1

218 4 0
                                    

Siedziałam na krześle przed drzwiami do sali operacyjnej.
Nie powiem że modliłam sie by mój ojciec przeżył ale jednak nie zrobił nic złego... Więc chciałam by przeżył.
Jednak moje oczekiwania sie przeliczyły.
Doktor wyszedł z sali cały we krwi.
-z przykrością muszę poinformować Panią że Pański Ojciec nie żyje... Operacja sie nie powiodła - oznajmił Doktor.
Posmutniałam fałszywie by pokazać lekarzowi że zależało mi by mój ojciec przeżył.
-d-dziekuje... - cicho mruknelam i wybiegłam ze szpitala.
Nie byłam jakoś szczególnie smutna. Jedyne co to zamartwiałam sie gdzie sie teraz znajdę.
W jakimś domu dziecka?
Jednak los miał inne plany...
Gdy już podchodziłam pod dom zobaczyłam tam czarne Porshe oraz jakiegoś młodego blondyna ubranego w garnitur.
Podbiegłam do niego.
-u-um... Dzień dobry? - mruknelam poczym spojrzałam na niego.
Z domu wzrok przekierował na mnie,poczym wyciągnął rękę.
-dzien dobry. Na imię mi David. Jestem twoim opiekunem prawnym oraz bratem rodzonym. - powiedział a ja mu uscisnelam rękę.
-Luna Korney.

Bracia KorneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz