Dawno temu, za górami, za lasami, za wieloma murami chroniącymi, było miasto, nie zwykłe, było to apokaliptyczne miasto. Odizolowane od świata, zapomniane. Nikt od dawna nie zapuszczał się w tamte regiony bowiem istniała legenda o tym mieście. A mianowicie, że to miasto jest nawiedzone, krążyły pogłoski o ludziach którzy z porą zachodu słońca zmieniali się w krwiożercze bestie i rozszarpywały każdego kto stanie im na drodze. Nikt nie przeżył by o tym opowiedzieć bowiem z nastaniem świtu każdy zapominał co się działo z nim tej nocy. Szczęście mieli tylko ci którzy byli tej nocy zamknięci pod swoim domem. Przemieniały się nawet małe dzieci, ale one miały większą zdolność kontroli nad sobą, niemal każdej nocy widziały horror rozgrywający się na ich oczach, lecz nie pamiętały tego. W przeszłości nikt o tym nie wiedział. Do czasu.
Pewnej nocy kiedy jeszcze nie istniały te przerażające legendy i świat nie wiedział o tym miejscu pewne dziecko nie przemieniło się. Obserwowało jak inni się przemieniali z grozą w oczach i o mało nie wybuchając krzykiem widząc jak jego matka zostaje zabita. Bestia po dokonaniu zbrodni powąchała powietrze, ponieważ wyczuła czyjąś obecność. Dość wyraźnie czuła zapach dziecka, zwykłego dziecka. Mała istota zdała sobie sprawę, że jeśli nie ucieknie z kryjówki podzieli los matki. Rzuciło się do ucieczki przez kręte uliczki i niekiedy przez domy ludzi których znało, łzy leciały jedna za drugą po policzkach dziecka, by mogły się wytworzyć nowe zamazując wzrok, jednak nawet to nie spowodowało spowolnienia biegu, szaleńczy rytm serca i przyspieszony oddech nie zwolniły biegu uciekającego, myśli były zaprzątnięte tylko jedną myślą: ''UCIEKAJ''. Bestia zgubiła swoją ofiarę, gdy wpadła na beczki wina, które mocno podrażniły nozdrza stwora i nie mogła wyczuć swojej ofiary. Dziecko dotarło do bram miasta, jednak była zamknięta. Uciekinier zaczął myśleć jak może przejść na drugą stronę i rozglądało się na boki starając się wymyśleć plan ucieczki. Zobaczyło nieopodal dom, którego dach był prawie na równi z murem bramy. Weszło do domu i wdrapało się na dach cały czas obserwując czy inne bestie czające się w okolicy go nie widzą. Upewniwszy się o bezpieczności terenu weszło na czubek dachu. W tym momencie zobaczyło z oddali jak bestia, która go goniła od początku zmierza w jego stronę zmniejszając odległość. Widać, że była głodna i rozwścieczona z powodu ucieczki jej posiłku. Dziecko nie zastanawiając się czy bezpiecznie wyląduje po drugiej stronie skoczyło z dachu na mur bramy i następnie zeskoczyło na dół. Upadło twardo na ziemię cudem nie doznając poważnych urazów, poza lekko obitą kostką. Słysząc złowrogie warczenie od razu rzuciło się do ucieczki jak najdalej tego miejsca nie przejmując się bólem kostki. Po wielu godzinach marszu wycieńczone upadło na drogę po której szło i straciło przytomność. Ocknęło się w małej chatce. Usłyszało bulgot wody i charakterystyczne krzątanie się starszej osoby po pomieszczeniu. Jego wzrok padł na starszą panią, która najwyraźniej robiła herbatę. Czując wzrok na sobie nieznajoma odwróciła się i jej wzrok spotkał się z wzrokiem dziecka, uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Witaj moje dziecko, co się stało, że znaleziono cię na środku drogi? Uciekłeś z domu?- zagadnęła staruszka przyjaźnie by nie wystraszyć bardziej już i tak przerażonego dziecka. Malec opowiedział co się wydarzyło z łzami w oczach, drżącymi rączkami i z trudnością wypowiadania słów przez zaciśnięte gardło.
