W pociągu było głośno i tłoczno. Ludzie przekrzykiwali się i popychali wzajemnie. Yvonne złapała za rączkę walizki, poprawiła torbę na ramieniu i stanęła na peronie.
Ledwie jednak wyszła z pociągu, ktoś wpadł na nią z taką siłą, że straciła równowagę i prawie upadła.
— Je suis vraiment désolé*, mademoiselle. — Rzekł po francusku młody mężczyzna, który ją potrącił. — Nic się pani nie stało?
Yvonne pokręciła głową. Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie.
– Saint-Denis to małe miasto, gdzie wszyscy wszystkich znają — zaczął — ja jednak pani nie kojarzę. Skąd pani przyjechała, jeśli mogę spytać? – Zapytał, wskazując głową na pociąg, przed którym stali.
— Pochodzę z Paryża. — Kobieta uśmiechnęła się. – Jestem Yvonne Marquet. — Powiedziała, wyciągając rękę.
— August Leroux. — Odparł, ściskając lekko jej dłoń.
— Długo pan tu mieszka?
— Oh, tak. Prawie od dziecka. — August uśmiechnął się serdecznie.
— Zatem przypuszczam, że wie pan, gdzie jest ulica Rue Franklin? — spytała Yvonne.
— Znam to miasto jak własną kieszeń.
— Mógłby mnie więc pan tam zaprowadzić?
— Oczywiście. Chodźmy więc. Pozwoli pani, że wezmę tę walizkę, na pewno jest ciężka.
— Ależ nie trzeba... — Zaczęła Yvonne, jednak August już wziął od niej walizkę i ruszył przed siebie.
Szli więc dalej ulicą, kiedy w pewnym momencie mężczyzna wyjął długopis zza ucha, zbliżył go do twarzy i przemówił głosem znawcy:
— Panie i Panowie, po lewej stronie możemy zobaczyć park, dalej mamy kościół oraz cmentarz. Po prawej natomiast stoi muzeum, (które swoją drogą polecam odwiedzić) oraz najróżniejsze sklepy i kawiarnie. — mówiąc, wskazywał na poszczególne budynki długopisem, przez co ludzie mijający ich na ulicy zerkali na nich z ukosa, jednak on zdawał się tym nie przejmować.
* * *
— Z wielkim smutkiem muszę obwieścić, iż zbliżamy się do końca naszej podróży. — Odezwał się znowu August po pewnym czasie. — Znajdujemy się obok niegdyś bardzo popularnego teatru Émeraude, dalej natomiast mamy cukiernię roti jahé. Za moment dotrzemy na ulicę Rue Franklin.
Yvonne spojrzała na oba budynki. Jej wzrok przykuł teatr, który teraz przypominał bardziej ruinę.
— Co się tutaj stało? — Zapytała. — Mam na myśli ten teatr.
— To długa i przykra historia — zaczął August. – Byłem tam kilka razy; Émeraude było naprawdę pięknym miejscem. Kiedy oglądałaś spektakl, miałaś wrażenie, że nie siedzisz na fotelu przed sceną, ale uczestniczysz w wydarzeniach rozgrywających się na niej. Niestety, teatr spłonął ponad dwadzieścia lat temu. Słyszałem, że od razu po tym zdarzeniu ktoś - zapewne ludzie, którzy pracowali w Émeraude - próbował go odbudować, jednak z powodu braku pieniędzy w końcu tego zaprzestano i budynek stoi tak od dwóch dekad.
— A co się stało z ludźmi, którzy tam pracowali?
— Nie jestem pewien. Mam jednak nadzieję, że znaleźli nową pracę gdzieś indziej. — Leroux wzruszył ramionami. — No, mademoiselle Yvonne, jesteśmy na miejscu: ulica Rue Franklin. Mieszka pani gdzieś tutaj, tak?
— Będę mieszkać ze swoją babcią. — Odparła kobieta.
— Rozumiem. — August pokiwał głową.
Yvonne odszukała dom pod numerem trzynastym, gdzie miała spędzić najbliższe kilka miesięcy i odwróciła się do mężczyzny.
— Dziękuję za doprowadzenie mnie tutaj, monsieur Leroux. — Powiedziała — Ufam, że nie będzie to nasze ostatnie spotkanie.
— Ależ to nic wielkiego. Przyjemnością było panią poznać. Do widzenia, mam nadzieję. — Odpowiedział, po czym skłonił się jej nisko.
— À bientôt, monsieur**. — Yvonne uśmiechnęła się czując, jak rumieniec wpływa na jej policzki.
* Je suis vraiment désolé - bardzo przepraszam
** À bientôt - Do zobaczenia// Ten rozdział był tyle razy poprawiany, że już nie pamiętam oryginalnej wersji i tbh nadal nie jest on jakiś wielce dobry, już go tak zostawię, bo znowu zrobi się z tego ✨nigdy nie skończone work in progress✨
X
YOU ARE READING
Jak wymyślę tytuł to go tu wpiszę
RandomOstatnio zaczęłam pisać coś luźnego na brudno i pomyślałam, że mogłabym to tu wstawić, żeby naprawić aktywność tutaj Obiecuję że (kiedyś) wymyślę tytuł & opis, zrobię porządną okładkę i naprawię wygląd zewnętrzny tego czegoś