Życie to nie bajka?

39 5 2
                                    

Bajki są różne. Niektóre są śmieszne, tak że doprowadzają nas do łez. Inne mogą być smutne, wtedy zazwyczaj małe dzieci proszą, by ich opiekun przytulił ciepło swoją pociechę. Bajki bywają też szokujące, pełne niesamowitych zwrotów akcji. Możemy zobaczyć również pełne radości historyjki, które wprowadzają nas w pewien stan spełnienia.

Wszystkie te bajki łączy jedna, ważna cecha -  mają pozytywne zakończenie. Nietrudno się domyślić, że życie to nie jest powieść. Nie zawsze dostajemy dobre zakończenie jak w przypadku tych historyjek.

Tak właśnie było w przypadku wyznania swoich uczuć pewnego, niezwykle uzdolnionego detektywa o ciemnych, gęstych lokach i niezwykle bladej cerze. Mimo to, warto przejść przez te smutne wyznanie.

Było już dawno ciemno. Powodem okazała się pora roku, jaką jest zima. Sherlock nie przepadał za nią przez jeden, bardzo ważny powód. Święto Bożego Narodzenia. Uważał to święto za coś banalnego. Święta jako głupi pretekst żeby móc się najeść i chociaż raz w roku spotkać się z rodziną. Nie rozumiał dlaczego ludzie czekają na wydarzenie z taką niecierpliwością i podekscytowaniem.

Mimo to, wybrał właśnie ten dzień by zrobić coś ważnego. Jestem pieprzonym hipokrytą - stwierdził w myślach. Sentymenty Sherlocku - tak z pewnością powiedziałby Mycroft. Te święta miały być - ku zadowoleniu detektywa - niezbyt hucznie obchodzone. Spowodowała to praca Johna. Kim jest John? Wiele o nim można powiedzieć. To współlokator detektywa jak i jego osobisty pomocnik w sprawach, ale też przyjaciel. No właśnie, przyjaciel. Ciemnowłosy doceniał bardzo, że go w ogóle ma. Jednak coś mu nie wystarczało. Coś go raniło. Za każdym razem kiedy był przy niskim blondynie, świat jakby się zatrzymywał. Wtedy nic nie było dla niego ważne. Liczył się tylko on. John.

Nie myślcie, że detektyw nie próbował zmienić swych uczuć. Że nie próbował się „odkochać”. Słowo próbować to mało powiedziane. Ciemnowłosy robił wszystko by to zmienić, ale za każdym razem jego syzyfowe prace szły na marne. Za każdym razem John uśmiechał się głupio do Sherlocka, chwalił go, czy po prostu był obecny i zawsze to działało by detektyw zaprzestał swoich działań.

A więc stąd ta decyzja o tym by wyznać drugiej osobie uczucia. John najpewniej jeszcze leczy jakiegoś pacjenta - pomyślał Sherlock spoglądając na zegarek - jeszcze 43 minuty i 12 sekund. Stał przed oknem. Mógł w nim zobaczyć swoje odbicie, ale także kolędników szczęśliwie chodzących ze swoimi świątecznymi piosenkami z domu do domu. Głupi świąteczny zwyczaj - pomyślał brunet.

Postanowił zmienić miejsce rozmyślań. Przeszedł parę kroków i zanim się obejrzał był już w łazience. Zapalił denerwująco jasne światło łazienkowe, po czym oparł się o zlew, nad którym wisiało lustro. Ręce zacisnął mocno na marmurze, tak że jego knykcie były koloru białego. Czuł jak jego głowa zaraz eksploduje. W jego pałacu pamięci pojawiał się ten sam obraz. John opuszczający Sherlocka na zawsze. Wtedy już miałby przynajmniej przygotowany plan działania jak opuścić ten świat. Najprawdopodobniej zaćpał by się na śmierć. Bez Johna nic dla niego nie było ważne. Jak dla ludzi niezbędnym pierwiastkiem do życia jest tlen, tak dla Sherlocka jest John. Można powiedzieć, że ten były lekarz wojskowy był dla niego jak narkotyk.

Ciemnowłosy podniósł wzrok ze zlewu na lustro wiszące przed nim. Nie wyglądał zbyt dobrze. Podkrążone oczy. Blada cera dużo jaśniejsza niż zwykle. Bał się. Nieustraszony detektyw się bał. Wizja stracenie Johna była dla niego straszna. Był pewien, że tak się stanie. To było nieuniknione. Miłość nie jest zaletą, lecz skazą, która prowadzi do rozbicia - powtarzał Mycroft. Miał rację jak cholera. On zawsze ma rację. Teraz nastąpi rozbicie Sherlocka Holmesa. Wyjął z dobrze ukrytej szafeczki strzykawkę. Podwinął rękaw i sprawnie zaaplikował dawkę narkotyku. Poczuł jak substancja rozpływa się po ciele. Wstyd. Okropny wstyd. John nie będzie z niego dumny. I tak John mnie zostawi, a ja umrę - pomyślał. Schował spowrotem zestaw do środka. Zamknął oczy. Widział blondyna, który krytykuje detektywa. Mówi że jest ćpunem, dziwakiem i nienawidzi go. Później wychodzi z domu i już nigdy nie wraca. Wracają jedynie dobre wspomnienia, lecz on nigdy.

Życie to nie bajka? - JOHNLOCKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz