1

780 51 22
                                    

— Ruby! — Usłyszalam znajomy mi głos, kiedy moja stopa staneła w Madrycie. Słońce przyjemnie grzało, jak na stolicę przystało. Dookoła było mnóstwo ludzi, bo każdy się śpieszył do rodziny, do pracy, lub w inne konkretne miejsce.

— João! — Uśmiechnęłam sie widząc chłopaka, natychmiast wylądowałam w jego ramionach. — Dobrze cię widzieć po tak długim czasie.

— Mi też miło cię widzieć. — Odparł, po czym złapał moją torbę i ruszyliśmy do jego auta. Brunet zapakował moje rzeczy do bagażnika, a sam wsiadł za kółko, zaraz obok mnie.

— Jeszcze raz dziękuję, że mogę się u ciebie zatrzymać..

— Drobiazg, w końcu przyjaciołom się pomaga, nie? — Zaśmiał się cicho. — Ale wciąż nie wiem czemu Madryt..

— Pokłóciłam się z ważną osobą, nie wiem czy będzie tak jak kiedyś, chciałam odskoczni, zacząć od nowa. — Wytłumaczyłam na szybko, drapiac się po karku.

— Pokłóciłaś się z Pablo? — Spytal stając na światłach.

— Wiesz, sama nie wiem. To nawet nie była chyba kłótnia, ja po prostu nie dawałam sobie rady z pewnymi rzeczami, a on tego nie rozumiał.

— Z rzeczami związanymi z Thomasem?

— Skąd..

— Przestań Ruby, cała Hiszpania była postawiona na nogi, wszędzie o tobie mówili. — Powiedział wjeżdżając po chwili na osiedle. Zobaczyłam przed sobą piękne apartamentowce.

— No nie umiałam sobie poradzić w niektórych kwestiach, pewnie wyszłam na egoistkę, nie wiem. — Westchnęlam głeboko, odpięłam pasy i wysiadłam z auta.

— Ale to nie była twoja wina, takie rzeczy są normalne, że ludzie mają traumy po takich sytuacjach.

— Nie potrzebuje usprawiedliwiania siebie, João. — Zwróciłam mu uwagę. Chłopak wziął moją torbę i ruszyliśmy do budynku. — Ja też nie byłam święta, może za mało wykazywałam wdzięczności, za jego pomoc.

— Ale Ruby, nie można skreślać związku, bo coś wam nie pasuje w zachowaniu drugiej osoby, no proszę cię. Trzeba rozmawiać, tłumaczyć.

— Nie chcę o tym myśleć. — Westchnęłam. Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro i skierowaliśmy się do mieszkania Félixa. Było pięknie urządzone, w kolorach brązu z delikatnymi wykończeniami. W środku panowała też nieskazitelna czystość. Chłopak chyba był perfekcjonistą.

— Na prawdę ładnie tu masz. — Powiedziałam ściągając buty razem z nim. Przeszliśmy do salonu, gdzie miałam już przygotowaną pościel.

— Staram się trzymać porządek. — Zaśmiał się cicho. Odstawiłam swoje rzeczy, aby zaraz potem z João udać się do kuchni, aby obgadać parę rzeczy.

— Postaram się na dniach znaleźć jakąś pracę, żeby nie wyszło, że wszystko za mnie opłacasz.

— Spokojnie Ruby, nie zbiednieję. — Parsknął śmiechem na co zmarszczylam brwi. Nie przepadałam za tym, jak ktoś wydawał na mnie pieniądze.

— I tak coś znajdę.

Wciąż nie byłam do końca pewna jeśli chodzi o mieszkanie tutaj. Z jednej strony gryzło mnie sumienie, bo przecież mogłam coś zrobić i zostać w Barcelonie. Przez kolejne kilka dni szukalam czegoś w Madrycie i ostatecznie znalazłam pracę.

— No i gdzie idziesz? — Usłyszałam głos Torresa w telefonie.

— Nie interesuj się bo kociej mordki dostaniesz. — Odparłam. — Wychodzę! — Krzyknęlam do João który jadł śniadanie.

— Miłego dnia w pracy! — Odkrzyknął.

— Uuu pracujemy? Gdzie? — Pytał zawzięcie Ferran. Opuściłam mieszkanie i zjechałam windą na dół.

— W klubie ze striptizem. — Staralam się zachować powagę.

— Słucham!?

— Torres, w kawiarni, pracuję w kawiarni, wiem że myślisz o mnie jak o dziwce, już to powiedziałeś w Nowym jorku.

— Ruby. — Westchnął. — Nie powiedziałem ci tego bezpośrednio, bo tak nie myślę, jesteś moim najukochańszym skarbem i nie waż się myśleć inaczej. — Odparł, a ja uśmiechnęlam się słabo.

— Muszę kończyć.. Praca wzywa. — Zaśmialam się cicho.

— Miłego dnia Ruby, zadzwoń wieczorem. — Po tych słowach się rozłączył. Podeszłam jeszcze kilka kroków i weszłam do kawiarni.

———

Znacie takie powiedzenie: Kto z ludźmi pracuje ten się w cyrku nie śmieje?

Bardzo popieram.

— Nie, nie mamy dwudziesto procentowej zniżki na setne zakupy. — Powiedziałam znudzona zachowaniem jakiegoś chłopaka, który nie umiał zrozumieć, że nie dostanie żadnej przeceny.

— A może chociaż numer telefonu do ślicznej pracownicy.

— Człowieku. — Westchnęłam chcąc coś powiedzieć, ale przerwał mi głos.

— Można coś zamówić? — Uśmiechnął się brunet. Odwzajemniłem gest widząc, że próbuje uratować mnie z opresji.

— Proszę. — Odparłam biorąc notesik w dłoń. Blondyn który jeszcze przed chwilą chciał mój numer, fuknął coś pod nosem i odszedł.

—  Kawałek serniczka. — Powiedział a ja zanotowałam.

— Dzięki za pomoc. — Odparłam. Zerknęlam się z jego ciepłym uśmiechem.

— Nie ma sprawy.

Po tych słowach odszedł do stolika. Odsunęlam szklane drzwiczki i ukroiłam kawałek ciasta. Nałożyłam na ozdobny talerzyk, aby potem postanowiłam zrobić chłopakowi dobrą herbatę. Chciałam mu jakoś podziękować, w koncu nie każdy chcialby pomagać w takich sytuacjach. Postawiłam przed nim tacę i uśmiechnęłam delikatnie.

— Nie zamawiałem herbaty. — Zaśmiał się cicho widząc jak stawiam przed nim naczynia.

— Na koszt firmy. — Odparłam. — Chcialam zrobić kawę, ale nie wiedziałam czy lubisz... Wiesz tak w ramach podziękowania..

— Nie przepadasz za pracą z ludźmi, hm?

— Tak się składa, że to moja pierwsza praca.. Ale w punkt. — Zaśmiałam się cicho. Miałam wrażenie, że gdzieś już tego chłopaka widziałam. Może nie osobiście, ale napewno był kimś znanym.

— Może usiądziesz? Porozmawiamy.

Z racji, że w lokalu praktycznie nikogo nie było, przystałam na jego propozycję. Odwiesiłam fartuszek na wieszak stojacy niedaleko i zajęlam miejsce naprzeciwko bruneta.

— Zapomniałem się przedstawić, wybacz, gdzie moje maniery. — Wystawił dłoń w moją stronę. — Jude.

To stąd go znam..

Z boiska.

Amada RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz