Rozdział 1

5 3 0
                                    

Lucky, jak co rano, wstał ze swojego posłania. Rozciągnął się i ruszył na obchód. Najpierw wszedł do pokoju najmłodszych członków jego czteroosobowej rodziny. Po pokoju były rozrzucone zabawki wszelkiej maści - figurki, samochodziki, przytulanki... Lucky rozejrzał się i kiedy stwierdził, że nie ma tu nic ciekawego ruszył dalej. Po chwili trafił do salonu. Tam stała wielka, jakże kusząca kanapa. Zadowolony ruszył w jej stronę. Nie wiedział jeszcze, że po przebudzeniu nie będzie mógł dokończyć obchodu.

🐾🐾🐾🐾🐾

Salę obudził ruch w mieszkaniu. To jej pan wstał i jak co rano, zaczął się przygotowywać do wyjścia. Sala obserwowała jego poczynania. Zaparzył sobie herbatę i w pośpiechu zjadł kupione poprzedniego dnia kanapki. Poszedł do łazienki i zniknął tam na dłuższą chwilę, po czym wrócił już ubrany w swój nieskazitelny, granatowy garnitur. Otworzył drzwi do ogrodu, by Sala jak co rano mogła się załatwić, po czym wyszedł zabrawszy ze stołu kluczyki do samochodu, portfel i telefon. Ponieważ Sala nie miała już co robić, wyszła do ogrodu. Jak zwykle otoczyła ją cała gama zapachów. Zrobiła rundkę dookoła ogrodu, wybierając odpowiedni krzaczek, gdy uderzył ją w nozdrza ostry zapach strachu. Zatrzymała się. Tak, ewidentny zapach strachu. Zaczęła wypatrywać i już niedługo zobaczyła idącego smętnie swojego partnera – Bruna Bajgielka. Bardzo się zdziwiła, gdyż nigdy nie opuszczał on domu bez swoich ukochanych właścicielek. Zobaczył ją i przyspieszył kroku, lecz było widać, że jest wyczerpany. Sala nacisnęła na klamkę furtki, tak jak nauczyła się robić już dawno i wpuściła go do ogrodu. Zaczął coś opowiadać, lecz tak szybko, że Sala nie była w stanie nic zrozumieć. Zaprowadziła go do domu i dała mu się najeść i napić ze swoich misek. Dopiero wtedy zaczął spokojnie opowiadać.

-Sala, zdarzyło się coś strasznego. Wczoraj jak zwykle bawiłem się z Asią, po czym ona mnie odprowadziła do klatki i zamknęła na noc. Zawsze tak robiła, żebym nie zjadał różnych rzeczy z blatu. Niestety tej nocy pojawił się w naszym mieszkaniu jakiś człowiek. Przestraszyłem się i zacząłem szarpać za pręty klatki, lecz nie mogłem jej otworzyć! Usłyszałem stłumione krzyki pani Marii i jęk Asi, ale nie mogłem nic zrobić. To było okropne! Potem wszystko ucichło. Przez dłuższą chwilę szarpałem się jeszcze z klatką, aż udało mi się wydostać. Zacząłem biegać po domu, lecz nigdzie nie mogłem znaleźć moich właścicielek. Dopiero przy łóżku pani Marii, wyczułem zapach strachu i jakiegoś człowieka. To samo było przy łóżku Asi. No i... wydaje mi się... że moje właścicielki zostały porwane!!!

Sala zaczęła zastanawiać się nad tym co powiedział Bruno, czy raczej Bajgiel, jak go zawsze nazywała. Wszystko składało się w taką właśnie, logiczną całość. Sala zaczęła pocieszać Bajgla. Nie wyobrażała sobie jakby to było stracić pana Michała, jej właściciela. Pan Michał nigdy nie miał dla niej za dużo czasy, lecz zawsze wynagradzał jej to długim, niedzielnym spacerem i pyszną karmą, wrzucaną jej 2 razy dziennie do miski. Kochała go bezwarunkowo. Nagle przyszedł jej do głowy dobry pomysł.

-Bajgiel... Może dogonimy tego człowieka i go złapiemy, a potem uwolnimy twoje właścicielki. Razem. Co ty na to?

-Naprawdę? Zrobiłabyś to dla mnie? W sensie musiałabyś zostawić swojego właściciela.

-Nie martw się. Wytrzyma beze mnie jakiś czas. Ale przydałby się nam ktoś do pomocy. Co o tym myślisz?

-To chyba oczywiste, że poprosimy Luckiego! Mam nadzieję, że się zgodzi...

-Na pewno. Jest przecież naszym najlepszym przyjacielem.

🐾🐾🐾🐾🐾

-Jasne, że Wam pomogę! - powiedział Lucky, gdy wytłumaczyli mu o co chodzi. Nie było łatwo się do niego dostać, gdyż zazwyczaj towarzyszyli mu jego właściciele, lecz w końcu się udało. Postanowili wyruszyć od razu. Właśnie wychodzili z mieszkania Luckiego, gdy spotkała ich właścicielka Luckiego – Zuzia, która najwyraźniej wróciła się po coś do domu. Ogarnęła wzrokiem całą sytuację, podeszła do Luckiego i przytuliła go na pożegnanie. Wzięła coś ze stołu i wyszła. Lucky zaskuczał, po czym wyszli z mieszkania.

Na początek postanowili wrócić do domu Bruna, żeby złapać trop porywacza. Szukali przez dłuższy czas i już myśleli, że im się nie uda, ale w końcu Sala wychwyciła lekki zapach, wskazujący, że porywacz oddalił się w stronę lasu.

-Nie wydaje wam się to dziwne? - spytał Lucky.

-Co? - odpowiedział Bruna, próbując domyślić się, o co chodzi Luckiemu.

-No wyobraźcie to sobie. Wchodzicie do domu, porywacie dwie osoby. Wrzucacie je do worka, usypiacie, by nie krzyczały. Wychodzicie... no i co? Wsiadacie do jakiegoś samochodu, prawda? A nie leziecie z mega ciężkim worem do lasu! Po co miałby tam iść? Po pierwsze chodzenie z gigantycznym worem po lesie jest podejrzane, a po drugie niepraktyczne!

Wywód Luckiego wszystkich zaskoczył, więc przez chwilę milczeli. Po chwili zgodnie zgodzili się z tym poglądem. Pozostawało jednak to pytanie: po co porywacz szedł do lasu?

-Może tam ukrył samochód, którym odjechał? Albo miał tam wspólników? - powiedziała Sala.

-Nie wydaje mi się, żeby ukrył tam samochód, ale teoria ze wspólnikami ma dużo sensu - rozważał Lucky.

-Przestańmy myśleć i pójdźmy to sprawdzić! - zdenerwował się Bruno, który chciał jak najszybciej odnaleźć swoją rodzinę. Zaczęli iść w stronę lasu.


Przygody Bruna BajgielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz