Rozdział 4

320 34 0
                                    

Budzik, jak zawsze zadzwonił o siódmej. Chcąc nie chcąc wstałam z mojego cieplutkiego łóżka i zaczęłam się zbierać.
Jednak nie dawało mi spokoju to, dlaczego mnie mama nie zerwała z łóżka, jak zawsze miała to w zwyczaju robić, gdy już była w domu.

Gotowa, złapałam za plecak i wyszłam z pokoju. Pomału zmierzałam w stronę schodów, dopóki nie zorientowałam się, że nie słyszę żadnych głosów i hałasu z dołu.
Niewiele myśląc, zawróciłam i poszłam na sam koniec korytarza, gdzie po prawej stronie znajdował się pokój rodziców. Delikatnie zapukałam, jednak gdy nikt mi nie odpowiedział, pozwoliłam sobie otworzyć drzwi. Moim oczom ukazał się obraz rodziców przytulających się do siebie i śpiących. Z niedowierzania wyciągnęłam z kieszeni spodni mojego różowego iPhone'a, który pokazywał siódmą dwadzieścia.

Byłam w szoku.

Moi rodzice nigdy nie pozwalali sobie na spanie do takiej godziny. I mimo, że co dla niektórych to bardzo wczesna godzina to dla moich rodziców było już późno. Zawsze twierdzili, że długie spanie to strata dnia.

Po chwili zorientowałam się, że nadal stoję w progu sypiali rodziców, więc szybko się ocknęłam i wyszłam, zmykając drzwi najciszej jak się da. Zeszłam na dół, ubierając białe buty i wychodząc z domu. Jak to zwykle założyłam słuchawki, puszczając moją ulubioną playlistę i wyszłam z uliczki.

Po dwudziestu minutach spaceru w końcu doszłam na dziedziniec szkoły. Nie był on wielki. Zwykły kawałek betonu, po którego lewej stronie był parking, a po prawej ławki, gdzie większość uczniów spędzało swój czas wolny. I oczywiście najważniejsza część, czyli buro-szary budynek, sporych rozmiarów. W skrócie - nic nadzwyczajnego.

Weszłam do budynku z najbardziej sztucznym uśmiechem, na jaki było mnie stać, jednak nie miałam innego wyboru, gdyż na mojej drodze ciągle pojawiał się jakiś nauczyciel. Aż byłam w szoku, że mi w to wierzą. Chociaż w sumie to nie wiem, czego by nie mieli, gdy jako "złote dziecko" tej meliny zwanej High School Brigd City, to nie miałam innego wyboru. Byłam oczkiem w głowie wszystkich nauczycieli i pracowników tej budy.

Jak tylko dotarłam do swojej szafki mogłam odetchnąć, gdyż z tego uśmiechania już zaczynała mnie twarz boleć. Wyciągnęłam najpotrzebniejsze rzeczy i zamknęłam szafkę. I tylko wystarczyło, żebym podniosła głowę, a mogę przysiąc, że dostałam chyba palpitacji serca.

Złapałam się szafki i wzięłam pomału oddech, tylko po to, żeby po chwili spojrzeć wrogo na Melisę, która próbowała powstrzymać uśmiech, przez moją reakcję.

-Czy ty jesteś nie normalna?-zapytałam nadal trzymając się szafki.

-I tak mnie kochasz?-uśmiechnęła się niewinnie, po czym mnie przytuliła. Oddałam uścisk, jednak dziewczyna po kilku sekundach odsunęła mnie na długość ramion. Popatrzyłam na jej twarz pytająco, jednak nie wyrażała ona już tyle radości co przedtem.

-Coś jest nie tak. I ja nie mam pojęcia o co chodzi.-powiedziała poważnie, na co zmarszczyłam brwi.

-Nie rozumiem.-odparłam szczerze.

-Mój brat jakoś dziwacznie się zachowuje.

-Co masz na myśli?-spytałam jeszcze bardziej zdezorientowana.

-Mam wrażenie, że ma inną na boku.-poważnie stwierdziła, jednak ja tylko prychnęłam na jej słowa.

-Niemożliwe.

-Lea mówię naprawdę.

-No nie wiem. Nie chcę w to za bardzo wierzyć, ale dziękuję, że mi to mówisz.-na moje słowa szatynka tylko lekko się uśmiechnęła.

Nie możesz odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz