owocem związku.

Sabine kochała Jacena i pomysł, że sama kiedyś, mogłaby zostać matką. Po prostu, nie wiedziała, jak za to wszystko się zabrać, a już tym bardziej co zrobić z faktem, że znajdowała się w pokoju pełnym dzieci i próbowała przeprowadzić normalną rozmowę z nową szefową domu dziecka. 

Zbudowanie tego miejsca było głównie jej inicjatywą. To ona zaprojektowała wstępnie budynek i wyłożyła środki, żeby znaleźli się dalsi chętni, do pomocy przy tym projekcie. I tak pół roku później powstał największy sierociniec w kapitolu, rozwiązujący jeden z najbardziej goniących problemów Lothal. A Sabine była jego główną przełożoną.

- Słuchaj, Layla, ja będę już spadać - powiedziała Wren, słysząc, jak jeden z najmłodszych mieszkańców sierocińca zaczyna domagać się kolacji. - Wpadnę jutro. Zahaczę rano o Rydera i postaram się jeszcze dowiedzieć, co z tą dwójką, o której mówiłaś - dodała na jednym wdechu.

Kiwnęła głową na pożegnanie i odwróciła się, kątem oka, widząc, że dziewczyna oddaje gest. Zignorowała wrażenie, że Layla posłała jej dziwnie współczujące spojrzenie.

Wydaje ci się. Zaczynasz mieć urojenia, Sabine.

Mandalorianka przekręciła oczami i wymazała z pamięci to samo spojrzenie, które widziała już któryś raz z rzędu w ciągu kilku dni.

Wydaje.ci.się.

I na pewno nie miało to związku z pierwszą rocznicą wyzwolenia Lothal. 

Sabine sprawnie przewijała się przez korytarze, jednak gdy już miała wychodzić, gdzieś zza framugi drzwi zobaczyła, że ktoś się jej przygląda. Para błękinych, niczym niebo Lothal o poranku, oczu. Posłała chłopcu lekki, niezręczny uśmiech, a on jeszcze bardziej skrył się za drzwiami, jednocześnie nadal nie spuszczając z niej swojego bystrego spojrzenia. Sabine opuściła sierociniec Miry i Ephraima Bridgerów ze zmęczonym westchnięciem i opuszczoną głową.

Jednak jedna myśl nalazła się bezwiednie w jej umyśle, jeszcze zanim zdążyła się zorientować.

Ten dzieciak miał taki sam wzrok jak ty, wiesz? Bystry, bystrzejszy niż większość...

Kilka dni później Sabine nie mogła się zmusić, żeby podnieść wzrok. Ciepły wiatr rozwiewał jej włosy, które teraz sięgały już do ramion i jedynie ich końcówki zachowywały wspomnienie dawnego koloru. Śmiechy dzieci i innych obywateli Lothal wypełniły jej umysł. 

Świętowanie się rozpoczęło. Minął rok. Rok wolności, rok szczęścia, nadziei i licznych uśmiechów.

Rok bez ciebie, co Ezro?

Gorąca łza spłynęła powoli po jej policzku. Sabine wzięła ciężki oddech i uniosła głowę.

Ku pamięci bohaterów Lothal, Kananowi Jarrusowi i Ezrze Bridgerowi 

Słowa wygrawerowane na pomniku wyżerały dziurę w jej klatce piersiowej.

Sabine przygryzła wargę aż poczuła cierpki smak krwi. Smutek i poczucie winy zalewało ją falami. Żałowała, że nie mogła nic zrobić wtedy w rafinerii; że Jacen będzie już zawsze przychodził tu, żeby patrzeć na pomnik z matką, opłakującą kogoś, kogo nawet nie poznał; że Hera już zawsze będzie przychodzić tu, żeby opowiedzieć o swoim synku, lecz nigdy nie dostanie odpowiedzi.

Sabine żałowała, że zna to uczucie tak dobrze. 

Prawda, Ezro?

Ten cichy głosik w jej głowie nigdy jej nie opuszczał. Tak samo jak jego wzrok, kiedy ostatni raz na nią spojrzał.

Sabezra Week 2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz