Rose:
Obudziłam się po kilku próbach przebudzenia i to nie dzięki budzikowi, ale mojej mamie, która najwyraźniej straciła cierpliwość.
- "Rosa, kocham cię, ale rusz w końcu tę leniwą dupę," usłyszałam jej zirytowany głos. Była wkurzona, co oznaczało, że naprawdę musiałam się pospieszyć.
- "Jeszcze chwilka..." mruknęłam, z nadzieją, że uda mi się wywalczyć dodatkowe pięć minut. Jednak nie zdążyłam nawet zamknąć oczu, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Nie wiem, ile minęło czasu, ale ktoś znów próbował mnie dobudzić.
- "Możesz być rycerzem na białym koniu, ale ja nie wstaję," powiedziałam bez emocji, wtulając się mocniej w poduszkę.
- "Dobra, w takim razie ja jadę na studia sam, a ty dojedziesz po Wielkanocy. Pasuje?" zabrzmiał znajomy, ironiczny głos mojego przyjaciela, Jamesa. To ten matoł i debil, który, na moje nieszczęście, jest również moim najlepszym przyjacielem.
- "Pasuje," odpowiedziałam z przekąsem, po czym James, bez ceregieli, chwycił mnie za nogę i brutalnie zrzucił z łóżka.
- "Nie mogłeś mnie obudzić normalnie?" Spojrzałam na niego z groźbą w oczach, ale jego jedyna reakcja to lekki uśmiech.
- "Masz 30 minut," powiedział, wychodząc z pokoju. Wiedziałam, że nie żartuje, więc zerwałam się z podłogi i pognałam do łazienki.
Oczywiście Rosa Warks nie była na tyle przewidująca, żeby spakować się dzień wcześniej. Teraz płaciłam za to chaosem i rozgardiaszem, próbując wrzucić cokolwiek sensownego do walizki. Mój strój ograniczył się do wygodnych dresów w print Atomówek, a w walizce panował burdel, jakby co najmniej trzecia wojna światowa miała się zacząć. Makijaż? Nawet nie było czasu, żeby o nim pomyśleć.
Plan był prosty, przynajmniej dla wszystkich oprócz mnie: ja i James lecieliśmy do Nowego Jorku na studia. Nasze rodziny znały się od zawsze, a po stracie naszych bliskich zdecydowały się zamieszkać razem. Moja mama zmarła, kiedy miałam 15 lat, a ojciec Jamesa odszedł kilka lat później. Oboje byliśmy już dorosłymi dziećmi, ale myśl o opuszczeniu Polski była trudna.
---
Autobus podjechał z kilkuminutowym opóźnieniem, więc na lotnisko dojechaliśmy po dwóch godzinach. W międzyczasie, jak zawsze, śmialiśmy się, rozmawialiśmy z rodziną, słuchaliśmy muzyki i graliśmy w prawdę, ale z wyzwań musieliśmy zrezygnować, bo autobus zapełnił się po trzecim przystanku.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, była już 10:36, a nasz lot miał się odbyć dopiero o 14:00. Po przejściu przez odprawę mieliśmy jeszcze czas, który spędziliśmy w pobliskiej kawiarni.
- "Stresujesz się? To twój pierwszy lot samolotem. Mały ptaszek opuszcza gniazdko," zaśmiał się James, spoglądając na mnie z rozbawieniem.
- "Mały to jest twój przyjaciel," odpowiedziałam, udając zirytowaną. W odpowiedzi James podszedł do mnie, nachylił się i zaczął machać palcem wskazującym tuż przed moimi ustami.
- "Nieładnie, Rosiu. Mamusia cię kultury nie nauczyła?" - zapytał prowokacyjnie.
Zamiast odpowiedzi ugryzłam go w palec.
- "Spierdalaj," powiedział poważnie, ale nie mógł powstrzymać śmiechu.
- "Przecież mnie kochasz," rzuciłam słodkim tonem, robiąc przy tym maślane oczy.
- "Niestety, tak," westchnął teatralnie.
Po chwili wypiliśmy kawę i ruszyliśmy do samolotu. Lecieliśmy biznes klasą, więc miejsca mieliśmy wystarczająco. James, jakby przygotowywał się na głodówkę, zamówił jedzenia na zapas.
CZYTASZ
Kwiat Białej Róży
Teen Fiction1 część tetralogii Rosse. 20-letnia Rosse Warks wraz ze swoim przyjacielem Jamesem Valtorem udaję się na studia medyczne w Nowym Jorku. Wylatując zostawiają całe swoje dotychczasowe życie w Hiszpanii. Pewnego dnia Rosse wpada na Alexa. Ty irytuje j...