Staruszka nie uwierzyła w jego słowa. Malec widział to po jej oczach, ale mówiła jakby uwierzyła, jednak prawdziwe odczucia kryły się w oczach, które są odzwierciedleniem duszy. Od tej pory malec nie ufał jej, bo go okłamała. Patrzyła przez chwilę na nie po wysłuchaniu opowieści jakby zwariowało i mówiło od rzeczy, dziecko teraz sobie przypomniało odczucie niezrozumienia towarzyszące przy opowiadaniu historii, wcześniej tego nie czuło, ponieważ było za bardzo zajęte by zebrać się na odwagę by w pełni opowiedzieć to co przeżyło. Staruszka znowu popatrzyła na nie przyjaźnie i powiedziała by o tym zapomniało i nikomu tego nie opowiadało więcej. Dziecko skinęło głową na znak zgody, ale nie potrafiło wymazać z pamięci tych chwil grozy. Od tej pory malec zamieszkał ze staruszką.
Minęło kilka tygodni. Przybyły już zdążył się zapoznać z wieloma osobami i dobrze dogadywał się z dziećmi. Raz, gdy jedno z nich zaprosiło naszego bohatera na nocleg by mogło jeszcze bliżej się zapoznać z dziećmi, to miało koszmar związany z tamtymi wydarzeniami. Obudziło się z krzykiem i nie mogło opanować potoku łez i ataku paniki. Pozostałe dzieci co chwilę pytały co się stało, nawet zbiegło się kilka dorosłych, którzy przebywali w tej chwili w domu, ale nawet oni nie mogli uspokoić malca. W pewnej chwili malec wręcz wykrzyczał, ku zdziwieniu wszystkich, to co go dręczy. Wszyscy słuchali z niedowierzaniem, a kiedy malec skończył patrzyli na niego z pogardą. Zaczęli krzyczeć, że to tylko koszmar, że to nie prawda, mimo krzyków zapewnienia malca o prawdziwości historii. Dziecko zostało siłą zaprowadzone do staruszki, wszystko jej powiedzieli. W trakcie ich wywodu staruszka popatrzyła na malca z rozczarowaniem w oczach, wiedziało, że złamało obietnice, ale to za długo leży mu na sercu i musiał zrzucić z siebie ten ciężar, lecz najwidoczniej zwrócił się do nie odpowiednich ludzi. Po tym incydencie malec zamknął się w swoim małym pokoju i nie wychodził z niego przez kilka dni.
W międzyczasie dorośli postanowili sprawdzić prawdziwość historii i kilku z nich wyruszyli do tego miasta o którym była mowa w absurdalnej, ich zdaniem, opowieści dziecka. Jednak ślad po nich zaginął, nie dawali żadnego znaku życia oraz nigdy już nie wrócili do domu. Wysłało kolejnych ludzi, lecz oni także zniknęli bez śladu, co zaniepokoiło pozostałych ludzi. Postanowiono wybudować drugi mur przylegający do tamtego, by nigdy tamto zło nie ujrzało światła dziennego. Pod osłoną nocy tajemniczo ginęli budowlańcy muru, jakby wyparowali, co motywowało pozostałych by jak najszybciej skończyć budowę. Ukończono ją dopiero po parunastu tygodniach. W międzyczasie wszyscy w pobliskich miastach już wiedzieli o tym miejscu i uprzedzali przejezdnych legendą o tym co znajduje się za murami. Śmiałkowie którzy odważyli się tam wejść nigdy nie wrócili, tym samym potwierdzając utworzoną legendę. W trakcie budowy muru dziecko, od którego zaczęła się historia zachorowało. Nikt nie wiedział jak mu pomóc, na jego ciele wytwarzały się tajemnicze plamy i w pewnych momentach przypominał dzikie zwierzę a nie dziecko. Chciano go uśmiercić by nie cierpiało przy tych momentach, lecz staruszka się sprzeciwiała, twierdziła, że może go wyleczyć. Próbowała wszystkiego, lecz nic nie pomagało. Bolało ją to, ponieważ zdążyła się przywiązać do malca. Z bólem patrzyła jak jeden z mężczyzn podnosi siekierę nad łóżko w którym leżało dziecko i czekał aż przestanie się szarpać by zadać ostateczny cios. Kiedy nadarzyła się okazja opuścił siekierę na klatkę piersiową malca. Zapłakało i powiedziało z oczami pełnymi łez:
- Dziękuję, teraz jestem wolny- po czym zamknęło oczy i wydało ostatnie tchnienie.
Po przybyszu zostały tylko wspomnienia, legenda i mury otaczające niebezpieczny teren. Doszły do tego jeszcze głośne warknięcia, dźwięki rozszarpywania czegoś i przerażające krzyki, które można było usłyszeć tylko w nocy.
![](https://img.wattpad.com/cover/354433974-288-k624743.jpg)