rozdział 2.

209 9 2
                                    

      
Podjeżdżając pod mój nowy dom, nie wiedziałam czego się spodziewać. Droga była naprawdę bardzo przyjemna. Moi nowi towarzysze pytali o różne rzeczy, opowiadali mi o sobie, i swoim życiu. Dojechaliśmy do wielkiej trzypiętrowej luksusowej willi. Posiadłość mieściła się w Chicago, na jakiejś ulicy dla bogaczy. Byłabym wręcz pewna, że to nie ten dom, gdyby nie moja mamuśka.

- Jesteśmy! Mamy nadzieję, że ci się spodoba!- wykrzyczała. Doznałam szoku. Dom był w kolorach szaro, czarno, białych. W dodatku był nad morzem, więc mieliśmy dostęp do wody, i kawałek plaży który był całkiem nasz, a raczej ich. Do domu prowadzą ogromne drzwi, mające po obu stronach podświetlenie. Dom ma cztery ogromne balkony, na których znajdowały się krzesełka ze stoliczkami kawowymi, i dużo kwiatów. Tylko jeden z nich stał całkiem pusty.

Największy taras znajduje się nad wiatą.

Dom z zewnątrz ozdabia marmurowa, podświetlona dwukondygnacyjna ściana. To był istny cud.

Z zamyślenia wyrwał mnie Thomas, który właśnie wyjmował z bagażnika moją malutką czarną walizkę.

- Widzę, że masz naprawdę mało rzeczy, więc jak najszybciej pójdziemy na zakupy! Kocham chodzić do galerii. Mam nadzieję że ty też.- dodała Susan.

Laska chyba zapomniała że jestem z sierocińca, i nie chodzę na zakupy do galerii chandlowych. Chciałam być miła, więc przytaknęłam.

- Nie miałam okazji, ale na pewno to polubię.-  odpowiedziałam jej grzecznie.

- Będę musiała cię jeszcze dużo nauczyć! Będziemy mieć dużo wspólnych zajęć!

Uśmiechnęłam się. Pokochałam ją. Chociaż jeszcze w ogóle jej nie znałam. Naprawdę ją pokochałam. W porównaniu do ojca który chyba nie dostał umiejętności uśmiechania się, była chodzącym promyczkiem szczęścia.

Weszłam do środka, podziwiając wnętrze domu.

Ogromny przedsionek był jak nasze podwórko w sierocincu. Na ścianie było duże akwarium z rybami. Usiadłam na małej kanapie żeby zdjąć buty. Nie miałam nawet czasu by się zastanowić gdzie je położyć, bo szybko wzięła je ode mnie jakaś pani. Najprawdopodobniej była gosposią.

- Dzień Dobry, kochanie. Jaka ty śliczna.- powiedziała.

- To Elizabeth. Nasza gosposia. - Powiedział Thomson, wchodząc do środka.

- A. Dzień Dobry. – odpowiedziałam dość zestresowana.

Elizabeth wzięła ode mnie buty, i włączyła jakiś przycisk. Przyglądałam się z zaciekawieniem, i jednocześnie szokiem na twarzy, gdy wysuwały się szafy na buty. Stałam zamurowana, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że w końcu będę musiała przywyknąć do luksusu. 

- Nicholasa nie ma. – powiedział tata. -Twojego brata. Jest na wyjeździe ze znajomymi. Będzie za 2 dni.- Dodał, gdy zobaczył moje zdezorientowanie.

A. No tak. Starszy braciszek. Zajebiście.

Przytaknęłam uprzejmie, wchodząc do salonu, gdzie zaprowadziła mnie mama. Był w kolorach biało, czarno, beżowych. Znajdowały się w nim dwie potężne kanapy, ustawione obok siebie,



A po środku stoliczek kawowy, z marmuru. Widziałam taki w magazynie z rzeczami do domu. Przecudowny. Ogromny telewizor znajdował się naprzeciwko kanap, i zajmował całą ścianę. Salon ozdabiają różne obrazy. Mam wrażenie że niektóre widziałam w muzeum Luwr, kiedy mignęła mi reklama na telewizorze w dawnym domu. Może się mylę, ale wyglądają podobnie.

Usiadłam na kanapie czekając na rodziców.

Spojrzałam na moje paznokcie, które są naprawdę długie. Byłam z siebie dumna, bo ostatnio często je zadzierałam i mi się łamały.

𝐦𝐞𝐞𝐭 𝐦𝐞 (#𝟏 𝐭𝐨𝐠𝐞𝐭𝐡𝐞𝐫) [ ZAWIESZONE ]Where stories live. Discover now